Trwa ładowanie...
d49m72l
04-12-2006 18:08

Starsza Pani vs Złoczyńcy: 5-0

d49m72l
d49m72l

Nie wiem jak to jest z wami, ale u nas, jeszcze w końcu w „młodym” małżeństwie, wszelakiej maści starsze panie, doskonale psują humor. I to od samego rana. Pierwsza z dam, ulubiona przez Kowalskiego, wypełza ze swej nory w godzinach nazbyt porannych. A nawet czasem jeszcze nocnych – najpóźniej o piątej.

Owa dama posiada wszelakie narzędzia, którymi według wszelkich definicji powinno się sprzątać, ale ona ma widać inne pojęcie o ich użytkowaniu. To jej zdaniem... muzyka na miotłę, grabie i metalową szufelkę. Skrobanie, walenie, tupanie, drapanie... to tylko niektóre z jej popisowych numerów.

Do tego dochodzi jeszcze jej „urzekający” piesek „piii...” (wybaczcie, ale jeszcze chcemy tutaj pomieszkać, więc nie wymienimy imienia), który nie tylko szczeka, ale na którego wciąż należy krzyczeć... to dlatego, ciągle nie przepadamy za starszymi paniami. Utrudniają życie, upierdliwie zajmują miejsce i plotkują nazbyt niedyskretnie. O wielkiej Sziwej nie będziemy wspominać, bo ostatnio podupadła na zdrowiu, i lepiej nie psuć sobie atmosfery, jakby nagle zdarzyło jej się, no wiecie. Dlatego na przykład film: „Jak zabić starszą panią”, obejrzeliśmy w celach instruktażowych. Wyłącznie. Z „Ladykillers”, nie było tak łatwo.

To jest tak, obydwoje, znaczy Kowalski i ja, wzajemnie twierdzimy, iż starsze panie, a zwłaszcza te ciemnoskóre damy, dość mocno zaznaczyły swoją obecność w całej filmotece. Wspominając chociażby genialną służącą panny Scarlett z „Przeminęło z wiatrem” (Kowalski oczywiście nie wie o kim mowa), wiadomo, iż można się po nich spodziewać wszystkiego. Zawsze idą przez życie przebojem. Otaczająca ich korpulentne... sylwetki aura sprawia, że nawet najbardziej wygadany, największy facet, staje się potulnym kundelkiem. Po prostu nie można im się oprzeć. Zawsze mają rację.

d49m72l

Tym razem taką przedstawicielką „gatunku”, jest przemiła, choć trochę zbzikowana starsza pani Munson (Irma P. Hall), która mieszka sobie w maleńkiej mieścinie. W miejscu gdzie wszyscy się znają, no i które tak naprawdę niczym się nie wyróżnia. Poza tym, że uwielbia spokojną muzykę, nie znosi nowoczesności, uznaje wyłącznie gospel i Kościół, zdaje się być samotna. Ale to mylne wrażenie, bo w rzeczywistości przez cały czas, ma ona przy sobie zmarłego męża i... nazbyt ruchliwego kota, chyba, że ucieknie (kot ucieknie, mąż dawno zwiał, trudno mu się dziwić).

O tym wszystkim dopiero przyjdzie się przekonać wspaniałemu kwintetowi, który zapuka do jej drzwi. Jako pierwszy przybędzie, wynajmie tu pokój, a także i piwnicę, Goldhwait Higginson Dorr (Tom Hanks, też w roli producenta). Efemeryczny, gadatliwy naukowiec, ale okazuje się być też założyciel kwintetu grającego muzykę... ogólnie mówiąc dawną. Kwintetu, w którym kolejne „skrzypce” grają: ociężały umysłowo i cieleśnie osiłek (Hurst), emerytowany generał Wietkongu, który chyba z przyzwyczajenia nic nie mówi i ciągle połyka peta (Tzi), mający problemy gastrologiczne (Simmons) oraz młody, narwany wielbiciel rapu (Wayans). Oczywiście taki zestaw nie jest dobrany przypadkowo. Wszyscy czterej, odpowiedzieli na zamieszczone przez Dorra ogłoszenie. Tak skompletowano gang, który za zadanie ma wykopać tunel do skarbca kasyna. Bo choć w tym świecie hazard jest zakazany, to jak we wszelkich dziedzinach i tu znaleziono lukę. Hazard jest zakazany na ziemi, ale nie na... wodzie. Jednak kasy przechowywać na statkach się nie
da, i to jest doskonała sposobność, na wzbogacenie się dla gangu Hanksa. Aż nazbyt prosta, gdyby nie to, iż każdy z domorosłych gangsterów, posiada pewne, że tak powiem, niedogodności cielesne... które skutecznie mogą zmienić plany... No i jest jeszcze starsza pani, przecież na pewno coś podejrzewa, więc należałoby ją... no wiecie, usunąć.

„Starsza pani musi zginąć”? Oj, raczej nie tym razem. Nie, gdy czuwają nad nią zmarły małżonek i Korniszon, nie gdy ma tak WIELKIE argumenty i autorytet większy niż Pałac Kultury i Nauki. Ale obejrzeć sobie wielorakie próby, popisy wyobraźni tak różnych osobowości, warto. Tym bardziej, iż owe osobowości odziano w świetne kostiumy (Mary Zophres)
, które doskonale współgrają z tłem w kolorze sepii. Reżyserzy „Ladykillers”, to bracia Joel i Ethan Coen, ci sami, którzy stworzyli „Fargo” czy „Bracie, gdzie jesteś?”. Już ich nazwiska powinny zapowiedzieć dowcipne arcydzieło, tym bardziej poparte Tomem Hanksem.

A jednak... a jednak jak dla mnie, i po raz pierwszy od dawna zgadam się tu z Kowalskim, cały film jest po prostu nudnawy, ale na pewno aromatycznie stary. Jak to mówią – klimatyczny... niby czarno-biały, a jednak nad podziw współczesny. W rzeczywistości jest to remake filmu z 1955 roku, „Jak zabić starszą panią?”, Alexandra Mackendricka (Alex Guiness, Peter Selers), kto nie oglądał, ten trąba! Kowalski na przykład nie był wielbicielem „W starym kinie” i nie widział, więc nie ma porównania. Jako oglądacz „świeży”, który nie wiedział jak wszystko się skończy, przysypiał, sama widziałam i słyszałam, chrapie jak słoń z chronicznym bronchitem. Spodobała mu się za to muzyka (Carter Burwell), ale poza tym, zrozumiał mało. Jeżeli chodzi o mnie, cóż, Sellers to nie Hanks, ale było zabawnie. Z drugiej strony, po co tworzyć kolejny raz ten sam film?

Obejrzeć warto, ale bez zbytnio zachwytu. Zabawa, ale oszczędna, na pewno dobra przy obieraniu ziemniaków. Sprawdziłam. Kowalski nie dał się zmusić do obierania.

d49m72l
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d49m72l