Oscary 2021 nie miałyby sensu bez Netfliksa. Rekordowa liczba nominacji

Pandemiczny rok mocno zachwiał rynkiem filmowym, który generował z roku na rok coraz większe przychody. Zamknięte kina na całym świecie znacznie opóźniły daty premier wciąż wyczekiwanych tytułów m.in. nowych przygód Jamesa Bonda i "Diuny". Śmiało można uznać, że gdyby nie Netflix i inne platformy streamingowe, w 2021 r. nie miałoby sensu organizowanie żadnej gali filmowej. Czy zatem rekordowa liczba oscarowych nominacji dla nich przełoży się na sporą liczbę nagród? Szczerze wątpię.

"Proces Siódemki z Chicago" zapewni Netfliksowi Oscary?
"Proces Siódemki z Chicago" zapewni Netfliksowi Oscary?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Przez miniony rok zapewne każdy z nas choć raz sięgnął po produkcje oferowane przez platformy streamingowe. Zamknięci w swoich domach byliśmy spragnieni nowości, które umiliłyby nam trudny czas. Giganci rynku VOD, czyli Netflix, HBO GO, Amazon Prime Video, sprostali temu wyzwaniu. Efekt? Aż 35 oscarowych nominacji dla produkcji Netfliksa oraz 12 dla filmów Amazona. Platformy streamingowe pozostawiły daleko w tyle dzieła wielkich studiów filmowych takich jak Warner Bros. (8 nominacji), Focus Features (7 nominacji) czy Sony Pictures Classics (6 nominacji).

Jest to szczególny moment w historii Oscarów. Dotychczas tylko dwukrotnie jednemu producentowi udało się uzyskać więcej nominacji niż Netflix. Pierwszy raz doszło do tego w 1941 r., kiedy studio filmowe United Artist zgarnęło 45 wyróżnień, wystawiając do rywalizacji tak kultowe dziś filmy jak "Rebeka", "Długa podróż do domu" oraz "Złodziej z Bagdadu".

Kolejnym rekordowym wynikiem mógł pochwalić się Miramax w 2003 r., gdy produkcje wytwórni braci Weinstein ("Gangi Nowego Jorku", "Chicago", "Frida") otrzymały aż 40 nominacji. Należy jednak mieć na uwadze, że 9 z nich dotyczyły filmu "Godziny", który powstał we współpracy ze studiem Paramount.

Po raz pierwszy zatem mamy do czynienia z sytuacją, gdy producent i dystrybutor w tej samej postaci, czyli Netflix, cieszy się tak sporym uznaniem Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Zaledwie rok temu produkcje potentata rynku VOD mogły liczyć na 18 oscarowych nominacji, z czego aż 10 przypadło "Irlandczykowi" Martina Scorsese, który poniósł na gali sromotną porażkę i nie otrzymał ani jednej statuetki. 

Istnieje spore ryzyko, że i w tym roku filmy Netfliksa nie zgarną zbyt wielu Oscarów. "Sukces" ostatniego dzieła Scorsese może powtórzyć "Mank" Davida Finchera. Reżyser nie ukrywa, że od lat próbował nakłonić największe studia filmowe do realizacji tej produkcji, ale nikt nie był zainteresowany wydaniem fortuny na czarno-biały dramat poświęcony postaci scenarzysty kultowego "Obywatela Kane’a", czyli Hermana Mankiewicza. Choć produkcja zdobyła aż 10 oscarowych nominacji, zarówno krytycy, jak i bukmacherzy dają jej małe szanse na zwycięstwo w jakiejkolwiek konkurencji.

Za to w gusta szacownej Akademii może trafić "Proces Siódemki z Chicago" Aarona Sorkina. Obraz brutalnych starć policji z protestującymi z 1968 r. mocno rezonuje z niedawnymi protestami społecznymi w USA po zabójstwie George’a Floyda oraz po wyborach prezydenckich. Film ze sporym prawdopodobieństwem może zdobyć Oscara w kategorii scenariusz oryginalny.

Pięć szans na statuetki ma również "Ma Rainey: Królowa bluesa" ze stajni Netfliksa. W sezonie nagród filmowych najwięcej wyróżnień dla tego filmu zdobył pośmiertnie Chadwick Boseman za drugoplanową rolę ambitnego, młodego muzyka. 

Na drugim planie wyróżniła się również Glenn Close w "Elegii dla bidoków". Co ciekawe, aktorka zdobyła za tę kreację nominacje zarówno do Oscarów, jak i Złotych Malin. 

Polacy w oscarową noc zapewne będą trzymać kciuki za Dariusza Wolskiego, operatora "Nowin ze świata". W stawce o nagrody będą też konkurować inni twórcy produkcji Netfliksa: "Nieba o północy", "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga", "Pięciu braci", "Białego Tygrysa", "Życia przed sobą", "Wyprawy na Księżyc" oraz "Obozu godności: Rewolucji w życiu niepełnosprawnych".

Kinomaniacy z pewnością pamiętają, jak w minionych latach organizatorzy Oscarów przymuszali Netfliksa do pokazywania swoich produkcji w stacjonarnych kinach, aby móc ubiegać się o laury. 2020 rok pokazał, że rynek VOD to nie branża drugiej kategorii. To również dzięki takim firmom jak Netflix, Amazon Prime czy HBO kino przetrwało kryzysowy moment. I to dzięki nim Oscary nie musiały rezygnować z tegorocznej gali. Warto byłoby to docenić, zanim powrócimy do oglądania widowiskowych produkcji w kinach.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (102)