Daniel Radcliffe jako Guns Akimbo. Ostatecznie zrywa z wizerunkiem małego czarodzieja

Daniel Radcliffe przez większość widzów kojarzony jest jako Harry Potter. Żadna jego kolejna rola tego nie zmieniła. Do teraz. Aktor wreszcie ma szansę "wydorośleć" w oczach fanów.

Daniel Radcliffe jako Guns Akimbo. Ostatecznie zrywa z wizerunkiem małego czarodzieja
Źródło zdjęć: © Youtube.com

Głównym bohaterem "Guns Akimbo" jest Miles (Daniel Radcliffe) pracownik niższego szczebla w korporacji, która zajmuje się tworzeniem gier z modelem biznesowym opartym na mikrotransakcjach. Miles, ciągle dociskany przez fit - managera (który nęka pracowników dzierżąc w dłoni shaker ze świeżutkim białkiem), stracił już nadzieję na to, że zawojuje branżę gier video.

Jako klasyczny, stereotypowy nerd mieszka w swojej norze wypchanej gadżetami, figurkami, a po odejściu od firmowego monitora siada przed ten domowy. Tutaj wyładowuje frustracje trollując, hejtując, wygrażając w komentarzach w brutalnych widowiskach pay per view, najczęściej tych pochodzących od Skizm, firmy, której sztandarowym produktem są potyczki na żywo w terenach zurbanizowanych.

I właśnie takim jednym komentarzem zwraca uwagę nadzorującego rozrywkę Riktora (Ned Dennehy pamiętny przeciwnik Nicolasa Cage'a z "Mandy"), który odpuścić zniewagi nie zamierza (zatem uważajcie przy komentowaniu tej i kolejnych recenzji).

Razem z silnorękimi składa wizytę u Milesa i nie pytając o zdanie robi z niego uczestnika kolejnej potyczki. Za pomocą śrub przytwierdza na stałe pistolety do jego dłoni, daje określony czas i godnego przeciwnika - Nix (Samara Weaving). Miles oczywiście nieprzygotowany na taką atrakcję zostaje wrzucony w sam środek bitwy tak jak stał, albo tak jak leżał na kanapie w stroju codziennym, szlafroku i bokserkach. Wygląda jak kiepski dowcip z wyuzdanych, dopieszczonych wizerunków bohaterów gier komputerowych i takich samych avatarów.

To kino z ADHD, szalone połączenie wszystkich znanych filmowych technik, celna satyra wypełniona przemocą. Jason Lei Howden jako główną inspirację dla swojego stylu wskazuje filmy Paula Verhoevena, gdzie przy brutalnych scenach okraszonych czarnym humorem, twórca zawsze starał się wstawić komentarz dotyczący społecznych zachowań.

Jason Lei Howden podąża podobną ścieżką od czasu swojego debiutu "Śmierćgasm", a jego najnowszy "Guns Akimbo" udowadnia tylko, że jako filmowiec ma talent do kreowania szalonych wizji. Estetycznie stoi miejscami całkiem blisko teledysków Setha Ickermana (Raphaël Hernandez) z muzyką Carpenter Bruta (Franck Hueso), a tempem i wykonaniem zbliża się do filmu "Hardcore Henry" Ilya Naishullera.

"Guns Akimbo" to doskonale zmontowany, przepełniony energią film akcji z protagonistą, którego czujemy i rozumiemy. Jego niezdarność nie jest nam obca, a wszystkie zagrania w mig przyswajamy, jednocześnie kibicujemy temu nieporadnemu życiowo bohaterowi. Zabawne perturbacje i problemy Miles'a wynikają naturalnie z jego aktualnego położenia i tych przytwierdzonych na amen spluw. Zwykłe czynności są co najmniej problematyczne, a dochodzi przecież pościg pierwszoligowej zawodniczki i próba ponownego rozpalenia serca u byłej dziewczyny.

"Guns Akimbo" zręcznie lawiruje pomiędzy satyrą (jest jasna i klarowna, widzowie oddają się coraz bardziej agresywnym rozrywkom, a model pay per view wymusza na producentach coraz wulgarniejszą i bardziej krwawą wymowę własnych produktów), a solidnym kinem akcji, które, co ważne, nigdy nie opuszcza konwencji i nie staje się autoparodią (jak chociażby seria Za szybcy za wściekli).

Jason Lei Howden wie, jak stworzyć sympatycznego bohatera (wielka zasługa Daniela Radcliffa, który owszem, kontynuuje ciąg swoich dziwnych ekranowych osobowości, ale tym razem nie czuć tu ani grama fałszu), jak wymieszać gatunki i wykorzystać potencjał zaangażowanych pionów technicznych. "Guns Akimbo" wygląda świetnie, łączy style, wykorzystuje świetne muzyczne przeboje, bawi się odniesieniami, które wypadają wręcz porażająco upiornie (w trakcie sceny z młotkiem usłyszymy "Can't touch this" Mc Hammera), a Samara Weaving nie jest wcale tutaj umieszczona na dokładkę, ale stanowi świadomą bohaterkę, pełną ikry, twardą sztukę, która w mig zakumplowałaby się z Harley Quinn.

"Guns Akimbo" to nie tylko komiksowy sznyt, ale przepełniona werwą ilustracja wszystkich nerdowskich sennych marzeń z "od zera do bohatera" na czele.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)