Niewiele brakowało, a film, dziś uważny za klasyk gatunku i chętnie emitowany przez polską telewizję, nigdy by nie powstał. Zmieniali się reżyserzy – ze stołka zrezygnował John Carpenter i Brian De Palma; ten drugi odszedł, bo uznał scenariusz „Fatalnego zauroczenia” (1987) za wtórny, w dodatku nie podobała mu się decyzja o obsadzeniu Michaela Douglasa w głównej roli. Po pokazach testowych musiano też zmienić zakończenie (w pierwszej wersji bohaterka grana przez Glenn Close popełniała samobójstwo, za które winą obarczono jej kochanka), bo niezadowolona publiczność mocno krytykowała jego wydźwięk.