"Eternals" to okrutne rozczarowanie. Miało być epicko, wyszło bezbarwnie [RECENZJA]

26. film z uniwersum Marvela miał być czymś świeżym i zaskakującym. Czymś, co udowodni, że można nakręcić głęboką opowieść o superbohaterach. No właśnie - miał. "Eternals" to niemiłosiernie długa męka, w której nieszczególnie zmieniono formułę. Skończyło się na kilku ładnych obrazkach, dużej ilości łez i typowej rozwałce.

"Eternals" zawodzi prawie pod każdym względem
"Eternals" zawodzi prawie pod każdym względem
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

Po gargantuicznym zwieńczeniu, za jaki trzeba uznać "Avengers. Koniec gry", Disney stanął przed niełatwym zadaniem. Jak to wszystko znowu pociągnąć, by ludzie nie mieli dość ich filmów? Najwidoczniej nie znaleziono satysfakcjonującej odpowiedzi, bo studio wkroczyło w czwartą fazę stworzonego przez siebie uniwersum nieszczególnie równym krokiem.

Mieliśmy sterylną do bólu i zupełnie redundantną "Czarną Wdowę", która zamiast pożegnać w godnym stylu postać graną przez Scarlett Johansson, wyrządziła jej jedynie szkodę.

ZOBACZ TEŻ: Zwiastun "Eternals"

Dużo lepiej wyszło to w przypadku przeuroczego "Shang-Chi i legendy dziesięciu pierścieni". Biorąc pełnymi garściami z chińskiego folkloru, a także gatunku zwanego wuxia, studio pokazało, że potrafi stanąć na wysokości zadania, gdy trzeba stworzyć niewymuszoną, a przy tym pełną emocji, bezpretensjonalną rozrywkę.

Dwa miesiące po tym filmie przyszedł czas na 26. z kolei film Marvel Cinematic Universe. Historia o rasie nieśmiertelnych istot, które po kryjomu uczestniczyły w historii Ziemi, od początku reklamowana była jako coś wyjątkowego na tle reszty franczyzy. Chociażby z faktu, że jego reżyserką została nagrodzona Oscarem Chloe Zhao ("Nomadland").

Pierwsze reakcje dziennikarzy sugerowały, że faktycznie mamy do czynienia z niekonwencjonalnym kinem. Kazali nam wierzyć, że "Eternals" to najambitniejszy Marvel, pięknie nakręcony, epicki, dojrzały, świeży, a nawet szokujący (!). To wszystko okazało się wierutną bzdurą. Najlepiej sprawę ujął chyba krytyk magazynu "Rolling Stone", który napisał wprost, że jedyne, co zrobią bohaterzy filmu, to zanudzą widza na śmierć swoimi uczuciami.

Właściwie każdy z Eternalsów jest bardziej zainteresowany swoimi personalnymi dramatami niż ludźmi, których oczywiście musi w pewnym momencie ocalić. Jeden z nich w kluczowym momencie podejmuje decyzję, która w pełni oddaje to stwierdzenie. Ktoś przerabia niełatwą relację z przeszłości, inny nie może pogodzić się ze swoimi czynami.

Mówi nam to tyle, że potężne i nieśmiertelne istoty są bardzo podobne do nas. Mają swoje obsesje, cierpią z powodu złamanego serca, zmęczenia psychicznego lub ubolewają nad faktem, że ludzkość jest skłonna do samozniszczenia. Ot, takie egzystencjalne rozterki.

Richard Madden i Gemma Chan wcielili się w Ikarisa i Sersi
Richard Madden i Gemma Chan wcielili się w Ikarisa i Sersi © fot. mat. pras.

To czyni "Eternals" najbardziej emocjonalnym, a mówiąc precyzyjniej, łzawym filmem w historii MCU, bo większość bohaterów ma przynajmniej jeden moment wielkiego wzruszenia. Strumienie łez spływają po ich policzkach, gdy muszą wygłaszać swoje poruszające przemowy.

Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że to takie pozorowanie głębi, której po prostu nie ma. Wiem, że obecność Zhao na stołku reżyserskim jest doskonałym pomysłem od strony PR-owej, ale nikt nie wmówi mi, że nagle film Marvela dzięki temu zyskał autorski sznyt i zbliżył się do artystycznego kina. Zachowajmy proporcje. Jak już, to w "Shang-Chi i legendzie dziesięciu pierścieni" za sprawą znakomitego Tony’ego Leunga mogliśmy zobaczyć, jak wiarygodnie można oddać tragizm osoby zmagającej się z demonami przeszłości.

Owszem, Zhao ma na koncie trzy znakomicie przyjęte filmy (zwłaszcza "Jeźdźca" i "Nomadland"), ale przecież nikt z Disneya nie stwierdził nagle: "Wiecie co? Niech nakręci film po swojemu". Marvel Cinematic Universe to jest maszyna do robienia pieniędzy, więc nie zarzyna się nagle kury znoszącej złote jajka tylko po to, by, powiedzmy, zwrócić uwagę Akademii Filmowej. Albo zadowolić krytyków. Zwiększenie ilości sentymentalnych scen to jedynie nieskuteczna zasłona dymna.

Co więcej, pod kątem formalnym Zhao nie wniosła niczego nowego. Jej robotę mógłby wykonać jakikolwiek wyrobnik, którego Disney ma pod ręką. Te wszystkie liryczne ujęcia krajobrazów czy sekwencje kręcone w czasie "złotej godziny" zderzane z komputerowo wygenerowaną scenerią może i zachwycą parę osób, ale nie różnią się zbytnio od tego, co widzieliśmy w poprzednich filmach MCU.

To samo można powiedzieć o fabule, która, pomijając już różne problemy bohaterów, jest po prostu kolejną opowieścią o rodzinie, bo tak trzeba traktować Eternalsów. Będąc silną grupą, pomagali ludzkości w Mezopotamii czy w Babilonie, nawet się z nią umiejętnie asymilując. Ale jak to często bywa w rodzinie, w pewnym momencie doszło do waśni i wszystko się rozpadło. A potem przyszedł czas, by to wszystko naprawić.

Na pocieszenie mogę powiedzieć, że w "Eternals" jest parę niezłych sekwencji akcji. Pewną satysfakcję sprawiają starcia, w których poznajemy moce superbohaterów. Humorystyczną przeciwwagę dla ogólnej nadętości filmu stanowi też Kingo grany przez Kumaila Nanjianiego. Można w sumie powiedzieć, że jego wątek zawiera najlepsze sceny.

Kingo jest gwiazdą Bollywood, więc padają m.in. trafione żarty na temat kina. Wraz ze swoim człowieczym pomocnikiem kręci nawet dokument o sobie i kolegach z drużyny. Aż chciałoby się więcej tego.

"Eternals" jest epickie, ale tylko pod kątem czasu trwania (poczujecie te 157 min). Fabuła skacze w czasie, zasypuje nas mnogością wątków i informacji. Marvel niemal na każdym kroku chce nam wmówić, że to kino o dużej powadze, w którym dokonuje się wielkie odkrywanie człowieczeństwa w istotach boskich, ale i tak ostatecznie wszystko zmierza do przewidywalnego zakończenia, w którym bohaterowie toczą wyścig z czasem, by uratować ziemię.

Żaden z aktorów nie zasługuje na wzmiankę, a taka Angelina Jolie jest zupełną pomyłką, bo jej postać właściwie nie ma co robić na ekranie.

Coś czuje, że ten film mocno podzieli fanów Marvela. Z czasem stanie się jednym z tych tytułów, o których większość nie będzie pamiętać. Słusznie. Prosimy o więcej kina w stylu "Shang-Chi".

"Eternals" trafi do polskich kin 5 listopada.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)