*"Koko Smoko" Niny Wels i Huberta Weilanda to bajka z przesłaniem. Nie tylko takim typowym i tradycyjnym dla kreskówek, przypominających o tym, że rodzinę i przyjaciół trzeba cenić, a solidarność i lojalność najważniejszymi wartościami są. "Koko smoko" porusza także bardzo aktualny temat zdrowego odżywiania i szanowania tego, co znajdujemy na naszych talerzach.*
Z pozoru wszystko wygląda to, że film Welsa i Weiland będzie kolejną bajką o dorastaniu do bycia odważnym. Już w pierwszej scenie Kokosz musi się bowiem wykazać odwagą – choć podświadomie czuje, że jeszcze na latanie za wcześnie, jeszcze skrzydła całkowicie mu się nie wykształciły, jeszcze nie jest pełnoprawnym smokiem. Szybko przekonuje się, że to prawda. Podejmuje próbę i spada w przepaść. Na oczach kolegów, koleżanek, rodziny i nauczycielki, która oczywiście oblewa go na egzaminie z latania. Załamany Kokosz musi w sobie znaleźć bohatera – nawet w niesprzyjających warunkach życia w nadopiekuńczej rodzinie.
Niestety, akcja mająca nauczyć go odwagi i wytrzymałości wpędza go tylko w kłopoty. Trawa ognista, której Kokosz ma pilnować podczas nocnej warty zostaje skradziona i trafia do tajemniczego obozu prowadzonego przez szalonego kucharza. Apetyt na nią ma nie tylko nieokiełznany władca podniebień, ale także rodzina hipopotamów – jedni z licznych pobocznych bohaterów „Koko Smoko”. W obliczu takiego zagrożenia dla trawy ognistej, akcja jej odbicia z rąk wrogów staje się oczywiście nie lada wyzwaniem. Tyle, że zakończenie kierowanej przez misji Kokosza łatwo przewidzieć. A nietypowego przesłania całego filmu już nie.
Dużo bowiem w tej rozkosznej animacji mówi się o odżywianiu – niejedzeniu mięsa, szanowaniu tego, co ma się na talerzu, docenianiu gotowania i ochronie swoich żywieniowych poglądów. Tak, bohaterowie filmu, choć są jeszcze dziećmi to już wyznają wegetarianizm (którego nie rozumieją ich rodzice), a żeby pozostać w nim wytrwałym muszą wręcz uciekać z domu. W tym silnym podkreślaniu znaczeniu jedzenia w fabule można się doszukać zarówno konkretnego wpisywania się w obecny trend zdrowego żywienia, jak i nieszablonowego szerzenia wiedzy o świadomym odżywianiu – sprawa nie rozchodzi się tu bowiem o słodycze czy inne dziecięce smakołyki, ale o poważne, ideologiczne podejście do kwestii niedzielnych obiadów. Osnucie wokół tego treści filmu pozwoliło jego twórcom nie tylko mrugnąć oczkiem do fanów „Masterchefa”. Pozwoliło także pomknąć fabule w nieco mniej oczekiwanym kierunku i uruchomić dyskusję o wartościach innych niż te, które zwykły propagować animowane filmy.