Trwa ładowanie...
oscary
09-02-2011 09:59

Magdalena Michalska: Akademia pływa z prądem

Magdalena Michalska: Akademia pływa z prądemŹródło: AFP
d359mm4
d359mm4

Ostatnimi czasy normalny filmowy rytm Los Angeles zamarł. Mało tytułów wprowadza się do kin, praktycznie zawieszono promocje, wywiady czy spotkania gwiazd z prasą. Nawet brukowce z mniejszym zacięciem donoszą o romansach i imprezowych wpadkach gwiazdeczek. Miasto Aniołów czeka na doroczne igrzyska w Kodak Theatre, pytanie czy jest na co czekać?

Tuż przed ogłoszeniem nominacji do Oscarów „Los Angeles Times” wywiesił na wszystkich stojakach prasowych informacje o redagowanym przez siebie corocznym dodatku o nagrodach Akademii. Z kolei „Vanity Fair” szeroko zaczęło reklamować swoja specjalną iphone’ową aplikację, w której można głosować na swoje typy we wszystkich 24 kategoriach (z opcją udostępniania ich na facebooku i twisterze).

Wszystkie gazety i strony internetowe związane z filmowym biznesem próbują się prześcignąć się w typowaniach i zabawach dla gawiedzi związanych z Oscarami. A ceremonię próbuje się reklamować jako równie atrakcyjną jak niedawny finał Super Bowl.

Pytanie tylko czy jest na co czekać? Czyż nagrody Akademii nie są przewidywalne i kunktatorskie? Czy może się wydarzyć coś, o czym będziemy mówić jeszcze kilka tygodni po nich. Tegoroczna nudna gala Złotych Globów miała swoje pięć minut wyłącznie dzięki obraźliwym żartom tegorocznego gospodarza, brytyjskiego komika Ricky’ego Gervaisa. I muszę przyznać, że szacowne grono Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Hollywood podjęło fatalną decyzję by nie zatrudniać go ponownie.

d359mm4

On i występ ubawionego całą sytuacją Roberta De Niro (nagroda za całokształt), który pozwolił sobie na kilka żartów pod adresem gospodarzy, były jedynymi atrakcyjnymi punktami ceremonii. Same nagrody były przewidywalne, a podziękowania za nie umiarkowanie oryginalne.

Wiadomo przecież, że coś takiego jak oscarowy pewniak, a znaczna część firm produkujących filmy przyznaje się, że do rocznego budżetu wpisuje zawsze pozycję: kandydat do nagród. Zohydzona twarz pięknej aktorki, schudnięcie do roli 20 kg, wyjście ze swojego dawnego emploi, wystąpienie przeciwko niemodnemu prezydentowi… choć recepta jak dostać Oscara, co jakiś czas się zmienia, zazwyczaj trend faworyzowany w danym sezonie przez Akademię jest powszechnie znany.

Wedle obowiązującego w tym roku wzorca, strzelam więc z Oscarami:

  1. Filmem roku powinno zostać „The Social Network” i wierzę, że tak się stanie.
  1. Nagrodę za reżyserię odbierze (zupełnie zasłużenie) David Fincher.
  1. Colin Firth ma murowaną nagrodę za rolę w „Jak zostać królem” (ja wolałabym by był to Jesse Eisenberg za „Social Network”, ale Colina nagroda minęła o włos w zeszłym roku i tak pięknie się w tym jąka, że Akademia musi go zauważyć).
  1. Natalie Portman dostanie nagrodę za „Czarnego Łabędzia” i będzie to znakomity wybór, choć bardzo lubię też kreację Annette Bening w filmie „Wszystko w porządku”.
  1. Nagrodę za drugoplanowe role zgarną za film „The Fighter” Christian Bale i Melissa Leo. W przypadku roli kobiecej wolałabym Helenę Bohnam Carter za „Jak zostać królem”, ale „Fighter” ma te dwie nagrody z rodzielnika.
  1. By zrobić ukłon w stronę dużych wytwórni Akademicy nagrodzą scenariusz „Incepcji”
  1. Oscar za scenariusz adaptowany powędruje do Aarona Sorkina za „The Social Network”
  1. Największym przegranym okaże się wyróżniony największą liczbą nominacji „Jak zostać królem”
d359mm4

Co roku po cichu liczę na to, że się pomylę. Mam nadzieję, że Akademia pokaże mi figę i wyda werdykt pod prąd. Marzę o tym, żeby oglądanie ceremonii było wreszcie emocjonujące. Tymczasem Oscary w naszych czasach są jak ustawiony mecz, z obowiązkiem klaskania po golach. Cały przemysł rozrywkowy zachęca nas byśmy się nimi emocjonowali, robili zakłady, grali w gierki, włączyli transmisję z gali, a równocześnie nie daje nam szansy podekscytować się wynikami, bo zwycięzców znamy od początku.

Aż chciałoby się by Akademia wywinęła jakiś numer. By stać ją było na dystans, jaki prezentują od czasu do czasu jurorzy europejskich festiwali. Takie momenty takie jak Złota Palma 2010 dla beznadziejnego filmu z Tajlandii, co do której wciąż trwają spory, czy nie była przypadkiem żartem szefującego jury Tima Burtona, czy Złoty Lew w Wenecji dla „Martwej natury”, filmu-niespodzianki, którego tytułu nie było nawet w katalogu, więc nikt go nie obejrzał, przyznany przez jurorów pod przewodnictwem Catherine Deneuve, zapamiętuje się dłużej niż wykalkulowane werdykty płynące z prądem.

Niestety, na festiwalu jurorów jest kilku, Akademia ma kilka tysięcy członków, pewnie trudno im się skrzyknąć, by zrobić filmowemu przemysłowi psikusa.

d359mm4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d359mm4