''Do widzenia, do jutra...'': Najgłośniejsze love story PRL‑u
- Zaczęło się to tak, jak zaczynają się tego rodzaju historie. Najzwyczajniej w świecie – mówi w „Do widzenia, do jutra...”, jednej z najgłośniejszych „love story PRL-u”, bohater grany przez Zbyszka Cybulskiego.
- Zaczęło się to tak, jak zaczynają się tego rodzaju historie. Najzwyczajniej w świecie – mówi w „Do widzenia, do jutra...”, jednej z najgłośniejszych „love story PRL-u”, bohater grany przez Zbyszka Cybulskiego.
Film – opowiadający o uczuciu Margueritte, córki konsula, która ma wyjechać z Polski, i Jacka, zakochanego w niej studenta – mający swoją premierę 25 maja 1960 roku, wyreżyserowany przez debiutującego Janusza Morgensterna , zgarnął wiele nagród i zebrał pozytywne recenzje. Spodobał się nawet za granicami naszego kraju – został dostrzeżony na festiwalach w Stradford i Melbourne.
Doceniono również scenariusz, który wyszedł spod ręki Zbigniewa Cybulskiego (choć wśród autorów figurują również Bogumił Kobiela i Wilhelm Mach).
Dla Cybulskiego „Do widzenia, do jutra...”” było niezwykle ważnym projektem – bo chociaż wówczas niewiele osób o tym wiedziało,* opowiadał prawdziwą historię nieszczęśliwej miłości aktora do tajemniczej dziewczyny.*
Ona i on
Margueritte tak naprawdę nazywała się Françoise Bourbon i była córką francuskiego konsula.Gdy jej ojciec objął stanowisko w Polsce w drugiej połowie lat 50., piękna dziewczyna przyjeżdżała do niego w odwiedziny w każde wakacje.
Filmowym Jackiem był oczywiście sam Cybulski. Chłopak, uchodzący za jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia, nierzadko nazywany „polskim Jamesem Deanem”, zanurzony w artystycznym świecie, stał się obiektem westchnień tysięcy dziewcząt.
Ale żadnej nie udało się skraść jego serca. Do czasu.
''Wszyscy byli Françoise zauroczeni''
Nastoletnia Françoise była zachwycona Gdańskiem, a szczególnie upodobała sobie kabaret studencki Bim-Bom.
Chętnie przebywała w towarzystwie młodych artystów, zauroczona panującą tam atmosferą. Wtedy poznała Cybulskiego.
- Wszyscy byli Françoise zauroczeni – opowiadał na łamach magazynu „Polska The Times” reżyser Janusz Morgenstern. - W tamtych latach coś, co pachniało zagranicą, strasznie imponowało. A ona była Francuzką, i to śliczną. Roztaczała swoje wdzięki. Nie dziwię się, że zrobiła wrażenie na Cybulskim i podobała się jego kolegom.
''Zwyczajna historia o miłości''
Jak twierdzą przyjaciele Cybulskiego, aktor nie potrafił oprzeć się urokowi Francuzki.
- Nie potrafię powiedzieć, jak dalece Zbyszek był uczuciowo zaangażowany, ale myślę, że poważnie - dodawał Morgenstern.
Ale ta historia miłosna nie mogła mieć szczęśliwego zakończenia. Bourbon nie chciała zamieszkać w Polsce. Wolała zrezygnować z uczucia – czy raczej młodzieńczego zauroczenia – i żyć w „wolnym kraju”, gdzie miałaby perspektywy. Jej wyjazd zainspirował Cybulskiego do napisania scenariusza.
- Nakręciliśmy "Do widzenia, do jutra..." w 1959 roku. Od razu uznano go za sukces, pewnie dlatego, że był pierwszym filmem w powojennej Polsce bez propagandy politycznej. Ot, zwyczajna historia o miłości – kwitował reżyser.
Zobacz: Filmy o miłości
Powrót do Polski
Dziennikarzom „Polska The Times” po latach udało się odnaleźć Françoise Burbon. Okazało się, że kobieta od dawna mieszka w Warszawie i pracuje jako dekoratorka wnętrz.
- Miałam szczęście, że poznałam środowisko Bim-Bom. Artyści się mnie nie bali. Oni byli sławni, zamożni, czuli się wolni. No, może trochę wolniejsi... Od razu się porozumieliśmy, choć ja nie mówiłam po polsku. Ze Zbyszkiem rozmawiałam po francusku, on znał biegle ten język, a z Bobkiem Kobielą po angielsku – opowiadała.
Młodzieńcze uczucie
Choć Cybulski stracił dla niej głowę, ona podchodziła do ich relacji znacznie rozsądniej.
- Wódeczka, ładne dziewczyny. Tacy sobie playboye. Ale inteligentni. Pamiętam, że kiedy poszliśmy na tańce, rzucali pieniędzmi pod sufit. Kelnerzy spełniali ich wszystkie zachcianki – opowiadała w „Polska The Times” o Cybulskim i Kobieli.
Do Polski wróciła po latach, podkreślając, że zawsze traktowała ten kraj jako swoją „drugą ojczyznę”.
Najpiękniejszy polski film
- Mówią, że "Do widzenia, do jutra..." to jeden z najpiękniejszych polskich filmów – dodawał. - Nie wiem. Dla mnie to po prostu opowieść o młodych ludziach i ich marzeniach. Często wyświetlają go kluby filmowe, został też wydany na płycie DVD, ale ja nie oglądam. Nie wracam do swoich starych filmów. Boję się, że mógłbym się rozczarować. (sm/gk)