Filmoteka Narodowa. Dlaczego cykl filmowy przyciągnął 4 osoby? Ekspertka tłumaczy, że poprawiła "przypadkowy" program przeglądu
W czwartek napisaliśmy, że cykl filmowy "Wieczne lato" przygotowany przez Filmotekę Narodową przyciągnął raptem 4 widzów na jeden z pokazów. Swoją wersję wydarzeń przedstawia teraz WP Marlena Gabryszewska, która wybrała filmy do cyklu. - Poproszono mnie o poprawienie pierwotnego programu, bo były w nim filmy przypadkowe - wyjaśnia. Pracownicy FINA: - Nieprawda!
10.07.2021 15:05
Przypomnijmy, że cykl filmowy "Wieczne lato", przygotowany w Warszawie przez Filmotekę Narodową Instytut Audiowizualny (FINA), przyciągnął w pierwszy weekend między 4 a 16 widzów na seans. To frekwencyjna porażka jak na program, który mógł kosztować kilkadziesiąt tys. zł. W poprzednich latach było to 150 - 300 widzów na seans.
Anonimowi pracownicy FINA za ten stan rzeczy obwinili nową dyrekcję, mianowaną przez ministra kultury Piotra Glińskiego. Nasi informatorzy mówią, że przygotowany przez pracowników już w marcu program przeglądu odrzucono, a nowy został przygotowany pospiesznie w czerwcu przez osobę z zewnątrz. Naturalnie zabrakło już czasu na jego promocję.
Marlena Gabryszewska, na co dzień dyrektorka Stowarzyszenia Kin Studyjnych oraz była pracownica Filmoteki Narodowej potwierdziła WP, że to ona została poproszona o konsultację programu "Wiecznego lata" przez Monikę Piętas-Kurek, nową wicedyrektorkę Filmoteki Narodowej.
Gabryszewska: - Rzeczywiście tak było. Z racji wykształcenia i wieloletniego doświadczenia w pracy w Filmotece Narodowej, a co za tym idzie znajomości archiwum, zostałam poproszona o konsultację programową. Nastąpiło to późno, bo w połowie czerwca, a program miał ruszyć już w lipcu, niemniej zmiany w programie były w moim przekonaniu zasadne.
Ponadto Gabryszewska uważa, że przygotowany przez pracowników FINA przegląd nie spełniał misji Filmoteki Narodowej:
- W pierwszej, przygotowanej w marcu wersji, cykl zakładał filmy współczesne, które możemy oglądać na platformach streamingowych i w wielu kinach letnich organizowanych w całym kraju. Znajdowały się w nim takie filmy, jak "Zanim się pojawiłeś", "Pamiętnik", "System" czy "Kongres", czyli tytuły być może popularne, ale wybrane przypadkowo. Jakkolwiek miło ogląda się je w kinie "pod chmurką", to nijak nie pasują do misji, jaką powinna kierować się taka instytucja jak FINA, dotowana z pieniędzy publicznych.
Gabryszewska mówi nam, że ideą wicedyrektor FINA Piętas-Kurek było stworzenie programu, który pokazywałby klasykę kina i filmy artystyczne.
- Trudno powiedzieć, dlaczego taki program od razu nie został przygotowany w FINA, która dysponuje setkami klasycznych tytułów w swoim archiwum i dzięki temu może wyróżniać się na tle innych tego typu wydarzeń. Tymczasem w pierwotnej wersji programu nie było w ogóle kina polskiego, nie było filmów z kanonu klasyki filmowej, a przecież misją Filmoteki Narodowej jest upowszechnianie wysokiej kultury - tłumaczy i dodaje:
- W jej zasobach znajdują się m.in. wspaniałe, odrestaurowane tytuły przedwojenne, do których właścicielem praw jest FINA, a których pokazanie nic nie kosztuje. FINA może prezentować ten repertuar prawie bezkosztowo. Ponadto FINA ma możliwość wymiany z innymi archiwami w Europie. Takie zaproponowane przez mnie tytuły, jak "Casablanca", "2001: Odyseja kosmiczna: 2001" czy "Tramwaj zwany pożądaniem" nie wymagają więc dodatkowych kosztów.
Promocja? "Rekomendowałam przesunięcie"
Dlaczego, zdaniem Gabryszewskiej, promocja opracowanego przez nią na nowo programu ruszyła tak późno i skończyła się frekwencyjnym fiaskiem? Gabryszewska:
- Moja praca ograniczała się do konsultacji, a nie realizacji samego wydarzenia, która została po stronie pracowników FINA. Ze względu na późne rozpoczęcie prac nad nowym programem i przedłużające się negocjacje licencyjne, rekomendowałam przesunięcie realizacji programu na połowę lipca, aby mógł on zostać odpowiednio wypromowany i dotrzeć do zainteresowanych odbiorców. Spotkało się to ze sprzeciwem ze strony pracowników FINA i promocja ruszyła zaledwie kilka dni przed pierwszym seansem.
Na koniec Gabryszewska mówi WP, że "działalność takiej instytucji jak FINA powinna być apolityczna i kierować się, zapisaną w statucie misją". Tymczasem, jej zdaniem, "projekt kina letniego został wykorzystany do walki politycznej i wzajemnych oskarżeń o indolencję 'starego' i 'nowego' porządku".
Redakcja WP daje w tym sporze przestrzeń do wypowiedzi dla wszystkich zainteresowwanych stron. Pracownicy FINA, którzy przygotowali pierwotny program, po zapoznaniu się z wersją pani Marleny Gabryszewskiej, przysłali do redakcji WP oświadczenie.
Poniżej jego treść:
ODPOWIEDŹ PRACOWNIKÓW FINA
Pani Marlena Gabryszewska okazuje się niezwykle skromna – fakty są takie, że nie była konsultantką letniego programu FINA, ale stworzyła go od podstaw po tym, jak poprzedni, kontynuujący dotychczasową linię "Wiecznego lata”, sprawdzoną i cieszącą się uznaniem widzów, został bez słowa rozmowy z zespołem zlikwidowany. To, odnotujmy, jej pierwsze minięcie się z prawdą. Zespół FINA został sprowadzony do służebnej roli operatorów pozyskiwania licencji, przygotowywania opisów, nośników i w wielu przypadkach polskich napisów do propozycji zewnętrznej programerki.
Jej program przewiduje tak zgrane do bólu i dostępne na co dzień online, w Ninatece, przedwojenne filmy jak "ABC miłości” czy "Dziewczyna szuka miłości” (pani Marlena, pracując przez lata w Kinie Iluzjon, powinna pamiętać, że te filmy regularnie pojawiały i pojawiają się w jego repertuarze) oraz "Poszukiwany, poszukiwana” – obecny w telewizji zapewne co najmniej raz w miesiącu, jeśli nie tygodniu. Bardzo jesteśmy ciekawi dalszych sukcesów frekwencyjnych arcydzieł polskiego kina wybranych do programu przez panią Marlenę.
Gdyby ktokolwiek z nowego kierownictwa zdecydował się zamienić choć słowo na temat programu z zespołem, dowiedziałby się, jaki zamysł stał od lat za w większości zagranicznymi tytułami. Filmy polskie pokazywane są na Wałbrzyskiej 3/5 przez cały rok poza sezonem letnim – stąd pomysł, aby wakacje były bardziej "kosmopolityczne”. I to się od lat znakomicie sprawdzało – "rekompensując” poniekąd widowni bardziej misyjne, polskie cykle w ciągu roku (nowe polskie kino, polska animacja, polski dokument, polski kostium filmowy itp.).
Twierdzenie, że w programie FINA mogły się znaleźć filmy takie jak "Pamiętnik” czy "Zanim się pojawiłeś”, to drugie minięcie się z prawdą pani Marleny i cyniczna próba zdyskredytowania pracy zespołu programowego. Prosimy o dowody na takie wybory programowe, skonfrontujemy je z pierwotnym projektem letniego programu.
Trzecia sytuacja, kiedy pani Marlena Gabryszewska mija się z prawdą, to jej stwierdzenie, że w programie pracowników FINA nie było klasyki kina. Wiemy, bo przed marcową zmianą władz dział programowy zdążył zaprezentować na jednym z zoomowych spotkań swoje wstępne propozycje, że w sekcji "Muzyka” były musicale, m.in. "Amerykanin w Paryżu” (rocznicowo) czy "Kabaret”. Jak co roku, był też w sekcji "Miłość” obecny Eric Rohmer (cykl "Pór roku”). Jeśli te filmy nie należą do klasyki kina, to jakie należą?
Pani Marlena z kolei, tworząc swój program, nie zadała sobie nawet tyle trudu, by sprawdzić harmonogram "Wiecznego lata” z ubiegłych sezonów. Dlatego nie wie, że zaproponowana przez nią klasyka, czyli choćby "Rzymskie wakacje”, to film pokazany rok temu w tym samym miejscu i czasie. Bo w programie "Wiecznego lata” klasyka jest obecna od samego początku.
Warto też zwrócić również uwagę na czwarty wątek, w którym pani Marlena wyjątkowo boleśnie mija się z prawdą – chodzi o rzekomy nacisk pracowników FINA, by jak najszybciej ruszać z przygotowanym przez nią programem. Było dokładnie odwrotnie, a na czele przeciwników pomysłu startowania z początkiem lipca stał dział promocji FINA, który ostrzegał, że w takim czasie nie sposób wypromować wydarzenia i frekwencja będzie fatalna. Jedyną osobą forsującą natychmiastowy start była zleceniodawczyni pani Marleny, dyrektor Monika Piętas-Kurek. Szkoda, że pani Marlena jest gotowa publicznie takie rzeczy stwierdzać, aby bronić swojej szalenie wątpliwej postawy w całej tej sytuacji. Zwłaszcza, że jej przy rozmowach organizacyjnych, jak sama wcześniej wspomniała, nie było.
Mimo wszystko życzymy pani Marlenie, aby jej nikt nigdy tak nie "skonsultował" programu, jeśli kiedyś nadzór nad jej pracą przejmą nowi przełożeni, którzy nie będą odczuwali potrzeby komunikowania się z nią.
Pracownicy FINA