To miał być największy przebój. Słabiutki wynik superprodukcji

Disney w ostatnich tygodniach wszedł w konflikt z właścicielami kin, centrów handlowo-rozrywkowych, a nawet Scarlet Johansson. Źródłem dysonansu stała się decyzja o rozpowszechnianiu premierowych tytułów jednocześnie w kinach oraz na platformie streamingowej. Bolesna porażka "Wyprawy do dżungli" w amerykańskich kinach powinna dać wytwórni wiele do myślenia.

"Wyprawa do dżungli" miała stać się przebojem roku.
"Wyprawa do dżungli" miała stać się przebojem roku.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | materiały prasowe

Wytwórnia Disneya zapowiadała, że "Wyprawa do dżungli" będzie największym filmowym przebojem 2021 roku. Dzisiaj wiemy już, że na pewno tak się nie stanie. Podczas premierowego weekendu przygodowa produkcja z Dwayne'em Johnsonem i Emily Blunt zarobiła za oceanem skromne 34 mln dol. Dla porównania, na początku lipca "Czarna Wdowa" zgarnęła na starcie ponad 80 mln dol.

Najlepsze wyniki osiągnięte w amerykańskich kinach podczas premierowego weekendu od momentu pojawiania się koronawirusa.

1.      "Czarna Wdowa" (08.07.2021) – 80,4 mln dol.

2.      "Szybcy i wściekli 9" (25.06.2021) – 70 mln dol.

3.      "Ciche miejsce 2" (28.05.2021) – 47,5 mln dol.

4.      "Wyprawa do dżungli" (30.07.2021) – 34 mln dol.

5.      "Godzilla vs Kong" (02.04.2021) – 31,6 mln dol.

Wytwórnia Disneya od kilku tygodni bardzo mocno krytykowana jest za rozpowszechnianie filmów w modelu tzw. dystrybucji hybrydowej. Co oznacza, że premierowe tytuły jednocześnie pojawiają się w kinach oraz na platformie streamingowej Disney+. Za możliwość obejrzenia "kinowego" tytułu w telewizji internetowej do abonamentu trzeba dopłacić 29,99 dol., czyli równowartość trzech biletów do kina.

Przypomnijmy, że pierwszym tytułem Disneya, który w ten sposób był rozpowszechniany stał się "Mulan". We wrześniu ubiegłego roku taka decyzja wydawała się być dobrym pomysłem. W Stanach kina były wówczas zamknięte, więc de facto hybrydowa dystrybucja dotyczyła głównie azjatyckich krajów. Zrozumiałym był też fakt, że hollywoodzkie studia nie mogą wszystkich tytułów trzymać na półkach w nieskończoność. Niektóre z wytwórni, dzięki platformom streamingowym, mogły zacząć odzyskiwać pieniądze zainwestowane w produkcje drogich filmów.

Korporacja Disney Media postanowiła także wykorzystać sytuację i wzmocnić swoją platformę. Disney+ jest nowym graczem na rynku telewizji internetowej, ale w bardzo szybkim tempie zdobywającym klientów. W ciągu półtora roku (od listopada 2019 roku do kwietnia 2020 roku) liczba jego użytkowników wynosiła już blisko 110 mln osób. Do liderów streamingowego rynku droga jeszcze daleka (Netflix oraz Amazon Prime mogą się pochwalić dwukrotnie większą liczbą abonentów), ale dynamika pozyskiwania nowych klientów była tak duża, że szefowie Disney Media uważali, że najpóźniej do końca 2024 roku dogonią czołówkę.

Jednak na początku tego roku tempo przyrostu nowych użytkowników platformy Disney+ gwałtowanie wyhamowało. W niektórych miesiącach prawie stanęło w miejscu. Sądzono, że negatywny wpływ mogła mieć podwyższa ceny abonamentu w Stanach Zjednoczonych (do 7, 99 dol. za miesiąc) oraz – w porównaniu do Netfliksa, HBO Max czy Amazona – niewielka liczba nowych produkcji proponowanych przez serwis. Aby więc wzmocnić platformę streamingową, korporacja zaczęła umieszczać na niej filmy, które realizowane były z myślą o dystrybucji kinowej. Stosując model tzw. dystrybucji hybrydowej.

W przypadku internetowej premiery filmu "Mulan" właściciel kin nie protestowali. Rozumieli, że wytwórnia w okresie lockdownu musi zarabiać. Jednak ogromna dysproporcja pomiędzy utargiem z kin (niespełna 70 mln dol. na całym świecie), a wpływami ze sprzedaży dostępu do filmu w internecie (ponad 300 mln dol.) sprawiła, że szefowie Disneya zaczęli snuć wizję, w której kina są jedynie mało znaczącym dodatkiem do "streamingowego Eldorado".

Dwa miesiące temu, po otwarciu kin w Stanach Zjednoczonych, właściciele największych sieci multipleksów zaczęli apelować o rezygnację z hybrydowego modelu dystrybucji filmów. Ale szefowie Disneya nie chcieli ich słuchać. Pod koniec czerwca rozpowszechniali w ten sposób "Cruellę", zaś na początku lipca "Czarną Wdowę". Premiera ekranizacji komiksu Marvela pokazała, że jednoczesna premiera filmu w kinach oraz na platformie internetowej jest zabójcza dla kin.

"Czarna Wdowa" świetnie wystartowała w amerykańskich kinach, ale w kolejnym tygodniu wyświetlania zanotowała ogromny spadek popularności. Właściciele multipleksów nie mieli wątpliwości, że to wina streamingu, który nie tylko bezpośrednio odbiera widzów, ale także znacznie ułatwia dostęp do dobrej jakości pirackich kopii filmu.

Tymczasem wygląda na to, że szefowie Disneya nie przejęli się problemami "Czarnej Wdowy" w kinach. Byli natomiast zadowoleni, że w ciągu premierowego weekendu ekranizacja komiksu zarobiła na platformie rekordowe 60 mln. Co ważne, o czym oczywiście nie wspomniano, tymi pieniędzmi wytwórnia z nikim nie musi się dzielić. Ani z kinami, ani z aktorami (patrz Scarlet Johansson), którzy, zgodnie z umową, mieli otrzymywać część wpływów… ze sprzedaży biletów w kinach.

Natomiast w przypadku filmu "Wyprawa do dżungli" wygląda na to, że Disney Media na platformie streamingowej kokosów też nie zbierze. W ciągu premierowego weekendu przygodowa produkcja zarobiła w internecie 30 mln dol. W sumie obraz z Dwayne'em Johnsonem i Emily Blunt, w amerykańskich kinach i na platformie streamingowej, zarobił 64 mln dol. Skromny rezultat, jak na produkcję, której budżet sięgnął aż 200 mln dol.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)