30 lipca do polskich kin trafia "Intruz" Natalii Mety - film ze znaną z "Dzikich historii" Éricą Rivas. Bohaterka nie ma szczęścia w miłości, a na dodatek traci głos - dla aktorki dubbingu i chórzystki podstawowe źródło utrzymania. Jan Pelczar spytał aktorkę i reżyserkę, kim jest tytułowy "Intruz", który wydaje się być przyczyną jej kłopotów.
Jan Pelczar: Ines, główna bohaterka filmu "Intruz", trafia do świata pełnego grozy, nie wie, co się wokół niej dzieje. Łatwo byłoby przedstawić ją groteskowo, ale bez względu na to, jakiemu horrorowi musi się przeciwstawić, jest bardzo opanowana. Gdzie znajduje się linia, której nie można przekroczyć, by tak zbudować postać?
Natalia Meta: "Intruz" to luźna adaptacja powieści C.E. Feiling. Bardziej inspiracja tak naprawdę. W powieści podobał mi się pomysł na przekraczanie granic pomiędzy rzeczywistością a snem i postać kobiety, która nie pasuje do żadnych stereotypów. A także pomysł na to, jaką rolę otrzymuje sam głos bohaterki. Mam nadzieję, że kiedyś książka Feiling zostanie przetłumaczona na polski.
Érica Rivas: Ines cały czas jest na granicy. Poznajemy ją, gdy stoi na swoistym skrzyżowaniu, na życiowym rozdrożu. Później idziemy za nią do jakiegoś świata pomiędzy - pomiędzy rzeczywistością i fantazją, pomiędzy snem i jawą, zasypianiem i przebudzeniem. Ale przede wszystkim do świata pomiędzy patriarchalną dominacją, a kierowaniem się jej własnymi impulsami. Przebudzenie polega tu na oddaniu przez Ines głosu sobie samej, kobiecie.
To dojrzała bohaterka, ale jest u progu kolejnego dorastania. Zachodzą w niej mocne przemiany cielesne, ujawniają się różnice, przechodzi transformację. Dla mnie zarówno jako dla artystki, jak i dla osoby prywatnej bardzo ważne jest, żeby nie otaczać się tylko tym, co oczywiste, ale przekraczać różnego rodzaju granice. To pozwala na dekonstrukcję i wymyślanie siebie od nowa. Można przewartościować życiowe priorytety i relacje, wpłynąć na rzeczywistość, z którą stykamy się we współczesnym świecie.
Rozmawiamy o filmie, a świat wokół nas płonie. Tym bardziej warto zwracać uwagę na wszystko, o czym możemy powiedzieć "na granicy", nie tylko na rzeczy, które są czyste i jednorodne.
Ines zajmuje się dubbingiem japońskich filmów, które wyglądają na takie, które same przekraczają liczne granice. Czy to było największe wyzwanie podczas pracy nad "Intruzem"?
Natalia Meta: Ines podkłada głos do japońskich "bondage movies", ale nie do prawdziwych, istniejących. Ujęcia, które widzimy w "Intruzie", zostały zrealizowane specjalnie na potrzeby filmu.
Érica Rivas: Sceny dubbingowania były trudne, ale i fascynujące. To świat, który chciałabym zgłębiać w swoim zawodzie. Zacierająca się, także w tych ujęciach, granica między fikcją a rzeczywistością, to przestrzeń dla mnie bardziej oswojona, ale praca, którą musiałam wykonać, by widzowie uwierzyli w moją bohaterkę i jej profesjonalną stronę, to było najtrudniejsze. Szczególnie w scenach, w których poznajemy Ines jako chórzystkę. Przede wszystkim, gdy musiałam śpiewać tak liryczne utwory.
Natalia Meta: Dubbing był ważny, podobnie jak praca z dźwiękiem. W swoim debiucie pracowałam z meksykańskim aktorem. Kiedy przyjechał na plan do Argentyny, okazało się, że jego akcent nie pasował do postaci. Wtedy po raz pierwszy tak blisko pracowałam z podkładaniem głosu.
Także chór w filmie to prawdziwy argentyński zespół. Ale ważne są też organy. Nie wiem, ilu widzów "Intruza" miało doświadczenie z prawdziwym instrumentem tego typu, ale nasza praca z jego wykorzystaniem była naprawdę zadziwiająca. Organy to instrument jak ze snu.
Ines traci głos. To mocna metafora. Kibicujemy jej, gdy próbuje go odzyskać, a jednocześnie wyrwać się spod kontroli innych. By to zrobić, musi uwolnić się nie tylko od mężczyzny, ale i z podporządkowania matce.
Érica Rivas: Agentami opresji nie są sami mężczyźni, ale patriarchat, a także związane z nim kapitalizm, kolonializm i inne -izmy. To są prawdziwi agenci opresji i wszyscy działają wedle identycznego schematu. Nie ma znaczenia, czy podtrzymujący te systemy mają organy męskie, czy żeńskie, ważne w jakich strukturach się znaleźliśmy, to one nas obciążają. Obciążają zarówno mężczyzn, jak i kobiety. To faktycznie mocna metafora, można z niej wiele zaczerpnąć. Dotyka także takich spraw jak pożądanie, marzenia, czyli te sfery, które nie chcą dać się tak łatwo usidlić społecznym i politycznym kategoriom.
Dzięki nim poznajemy Ines jako bardzo zmysłową postać.
Érica Rivas: Ważne w jej budowaniu było rozmyślanie o wspomnianym już przeze mnie ponownym dorastaniu. Zmysłowość jest swoistym kompasem, nie wiąże się jedynie z pobudzeniem płciowym. Wierzę, że kobiece pragnienia związane są również z odbieraniem innych sygnałów, np. z dźwiękiem, a także wstrząsającymi przeżyciami związanymi z zakochaniem się. W takich momentach wyposażeni jesteśmy w wyostrzoną zmysłowość i to przeniknęło do filmu.
"Chcesz mnie kontrolować na jawie, a teraz chcesz mnie kontrolować we śnie" - mówi Ines do chłopaka w jednej ze scen.
Érica Rivas: Mężczyźni chcą nas kontrolować na wszystkich terytoriach. Nawet ich teorie na temat kobiecych snów są formą kontroli. Z historii, z literatury, z filozofii, z medycyny, z dziedzin prawniczych, właściwie z każdej dziedziny dowiadujemy się przede wszystkim o tym, na co padło męskie spojrzenie. To w zasadzie niewytłumaczalne. Okazuje się, że nawet język, narzędzie komunikacji, przerobiliśmy na mechanizm kontroli.
Czy "Intruz" to feministyczny film? A jeśli tak, to czy dlatego, że opowiada o kobiecie i o spełnianiu przez nią swoich pragnień, czy dlatego, że został zrealizowany przez kobiety?
Érica Rivas: Zgadzam się, że można tak określić nasz film, ale także z innych powodów. To, jak opowiadamy o spełnianiu pragnień i o roli snu, to także czynimy z bardzo kobiecej perspektywy. Narracyjnie też nie sięgamy po sprawdzone i lubiane przez mężczyzn zwykłe opowiadanie historii i zmierzanie od punktu wyjścia do finału, ale wciągamy widza do czegoś w rodzaju labiryntu. Natalia jest nie tylko reżyserką, ale i filozofką…
Natalia Meta: … nie jestem filozofką. Żaden ze studentów filozofii nie powiedziałby o sobie, że jest filozofem.
Érica Rivas: …ale punktem wyjścia do pracy nad "Intruzem" było rozmyślanie o sytuacjach granicznych, a także o kobiecych pragnieniach, po dziś dzień tak trudnych do zdefiniowania i wytłumaczenia.
Natalia Meta: W tym przypadku filozofia się rzeczywiście przydała, bo zawsze byłam zwolenniczką Arystotelesa, ze względu na jego odwagę, by zaprzeczać samemu sobie. To dla mnie równa się pragnieniu zdobywania wiedzy, ciągłemu rozwojowi, badaniu rzeczywistości, to zawsze było dla mnie najbardziej fascynujące w filozofii. Arystoteles opierał się też na podejściu, że rozmaite rzeczy są ze sobą powiązane.