Joaquin Phoenix wciąż przeżywa śmierć brata. Nie mógł w spokoju przeżyć żałoby
Joaquin Phoenix niezwykle rzadko opowiada o tragedii, która dotknęła go niemal 30 lat temu. Do dziś bowiem nie pogodził się ze śmiercią starszego brata, który zmarł w jego ramionach. Ostatnio jednak aktor zdecydował się publicznie na kilka słów na temat zmarłego Rivera.
Joaquin Phoenix to niewątpliwie jeden z najbardziej utalentowanych gwiazdorów w Hollywood. Ostatnio świat zachwycił się jego rolą w "Jokerze". Wielu fanów i krytyków wróży mu za tę produkcję Oscara. I słusznie. To prawdziwy aktor z krwi i kości, który w każdą swoją kreację wkłada 100 proc. siebie i talentu. Niewielu jednak wie, że w życiorysie Phoenixa nie brakuje ostrych zakrętów. Jednym z tych, który do dziś jest dla niego traumą, jest śmierć starszego brata Rivera.
ZOBACZ WIDEO: "Joker" zwiastun
Joaquin niezwykle rzadko mówi o sferze prywatnej. Nie porusza też tragedii, która odbiła się na całym jego dorosłym życiu. Mimo że od śmierci Rivera minęło już 27 lat, wciąż nie potrafi pogodzić się z tą bolesną stratą.
Wszystko wydarzyło się dokładnie 31 października 1993 r. Ten dzień okazał się dramatyczny nie tylko dla rodziny Phoenixów, ale i dla całego przemysłu filmowego. 23-letni wówczas River, wschodząca gwiazda, jeden z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia, imprezował ze znajomymi w, należącym do Johnny'ego Deppa, klubie The Viper Room,
Mężczyzna stracił przytomność, przedawkowując heroinę i kokainę. Zmarł w ramionach swojego 19-letniego brata, Joaquina. Nagranie, na którym zrozpaczony chłopak dzwoni pod 911, szukając pomocy, wyciekło do mediów. I to właśnie wtedy rozegrał się kolejny koszmar.
PRZECZYTAJ TEŻ: "Joker": kim naprawdę był Arthur Fleck?
Młody aktor nie mógł się pogodzić ze śmiercią brata. Na kilkanaście miesięcy wycofał się z publicznego i zawodowego życia.
- W czasie, gdy jesteś najbardziej bezbronny, nadlatują helikoptery, są ludzie, którzy próbują wkraść się na twój teren. Z pewnością przeszkadzało mi to w przeżywaniu żałoby - powiedział Joaquin w najnowszym wywiadzie dla programu "60 Minutes".
Gwiazdor wspomniał też, że niemal na każdym kroku czuje obecność Rivera.
- Praktycznie w każdym filmie, w którym wziąłem udział, w pewnym sensie czułem "połączenie" z Riverem. Myślę, że wszyscy odczuwamy jego obecność w naszym życiu na wiele sposobów. River był naprawdę znaczącym aktorem i gwiazdą filmową, a my tak naprawdę tego nie wiedzieliśmy - zakończył.
River Phoenix pozostawił po sobie niewielki, choć imponujący dorobek zarówno filmowy, jak i muzyczny. Zadebiutował w 1985 r., grając małego geniusza w filmie "Odkrywcy" (został nagrodzony statuetką Young Artist Awards).
Widownię zachwycił przede wszystkim występem w "Straconych latach" Sidneya Lumeta (został nominowany do Oscara i Złotego Globu) i w filmie "Moje własne Idaho" Gusa Van Santa (otrzymał za to Puchar Volpiego dla najlepszego aktora na 48. MFF w Wenecji). Wcielił się też w postać młodego Indiany Jonesa w filmie Stevena Spielberga "Indiana Jones i ostatnia krucjata".
Miał pojawić się w "Wywiadzie z wampirem" i "Bezpiecznym przejściu". Planowano, że zagra Arthura Rimbauda w "Całkowitym zaćmieniu" i Jima Carrolla w "Przetrwać w Nowym Jorku".