Tatuaż zmywalny
Mroczny, okrutny, perwersyjny... David Fincher powraca, by odkryć wszystkie głęboko ukryte tajemnice ludzkiej duszy i rzucić je widzowi w twarz.
03.01.2012 17:03
Znany dziennikarz Mikael Blomkvist (Daniel Craig)
zostaje skazany za zniesławienie i tymczasowo zawiesza literacka karierę. Niedługo potem dostaje zlecenie od Henrika Vangera, właściciela dużego koncernu przemysłowego Jego misja ma polegać na wyjaśnieniu sprawy sprzed ponad czterdziestu lat: chodzi o tajemnicze zaginięcie 16-letniej Harriet Vanger, kuzynki przedsiębiorcy. Mikael nie wie, że każdy krok obserwuje wynajęta przez Vangera hakerka – outsiderka i miłośniczka szybkich motocykli Lisbeth Salander (Rooney Mara) - która po pewnym czasie zaczyna otwarcie współpracować z dziennikarzem. Ich śledztwo odsłania rodzinne sekrety pełnej patologii rodziny Vanger; z czasem znaki zapytania zaczynają się mnożyć...
Fincherowi udaje się uporządkować narracyjny kogel-mogel zaserwowany czytelnikom przez Larssona. Reżyser sprawnie selekcjonuje wątki, wykrawając z naszpikowanego tropami fabularnymi literackiego pierwowzoru to, co “skleja” się ze sobą najładniej. Fani trylogii Millenium nie powinni poczuć się urażeni sposobem potraktowania tekstu; kinomani, którzy wybiorą się na seans mogą natomiast odetchnąć z ulgą – sukcesywnie trymując oryginał Fincher wypisał się z uczestnictwa w bitwie na najdłuższy film świata, w którym każdy dosłowny przekład „Dziewczyny...” miałby ogromne szanse zwyciężyć. W tej ekscytującej historii krew miesza się z sezonowaną whisky a śmierć stoi ramię w ramię z namiętnością.
Wzbudzająca kontrowersje decyzja o obsadzeniu Rooney Mary w roli Lisbeth Salander okazała się strzałem w dziesiątkę. Ze swoją dziecięca aparycją, pewnego rodzaju rozczulającą chłopięcością, Amerykanka jest znacznie bliższa literackiemu pierwowzorowi niż znana z duńskiej wersji Noomi Rapace. W produkcji z 2009 Szwedka zagrała doskonale, ale jej Salander była zbyt zmysłowa, dojrzała. Mara jest na ekranie intelektualnym cyborgiem z komputerową pamięcią i zmysłem obserwacji; jednocześnie w punkt wygrywa seksualną nieadekwatność Salander wynikającą z pomieszania traumy, wściekłości i strachu. Udaje jej się grać na przekór oczywistej stylizacji; styliści, niezrażeni potencjałem dosłowności, wdrukowanym w naturę filmu, uczynili bowiem z Lisbeth emo-królową, daleką kuzynkę wokalisty Tokio Hotel. Sugestia Finchera, by aktorzy mówili z lekko „skandynawskim” akcentem sprawnie kryje i wybija jednocześnie specyficzną wadę wymowy jaką ma aktorka; delikatne seplenienie i jej matowy, spokojny głos przydają postaci
niewinności. Jej gra wypełnia ekranową rzeczywistość niepokojem – elementem niezbędnym w każdym dobrym kryminale.
Daniel Craig jest w „Dziewczynie...” jeszcze bardziej wycofany i introwertyczny niż zwykle. Jego Blomkvist jest wygadanym profesjonalistą ale też człowiekiem poturbowanym przez życie. Widz czuje, że moment, w którym go poznaje, jest przełomowy. Z dziennikarza powolutku ulatuje przeszłe życie, choć on sam zdaje się tego jeszcze nie widzieć.
Zamiłowanie Finchera do okrucieństwa na ekranie nie jest tajemnicą. Każdy, kto widział „Siedem” jeszcze dziś nerwowo przełyka ślinę na myśl o zawartości paczki, jaką dostał detektyw Mills... Poprzez natężoną obecność brutalności Fincher zdawał się obnażać złamane morale świata i podkreślać wulgaryzację rzeczywistości. Była ona narzędziem, nie celem. Niestety, w „Dziewczynie z tatuażem” ta podbudowa zostaje naruszona.
Widzów, którzy „Millenium” uważają nie tylko za wciągające czytadło ale też manifestację pewnych pozycji światopoglądowych najprawdopodobniej zdenerwuje fakt, że scenarzyści konsekwentnie odwracają ideologię oryginału. Lisbeth Salander dla wielu stała się popkulturową realizacją nowoczesnej heroiny, wcieleniem zwyciężającej feministki na barykadach; postacią, która choć kontestuje klasyczną wersję kobiecości, dominuje nad mężczyznami a własne słabości przekuwa w atuty. W filmie Finchera płci przedstawione są zaś do bólu tradycyjnie i stereotypowo. Poczynając od scen seksu, w których, zgodnie z szowinistyczną hollywoodzką tradycją Mara pokazuje wszystko a Craig nic; poprzez sceny seksualnej przemocy, w których agresja gwałtu kuratora Bjurmana (Yorick Van Wageningen) na Lisbeth ma w sobie ślady niepokojącej zmysłowości rodem z sadomasochistycznego porno, podczas gdy jej zemsta na nim to pokaz czystej agresji pozbawiony jakiegokolwiek seksualnego podtekstu. Wreszcie sama postać Salander, którą scenarzyści
konsekwentnie obierają z resztek świadomego wyemancypowania i niezależności, robiąc z niej depresyjną dziewczynkę, która pragnie tylko miłości i akceptacji...
„Dziewczyna z tatuażem” dosłownie miażdży konkurencję w kategorii „najlepsze napisy początkowe” - Amerykańska Akademia powinna na jej cześć stworzyć nową kategorię. Film otwiera seria artystycznych, dynamicznie zmontowanych ujęć głównych bohaterów (doskonałe zdjęcia Jeffa Cronenwetha) zrealizowanych w czerni i bieli, unurzanych w srebrnej poświacie. Prezentowana w rytm wykonywanej przez Karen O,Trenta Reznora i Atticusa Rossa (autorzy całej, mistrzowskiej ścieżki dźwiękowej) genialnego coveru "Immigrant Song” Led Zeppelin sekwencja ma w sobie tyle seksualnej energii i dzikiego magnetyzmu że wydaje się jakby “wyssała” te emocje z reszty produkcji. Ale - choćby tylko dla niej! - warto obejrzeć ten (nieco przydługi) imponujący wizualnie i doskonale zrealizowany film. Nieco wygładzone amerykańskie wyobrażenie na temat „skandynawskosci” zdaje egzamin w tym popularnym formacie. Ten tatuaż przypomina klasyczny, nieco kiczowaty motyw serca przebitego strzałą, ale – choć zmywalny – trzyma się na skórze długo.