Kochany urwis: Jak dziś wygląda ekranowy zawadiaka?
24.08.2015 | aktual.: 22.03.2017 17:58
Pamiętacie zabawną komedię familijną o pewnym chłopcu z domu dziecka, którego nikt nie chciał adoptować ze względu na jego nieszablonowe i skądinąd destrukcyjne zachowanie? "Kochany urwis" bawił na naszych ekranach we wczesnych latach 90., a jego psoty co jakiś czas przypominają polskie stacje telewizyjne.
Pamiętacie zabawną komedię familijną o pewnym chłopcu z domu dziecka, którego nikt nie chciał adoptować ze względu na jego nieszablonowe i skądinąd destrukcyjne zachowanie? "Kochany urwis" bawił na naszych ekranach we wczesnych latach 90., a jego psoty co jakiś czas przypominają polskie stacje telewizyjne.
Niestety, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wizerunek małego Juniora utrwalany w świadomości widzów jest nie tylko nieaktualny, ale i bardzo krzywdzący. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że Michael Oliver za młodu był bardzo pogodnym i ułożonym dzieckiem.
Pozory mylą
Urodzony 10 października 1981 roku w Los Angeles Michael Oliver prywatnie nie był małym diablątkiem, które uprzykrzało życie każdemu, kto stanął na jego drodze.
Jak przyznają jego rodzice, w dzieciństwie Michael był spokojnym chłopcem, który zamiast trwonić siły na psoty i dokuczanie, wolał czytać pisma popularnonaukowe.
Niemniej jednak, jego rodzice postanowili zarobić na swoim synu, wystawiając go przed obiektyw już w wieku dwóch lat.
Pierwsze koty za płoty
Po raz pierwszy szerszej publiczności objawił się w katalogu amerykańskiej sieci domów towarowych Searls, w którym pozował jako model.
Pierwszy występ na ekranie przyszedł w wieku sześciu lat, kiedy Oliver pojawił się w reklamie firmy energetycznej Chevron. Podczas zdjęć miał na nosie okulary, a jego głos został w postprodukcji zastąpiony dubbingiem.
Nie zraziło to jednak zajmującego się castingiem agenta, który upatrzył sobie małego Michaela do roli w filmie. Ten, dość nieoczekiwanie, przyniósł mu sławę, a jego rodzicom pieniądze.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi...
Pierwsza część "Kochanego urwisa" dość niespodziewanie okazała wielkim hitem, więc oprócz przeniesienia jej na ekrany telewizorów w wersji animowanej, bardzo szybko przystąpiono też do realizacji kolejnej części.
Niestety, sequel nie powtórzył już sukcesu oryginału, a winą za to obarczono scenariusz, który nie dorównywał standardom ustanowionym przez "Kochanego urwisa", zbyt często zastępując niewinne gagi, wulgarnym słownictwem.
Co więcej, po zakończeniu zdjęć do drugiej części studio Universal pozwało małego aktora oraz jego matkę. Jak tłumaczono w sądzie, powodem sporu było wymuszenie na producentach większego wynagrodzenia za udział Michaela Olivera, w kwocie 500 tysięcy dolarów. Matka szantażowała twórców już w trakcie zdjęć, grożąc, że zabierze syna i produkcja nie powstanie.
Odszkodowanie i przykre konsekwencje
Rodzina chłopca musiała zwrócić studiu 170 tys. wymuszonych szantażem dolarów. Nie to było jednak najgorsze - zachowanie matki praktycznie zrujnowało marzenia o dalszej karierze jej syna, który nie tylko nie pojawił się w trzeciej odsłonie cyklu, ale także musiał kompletnie porzucić aktorstwo już w 1995 roku, kiedy po premierze swojego ostatniego filmu ("Dillinger and Capone"), przestał otrzymywać propozycje.
Co dalej?
Oliver zapuścił włosy, dorzucił do tego kilka tatuaży i zaczął wyglądać tak, jak mogliśmy się spodziewać, oglądając jego filmowe perypetie jeszcze kilka lat wcześniej.
Lubi dyskusje o filmie i... samurajskie miecze
Olivera można z łatwością spotkać, wertując zasoby największej filmowej bazy świata - The Internet Movie Database (imdb.com). Ukrywając się pod pseudonimem "Roadiepc", były aktor jest bardzo aktywnym użytkownikiem znajdujących się w serwisie forów dyskusyjnych.
Aktor w 2012 roku ponownie wcielił się w rolę "Kochanego Urwisa". Tym razem jedynie na potrzeby sesji charytatywnej dla fundacji Johna Rittera.
Oliver wraz Ivyann Schwan wspólnie stanęli przed obiektywem, czego wynikiem są zdjęcia do złudzenia przypominające materiały promocyjne sprzed 22 lat.
Kolejna zmiana w życiu
Według najświeższych doniesień, w życiu Michaela Olivera zaszła kolejna zmiana. I nie chodzi tu tylko o kolejną fryzurę.
Zdaje się, że były aktor w końcu odnalazł szczęście w miłości, o czym może zaświadczyć prezentowane obok zdjęcie, na którym, oprócz zadowolonego z siebie dorosłego mężczyzny z uśmiechem przyklejonym do twarzy, widzimy także poniekąd atrakcyjną dziewczynę.
Oliver nie pokusił się o skomentowanie swoich sercowych podbojów. W internecie możemy jednak znaleźć inne jego przemyślenia, w tym takie, dotykające spraw tak transcendentnych jak religia.
Wszystko wskazuje na to, że Michael Oliver został buddystą. Czy można to uznać za życiowy sukces? Sami oceńcie. (gol)