Kilka scenariuszy kradzieży "Zielonej granicy". Prawnicy komentują, co dalej

Eksperci są raczej zgodni: nie będzie łatwo pociągnąć do odpowiedzialności osobę, która nielegalnie przekazała TVP kopię filmu "Zielona granica", ani samą stację, która emitowała film bez zgody i licencji.

Telewizja Polska upubliczniła fragmenty filmu Holland przed premierą
Telewizja Polska upubliczniła fragmenty filmu Holland przed premierą
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe, TVP
Przemek Gulda

26.09.2023 | aktual.: 26.09.2023 11:26

Mija kilka dni od premiery filmu Agnieszki Holland "Zielona granica", a nadal nie wiadomo, jak potoczy się sprawa nielegalnego prezentowania jego fragmentów przez TVP jeszcze przed pierwszymi otwartymi pokazami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trzy scenariusze kradzieży

Pierwsze pytanie, które warto w tej sprawie zadawać, dotyczy tego, w jaki sposób cyfrowa kopia filmu została pozyskana przez osobę, która potem - jak przyznała TVP w swoim oficjalnym oświadczeniu dla Wirtualnej Polski - przekazała ją stacji.

Teoretycznie można mówić o dwóch scenariuszach: jeden jest taki, że ktoś, kto miał dostęp do filmu, skopiował go i dostarczył TVP, drugi - że ktoś dokonał włamania na serwery, na których był przechowywany film i go wykradł.

W grę mogą wchodzić dwie firmy: Metro Films, czyli polski producent filmu i Kino Świat, jego polski dystrybutor. Kilka dni temu pierwsza z nich, wraz z Agnieszką Holland, wydała oświadczenie, w którym zapewnia, że będzie "podejmować niezbędne kroki w celu powstrzymania osób i podmiotów, które rozpowszechniają fragmenty pozyskane w nielegalny sposób". Od tamtej pory nie komentuje sprawy. Zabrania głosu odmawia także Kino Świat - firma poinformowała tylko, że podpisuje się pod oświadczeniem Holland i Metro Films.

W poniedziałek (25 września) pojawił się jeszcze trzeci scenariusz - wynika z faktu, że film został przekazany do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, przy którym działa ciało rekomendujące polski film do nominacji oscarowej. Serwery PISF-u stały się kolejnym miejscem, z którego można było pozyskać kopię cyfrową filmu.

Rzeczniczka PISF odmówiła komentarza w tej sprawie. O ocenę sytuacji poprosiliśmy także Radę Mediów Narodowych i Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Z żadnej z tych instytucji, zajmujących się regulowaniem działalności rynku medialnego w Polsce, nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytania.

Co grozi osobie, która przekazała film

Wirtualna Polska postanowiła zasięgnąć eksperckiej opinii prawniczej w sprawie możliwych następstw prawnych tych zdarzeń. Choć nie są jeszcze znane - i być może nie zostaną nigdy ujawnione - żadne szczegóły dotyczące ich okoliczności, kilka osób zajmujących się prawem mediów, zdecydowało się przedstawić opinie na temat nielegalnej emisji fragmentów "Zielonej granicy" w TVP.

Pod uwagę brały dwa aspekty: odpowiedzialność osoby, która zdobyła kopię filmu i przekazała go stacji oraz odpowiedzialność samego nadawcy z tytułu nieautoryzowanej, nielicencjonowanej emisji fragmentów "Zielonej granicy".

- W odniesieniu do osoby, która film przekazała TVP, wiele zależy od okoliczności jego uzyskania i przekazania oraz motywacji kierującej taką osobą - ocenia adwokat Michał Bieniak, specjalista w dziedzinie prawa autorskiego.

- Potencjalnie w grę może wchodzić odpowiedzialność karna z art. 118 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, tj. obrót nielegalnymi kopiami lub wykorzystanie urządzenia przeznaczonego do obchodzenia zabezpieczeń przed przegrywaniem filmu (art. 1181). Mogło w końcu dojść ze strony tej osoby do naruszenia przepisów Kodeksu karnego (art. 266 par. 1 kk, art. 267 par. 1 kk) lub Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (ujawnienie tajemnicy przedsiębiorstwa). Niezależnie od tego producentowi powinny przysługiwać roszczenia cywilnoprawne zarówno przeciwko telewizji publicznej, jak i sprawcy ujawnienia.

Czy były korzyści finansowe?

Inny z prawników, który na prośbę Wirtualnej Polski podjął się oceny tej sytuacji, rozważa dwa scenariusze.

- Jeśli kopię filmu wyniósł z biura pracownik producenta albo dystrybutora filmu, można z pewnością mówić o naruszeniu obowiązków pracowniczych - tłumaczy Jakub Woźny, radca prawny ze specjalizującej się w prawie mediów poznańskiej Kancelarii Prawnej Media.

- Gdyby naruszającym była osoba z firmy współpracującej, np. podwykonawca, w grę wchodziłaby odpowiedzialność umowna, oparta na zasadach ogólnych. To kwestie związane z odpowiedzialnością cywilną. Bardziej niejednoznaczna jest sprawa ewentualnej odpowiedzialności karnej, choćby dlatego, że nie ma tu mowy o chęci zysku - dodaje.

Potwierdzają słowa z oświadczenia TVP, w których stacja wyraźnie wskazywała, że za opublikowaniem fragmentów filmy stały "ważny interes społeczny i ochrona dobrego imienia straży granicznej", a nie - chęć uzyskania korzyści finansowych. Co oczywiście nie oznacza, że ich nie było.

- Osoba, która dostarczyła TVP niepublikowane dotąd fragmenty filmu "Zielona Granica", może podlegać odpowiedzialności z tytułu naruszenia praw autorskich - potwierdza inna specjalistka w dziedzinie prawa mediów Anna-Maria Sobczak z Kancelarii Prawnej RPMS. - Istnieje także prawdopodobieństwo, że te fragmenty zostały pozyskane w nielegalny sposób. Jeżeli dany materiał nie był wcześniej dostępny dla publiczności i został zdobyty niezgodnie z prawem, osoba odpowiedzialna za ten czyn może ponieść nawet odpowiedzialność karną.

Odpowiedzialność TVP: prawnicy wskazują

A co może grozić TVP za opublikowanie fragmentów filmu przed premierą bez zgody producenta?

- Bazując wyłącznie na opisach medialnych, można rozważać, czy w przypadku pracowników TVP nie doszło do popełnienia przestępstwa z art. 116 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, tj. rozpowszechniania cudzego utworu albo jego opracowania bez uprawnień - ocenia adwokat Michał Bieniak, specjalista w dziedzinie prawa autorskiego.

Drugi z prawników rozstrzyga te wątpliwości raczej na korzyść TVP i przedstawia argumenty, które mogą świadczyć, że nie zostało popełnione przestępstwo.

- Z punktu widzenia prawa autorskiego trudno byłoby pociągnąć do odpowiedzialności TVP za udostępnienie krótkich fragmentów filmu, o ile można uznać, że został on już wcześniej rozpowszechniony - ocenia mecenas Woźny. - Tym bardziej, że nie wynikało to bezpośrednio z chęci uzyskania korzyści materialnych przez TVP. Wiadomo, że w tej sprawie pojawia się wiele emocji politycznych. Gdyby jednak np. stacja chciała pokazać minutowy fragment filmu "Barbie" albo "Oppenheimer", żeby zwrócić uwagę na jakiś problem społeczny, który był tam poruszony, także nie byłoby raczej mowy o odpowiedzialności nadawcy. Prawo autorskie dopuszcza w pewnym zakresie możliwość wykorzystywania w telewizji fragmentów cudzych utworów - zasadniczo, o ile zostały już rozpowszechnione. Zupełnie inna rzecz to oczywiście roszczenia z tytułu ewentualnego naruszenia przez TVP dobrego imienia autorki filmu czy występujących w nim osób - wyjaśnia.

Kiedy można emitować fragmenty?

Bardziej szczegółowo wyjaśnia to mecenas Anna-Maria Sobczak z Kancelarii Prawnej RPMS i dochodzi do nieco innych wniosków. Kluczowa jest tu kwestia, czy w momencie pokazywania fragmentów przez TVP można mówić o tym, że "Zielona granica" była już upubliczniona.

- Zgodnie z art. 29 Ustawy o prawie autorskim (Dz. U. 2022 r. poz. 2509), można przytaczać fragmenty opublikowanych dzieł oraz niewielkie utwory w zakresie uzasadnionym celami cytatu, takimi jak wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub prawa gatunku twórczości - wyjaśnia. - Ważne jest jednak, aby cytowane dzieło było wcześniej rozpowszechnione. W przypadku filmu "Zielona Granica" Agnieszki Holland, w momencie gdy fragmenty były emitowane w TVP, film nie był jeszcze dostępny dla publiczności. Legalne użycie takich fragmentów w tamtym momencie wymagałoby zgody twórców tj. odpowiedniej licencji, której najprawdopodobniej brakowało - wyjaśnia ekspertka.

Co więc w takim razie mogą zrobić producenci filmu albo sama Agnieszka Holland?

- Zgodnie z art. 17 tej ustawy, twórca ma wyłączne prawo do swojego dzieła, rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu - wyjaśnia Sobczak. - Używanie dzieła bez zgody autora narusza jego prawa. Jeśli dojdzie do takiego naruszenia, osoba uprawniona może domagać się naprawienia wyrządzonej szkody albo w oparciu o ogólne zasady, albo poprzez zapłatę kwoty równej dwukrotności wynagrodzenia, które byłoby należne za udzielenie zgody na korzystanie z dzieła.

Chłodna analiza prawna tej sytuacji przynosi więc efekty nieco rozmijające się z poczuciem, które można odnieść, kiedy słyszy się o tym, że ktoś bez zgody producenta skopiował film, a potem przekazał TVP, która emitowała jego fragmenty bez licencji. Czy twórcy filmu zdecydują się podjąć w tej sprawie kroki prawne? Okaże się pewnie za jakiś czas.

Gośćmi najnowszego odcinka "Clickbaitu" są Kamila Urzędowska (pięknie malowana Jagna z "Chłopów") oraz Jan Kidawa-Błoński (reżyser sequela kultowej "Różyczki"). Na tapet wzięliśmy też: "Kosa", "Horror Story", "Imago", "Freestyle", "Święto ognia""Tyle co nic", czyli najciekawsze filmy 48. festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (396)