Grał złodzieja w "Kevin sam w domu". Kokaina prawie go zabiła
Daniel Stern został zapamiętany przede wszystkim jako złodziej Marv z "Kevina samego w domu". Aktor ostatnio wydał biografię, w której opowiedział o braniu kokainy na planie jednego z filmów, o pracy z młodziutkim Culkinem i o przemocowej aferze, którą próbował ujawnić.
Daniel Stern to aktor z ogromnym dorobkiem. Jego pierwsze produkcje pochodzą z końca lat 70., ale to przede wszystkim rola złodzieja z "Kevina samego w domu" wpisała się na zawsze w historię popkultury, a Sternowi dała potężną popularność. Połowa duetu "Mokrych Złodziei" dalej korzysta z rozpoznawalności. Widzowie mogą go oglądać z serialu Apple TV+, "For All Mankind". Stern postanowił wydać też biograficzną książkę, w której rozlicza się z amerykańskim show-biznesem. Ujawnia kilka mocnych historii, które pokazują, jak w latach 80. czy 90. funkcjonowała branża - dość patologicznie, ujmując to dyplomatycznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku
Aktor "Kevina" był o krok od przedawkowania
Stern w książce "Home and Alone" opisuje m.in. pracę przy filmie "Szalona autostrada" (inny tytuł to "Słodko gorzka autostrada"), który wszedł do kin w 1981 r. Gdy film wchodził na ekrany, był najdroższą komedią, jaką kiedykolwiek wyprodukowano. Dziś takie kwoty nie robią na nikim wrażenia, ale w tamtych czasach budżet 24 mln dolarów jak najbardziej robił wrażenie. Stern wcielał się w dilera narkotyków.
"Był 1980 r. i wszędzie było pełno kokainy. Nigdy jej nie próbowałem, bo nie było mnie na nią po prostu stać, ale na planie tego filmu wszyscy ją zażywali - reżyser, producenci, aktorzy, goście od rekwizytów, kierowcy... Wszyscy mieli przy sobie woreczki wypełnione białym proszkiem, który wciągali przez cały dzień. Aktor wspomina, że kręcąc sceny zażywania narkotyku, aktorzy używali sproszkowanej witaminy B-12, ale gdy tej pewnego razu zabrakło, sięgnięto po prawdziwy narkotyk.
"Na początku pomyślałem: OK, ale prawie nie wróciłbym po tym do domu" - wspomina aktor. "Robiliśmy ujęcie za ujęciem, za każdym razem reżyser był coraz bardziej wkurzony i za każdym razem sięgał po kokainę, tak samo i ja. Gdy skończyłem pierwszy woreczek, reżyser dał mi swój zapasowy. Musiałem wciągnąć narkotyk koło 15 razy i moje serce zaczęło walić jak nigdy w życiu. Nie chciałem umrzeć, ale nie chciałem też, by reżyser się na mnie wydzierał" - wspomina Stern i jak pisze, jeszcze przez dwa dni nie był w stanie zasnąć.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Praca na planie "Kevina samego w domu"
Naturalnie, Stern sporo miejsca poświęca historiom z planu "Kevina samego w domu". Wspomina np. pracę z Macaulayem Culkinem, który był "słodkim dzieciakiem", który jednak miał okropne dzieciństwo. Stern opowiada o tym, jak w trakcie kręcenia drugiej części przygód Kevina, zabrał Culkina wraz ze swoimi dzieciakami, by pobawić się w parku.
"Ten słodki dzieciak żył znacznie innym życiem niż moje dzieci" - opowiada. "Nie potrafił bawić się w berka czy rzucać piłką. Był typem dzieciaka, który raczej spędzał czas w domu i ciążyła na nim ogromna presja ze strony dorosłych, z show-biznesu" - punktuje.
Stern opowiada też o jednej ze scen z pierwszego filmu - tej z tarantulą chodzącą mu po twarzy. "Gdy nadszedł ten dzień, byłem przekonany, że pojawi się ktoś z jakimś genialnym rekwizytem, który będzie wyglądał jak żywa tarantula. Ale gdy dotarłem na plan okazało się, że pająk jest gumowy, nie rusza się i jest do niczego. Wtedy przyprowadzili człowieka z tarantulą" - można przeczytać w jednym z fragmentów "Home and Alone".
"Gość wyjaśnił mi, że zrobili klika prób na jego twarzy i nic złego się nie stało, więc pewnie jest to bezpieczne dla mnie. Pytałem, czy tarantulę da się w ogóle wytresować, to powiedział mi, że nie bardzo, ale dopóki nie zrobię żadnego ruchu, to powinno być OK. Potem wyjaśnił mi, gdzie jest trucizna, jak pająk gryzie i jak długo pożyję, gdy mnie ugryzie. Mówił, że można by pozbyć się trucizny, ale wtedy pająk by umarł. Albo on mnie ugryzie i umrę, albo umrze pająk. Ale wiedziałem, że pająkowi krzywdy nie zrobią" - opowiada.
Z książki Sterna można dowiedzieć się, jak za kulisami wyglądało kilka dekad temu tworzenie show-biznesu. Aktor "Kevina" opowiada akurat o tej mrocznej stronie. W 1999 r. miał być gwiazdą nowego show "Partners". Stern wspomina, że produkcja zaoferowała mu mnóstwo pieniędzy za dołączenie do ekipy nie tylko w roli aktora, ale producenta wykonawczego. Szybko zaczęły przychodzić do niego kobiety pracujące przy show, by zwierzać się mu z tego, że były seksualnie napastowane przez reżysera produkcji - Bretta Ratnera i aktora Jeremy'ego Pivena.
Stern wyznaje, że nakazano mu przemilczenie sprawy. Podkreślono, że nie może iść z tym do szefów Columbia TV pod żadnym pozorem, bo to zniszczy show, które miało szansę na emisję w telewizji. "Partners" nigdy nie ujrzało światła dziennego, za co stacja oskarżyła właśnie Sterna, pozywając go do sądu i żądając od niego 25 mln dolarów za "sabotowanie show". Skończyło się na tym, że sprawa molestowania kobiet nigdy nie ujrzała światła dziennego, a Stern musiał oddać swoją gażę za udział w show.
Lata później Brett Ratner został oskarżony przez aktorkę Olivię Munn o masturbowanie się przed nią na planie filmowym. Jeremy Piven zaś musiał bronić się przed oskarżeniami trzech kobiet o molestowanie seksualne.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: