Nawiedzony dwór - recenzja Blu-ray od Galapagos
Skromniutkie wyniki w box office i chłodne recenzje. Pewnie niektórym już zapala się czerwona lampka. Jednak "Nawiedzony dwór" nie jest aż tak fatalny, jak go malują. Nowy film Disneya doczekał się właśnie przyzwoitego wydania Blu-ray.
Liczby niestety nie kłamią. "Nawiedzony dwór" kosztował Disneya 150 mln dol., a zarobił niecałe 120. Tym samym stając się kolejną box office'ową wtopą studia, które po tłustych latach zalicza właśnie zadyszkę (patrz wyniki kolejnych filmów MCU).
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: czego spodziewaliście się po ekranizacji atrakcji turystycznej działającej w Disneylandzie od 1969 r.? Jednak po obejrzeniu "Nawiedzonego dworu" na Blu-rayu (dość ekspresowo pojawił się też na Disney+), byłbym daleki od odsądzania filmu Justina Simiana od czci i wiary.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co po "Barbie"? W kinach nie będzie nudy
Owszem, scenariuszowi Katie Dippold daleko do perfekcji. "Nawiedzony dwór" wita nas rozmemłanym pierwszym aktem, jest dość asekuracyjny pod względem napędzania widzom pietra i nie do końca sprawdza się jako komedia (choć z pewnością kilka razy uśmiechniecie się pod wąsem). Dodatkowo sama intryga też specjalnie nie grzeszy oryginalnością, opierając się na klasycznym (czyt. wyświechtanym) motywie setki razy mielonym przez film czy literaturę.
Co na pewno w "Nawiedzonym dworze" Disneyowi się udało, to zgromadzenie na planie gwiazdorskiej obsady (zwłaszcza Owen Wilson, Rosario Dawson i niestety niewykorzystany Danny DeVito), rozbuchana, zachwycająca szczegółowością warstwa wizualna utrzymana w estetyce, której hołdują Burton czy Del Toro, oraz niezgorsze efekty specjalne - także praktyczne.
Mimo niedociągnięć seans "Nawiedzonego dworu" można zaliczyć do kategorii "przyzwoita familijna rozrywka na Halloween". Wprawdzie to nie ten sam kaliber co dajmy na to "Hokus Pokus" Kenny'ego Ortegi, ale młodzi widzowie mogą spokojnie potraktować film jako chrzest bojowy przed nieco poważniejszym kinem grozy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Co do polskiej edycji filmu, to na szczęście nie odbiega ona od wydania przeznaczonego na inne rynki. Wprawdzie nie jest też kopalnią materiałów dodatkowych, ale na płycie znalazły się rzeczy warte uwagi.
Mowa przede wszystkim making-ofie, który choć trwa zaledwie 13 min, to zgrabnie i kompleksowo zbiera wszystkie najważniejsze informacje na temat filmu – m.in. zwraca uwagę na podobieństwa do autentycznej disnejowskiej atrakcji i sposobu, w jaki ekipa (m.in. nagradzany scenograf Darren Gilford) oddała hołd legendarnym projektantom z uszatego studia.
Do tego dystrybutor dołączył ponad 10 min scen, które ostatecznie wyleciały w montażu, gagi i materiał porównujący charakterystyczne motywy w filmie i wspomnianej atrakcji.
Obraz: 2.39:1 (panoramiczny) 1080p HD, dźwięk: DTS-HDMA 7.1 (angielski), Dolby Digital 5.1 (polski dubbing), napisy: polskie (film i dodatki)
Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.