Wojciech Solarz: od lat gdzieś na drugim planie
13.04.2016 | aktual.: 22.03.2017 15:49
Dziennikarzy ciekawi jednak nie tylko jego działalność zawodowa, ale i życie uczuciowe Solarza, który przez kilka lat związany był z jedną z najpiękniejszych polskich aktorek i wydawało się, że nic nie jest ich w stanie rozdzielić.
W mediach nazywany jest „nadzieją polskiego kina” i jednym z najzdolniejszych aktorów (nie tak już) „młodego pokolenia”, choć on sam podchodzi do podobnych wyróżnień z dystansem. Wojciech Solarz, 13 kwietnia obchodzący 37. urodziny, przyznaje, że branża filmowa bywa kapryśna i często, jeśli już nawet uda mu się pojawić na dużym ekranie, to przemyka się gdzieś na drugim planie.
O wiele chętniej występuje za to na scenie* – w teatrze odnosi kolejne sukcesy i nie musi się martwić o brak interesujących zleceń.* Tych nieinteresujących zresztą też. Od lat konsekwentnie odmawiał, gdy proponowano mu udział w serialach – godził się jedynie na występy gościnne, nie chcąc angażować się na dłużej w żaden z tych „mało ambitnych” projektów. Dopiero niedawno zmienił zdanie.
Dziennikarzy ciekawi jednak nie tylko jego działalność zawodowa, ale i życie uczuciowe. Solarz przez kilka lat związany był z jedną z najpiękniejszych polskich aktorek i wydawało się, że nic nie jest ich w stanie rozdzielić.
Zawód bez ograniczeń
Urodził się w Michalinie, niewielkiej miejscowości w województwie mazowieckim. Początkowo nie planował aktorskiej kariery, o wiele bardziej interesował go sport.
- Przez bardzo długi czas mojego dzieciństwa chciałem być tenisistą, trenowałem jeździłem na turnieje gdzieś do piętnastego roku życia i nawet dobrze mi to wychodziło, ale czułem w tym jakieś ograniczenie* – opowiadał w "Dzienniku Teatralnym". *- Czułem, że jak będę grał w tenisa, to niewiele się dowiem.
Do zawodu aktora ostatecznie przekonał go brak ograniczeń wiekowych.
- W tenisa zawodowo można grać do trzydziestki – tłumaczył. - A aktorem mogę być całe życie.
Nieprzypadkowe spotkanie
Bez większych trudności dostał się do Akademii Teatralnej w Warszawie. I już w dniu egzaminów, w autobusie, dostrzegł w tłumie piękną dziewczynę, która od razu zawróciła mu w głowie.
- Wysiadłem tam, gdzie ona, i szliśmy chwilę obok siebie, ale zaraz zaczęła przede mną uciekać. Była pewna, że jestem złodziejem – opowiadał w "Gali".
Nie wiedział, że tajemnicza nieznajoma zmierzała właśnie na egzamin. Sądził, że już nigdy jej nie spotka. Ale los był dla niego łaskawy.
Tą dziewczyną była Kamilla Baar.
Garbo i Chaplin
Szybko zostali parą i wkrótce stali się nierozłączni - nawet na scenie często wcielali się w kochanków. W szkole mówiono o nich „Greta Garbo i Charlie Chaplin”.
- W naszym przypadku to porównanie powstało z prostego skojarzenia. Realizowałam się w repertuarze poważnym i w ogóle nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek uda mi się kogoś rozbawić. Jak ognia unikałam komedii – tłumaczyła Baar w "Gali". A Solarz widział się głównie w repertuarze komediowym.
Te różnice miały jednak na ich związek zbawienny wpływ. Doskonale się uzupełniali, szanowali swoją odmienność, nie zazdrościli zawodowych propozycji, dawali sobie artystyczną swobodę. W 2005 roku postanowili się pobrać.
''Nikt nie był winny''
I zaledwie cztery lata po ślubie poinformowali media, że zamierzają się rozwieść. Później Baar mówiła w wywiadach, że te różnice, które na początku tak ich łączyły, wreszcie zaczęły jej przeszkadzać.
- Miałam 18 lat, kiedy przyjechałam do Warszawy. Nie znałam nikogo. Wojtek od razu stał się moim domem, życiem, rodziną. Byliśmy ze sobą non stop, razem i w domu, i w pracy, bez wytchnienia. Kiedyś nasz kolega powiedział, że ludzie powinni być różni w związkach, ale nie za bardzo. Różnice, które przez lata pojawiły się między nami, przestały być budujące, rodziły konflikty* – opowiadała w "Gali". *- Najtrudniejsze jest to, że nikt nie był winny.
Jednak w teatralnych kuluarach mówiło się o towarzyskim skandalu. Nieoficjalnie powodem rozwodu miało być odejście Baar do innego aktora, Wojciecha Błacha. Ich związek przetrwał kilka lat, a jego owocem jest syn Bruno. W lipcu 2015 roku artystka wyszła za prawnika Piotra Kochańskiego (więcej tutaj).
- Ślub (z Solarzem - przyp. red.) odebrał mi wolność wyboru, a bycie żoną oznaczało: należysz do mnie – mówiła w Pani". - Ja już nie chcę być żoną, żeby nie było wątpliwości, że nie jestem niczyją własnością - tłumaczyła aktorka, która jak widać po latach drastycznie zmieniła zdanie.
Wróg seriali
Solarz co roku występuje w kilku polskich filmach – krytyka pokochała go zwłaszcza za „80 milionów”, a niedawno mogliśmy oglądać go w „Fotografie” - ale nie kryje, że zawód aktora jest ciężki, wymagający i bardzo niepewny. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie chce się „rozdrabniać”.
- Nie lubię grać w serialach – mówił w wywiadzie z Januszem Paliwodą, tłumacząc, że jeśli pojawiał się na małym ekranie, to przeważnie były to role niewielkie, epizodyczne.
- Mam mnóstwo propozycji teatralnych. Z filmowymi jest trochę gorzej, bo do nich trzeba się przebić. W Polsce jest niewielki rynek filmowy. On się wprawdzie rozwija, ale młodym ludziom po szkole aktorskiej ciężko jest gdziekolwiek zagrać.
Złamane postanowienie
- Postanowiłem, że nie będę występował w serialach. Wprawdzie dają one popularność, ale to się mija z aktorstwem. Gdy gra się gra w takim tasiemcu, to wszyscy kojarzą aktora tylko i wyłącznie z tą postacią – dodawał, twierdząc że odrzucił już wiele podobnych propozycji. - Jeżeli jestem codziennie w domach telewidzów, to oni mnie znają na wylot. Zresztą w serialu nie można za dużo wykreować – mówił.
- Chciałbym grać role, które mogą mi coś dać, jak również przełamać jakieś bariery, blokady wewnętrzne... Odrzucam role nieciekawe, niemające nic do zaoferowania – dodawał.
Wygląda jednak na to, że aktor, zagorzały wróg seriali, wreszcie zmienił zdanie. Rok temu na antenie zadebiutował komediowy „Nie rób scen”, oparty na izraelskim przeboju „Little Mom”, w którym Solarz wystąpił u boku Joanny Brodzik. Obecnie możemy oglądać go w "Bodo", gdzie wcielił się w Konrada Toma, polskiego filmowca. (sm/gk)