"Wonka" vs. Wonka - pojedynek na czekoladę. Czy ten film w ogóle jest potrzebny?

Od premiery "Charliego i fabryki czekolady" Tima Burtona minęło już 18 lat. Kiedy to zleciało, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że ktoś w Hollywood stwierdził, że dobrym pomysłem byłoby ponowne sięgnięcie do tego samego uniwersum imperium Willy’ego Wonki i pokazanie początków głównego bohatera. Jak wyszło?

"Wonka" miał być hitem na święta. Tymczasem to "odgrzewany kotlet"?
"Wonka" miał być hitem na święta. Tymczasem to "odgrzewany kotlet"?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

16.12.2023 19:08

Tym razem to nie młody, pochodzący z ubogiej rodziny Charlie, jak u Burtona, ale sam Willy stał się w tej opowieści najważniejszy. Czy to zmiana istotna, a film "Wonka" jest potrzebny? Czy może mamy do czynienia z "odgrzewanym kotletem"?

Konwencja filmu Paula Kinga jest w pewnym sensie zbliżona do tego, co zaproponował wcześniej Burton. Oba filmy to musicale z rozbudowaną, mocno działającą na wyobraźnię scenografią, oba zdają się rozwijać fabularnie gdzieś na granicy jawy i snu, w miejscu i czasie nie do końca określonym, wśród ludzi, którzy raczej stanowią pewne rodzaje archetypów i symboli osobowości niż konkretne postaci.

U Burtona punktem wyjścia była historia młodego chłopca żyjącego z rodziną w skrajnym ubóstwie w cieniu ogromnej, tajemniczej fabryki czekolady, która obiecywała nieograniczone możliwości. W filmie Kinga osią fabuły są pierwsze próby rozruszania przez Wonkę własnego biznesu w okolicznościach, w których produkcja łakoci niemalże w całości przejęta jest przez złowrogi kartel monopolistów, i trudności młodego przedsiębiorcy-idealisty, który swoimi wynalazkami po prostu chce nieść ludziom radość, niezależnie od zasobności ich portfela.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Oba te ujęcia w pewnych momentach się przecinają, w szczególności gdy mowa jest o dzieciństwie Charliego i Willy’ego, którzy spędzili je w rozpadających się chatkach, choć wśród mocno kochających się ludzi. W obu króluje wyobraźnia, kolory, kształty, mniejsze i większe dziwactwa.

O ile jednak "Charlie i fabryka czekolady" po latach zdaje się zyskiwać właśnie ze względu na ponadczasowy wymiar opowieści i niesamowitą wręcz kreatywność oraz chwytliwe piosenki i ogromną dozę umowności, "Wonka" wydaje się tytułem mocno zachowawczym, w którym twórcy już właściwie nie mają wiele do powiedzenia.

W związku z tym niestety wygląda to bardziej na klasyczny "skok na kasę" niż jakiś nowy głos czy wizję stworzone z myślą o kolejnych pokoleniach. Świetnie koresponduje to zresztą z jedną z ostatnich publicznych wypowiedzi Hugh Granta, w której zdradził, że granie w filmach nie sprawia mu już przyjemności, ale ma dużą rodzinę, więc musi zarabiać pieniądze. Rola pomarańczowego Oompa Loompa chwały mu z całą pewnością nie przyniesie, a do tego może straumatyzować młodszych widzów "Wonki", a nawet kilku starszych.

W filmie z 2005 r. grający Charliego Freddie Highmore wzbudzał litość i troskę, sprawiając, że wielu widzów nie miało problemów z utożsamieniem się z tym bohaterem, który bardzo za czymś tęskni i jest po prostu bezinteresownie dobry, choć może trochę zbyt naiwny.

Wonka Timmothée Chalameta sprawia wrażenie pozbawionego charyzmy lekko odklejonego oryginała, któremu ktoś kazał w odpowiednim momencie zaśpiewać i zatańczyć. Brakuje mu lekkości, która została zastąpiona przez chłodną kalkulację. To postać zupełnie płaska i przezroczysta, która w dodatku ani nie wyróżnia się talentem muzycznym ani tanecznym.

Podstawową różnicą między obydwoma tytułami wydają się być ostatecznie chyba wizja i cel. Burton od początku swojej bogatej kariery dał się poznać jako prawdziwy, obdarzony oryginalnymi pomysłami autor przez duże "A", który wykształcił własne znaki rozpoznawcze i niepodrabialny styl.

Paul King (reżyser filmów o misiu Paddingtonie) na tym tle powinien być traktowany jako rzemieślnik, który po prostu wykonał zlecenie i tyle, można się rozejść.

Niewiele w jego "Wonce" uczucia, zaangażowania, ognia i tego absurdalnego poczucia humoru, które charakteryzowało "Fabrykę czekolady". Naturalnie, nikt nie wymaga wykorzystania tej samej konwencji czy stworzenia analogicznej atmosfery. To dwa autonomiczne filmy, które nie stanowią swojego uzupełnienia, chociaż "Wonka" to coś w rodzaju prequela, czego twórcy nie kryją.

Jeśli jednak nie ma się nic nowego, świeżego, oryginalnego do powiedzenia, to po co sięgać po tę historię, która jednak jest w umysłach widzów nieodzownie związana z "wesołym przegięciem", szaleństwem w oczach i demonicznym uśmiechem Willy’ego Wonki?

Najnowszego wcielenia bohatera wszystkich czekoladożerców raczej nie zapamiętamy, a jedynym, który ma szansę na tym filmie naprawdę zyskać, będzie Tim Burton i jego zakręcony, szalony, kolorowy pomysł na Willy’ego Wonkę i jego magiczny świat.

Magdalena Maksimiuk, dziennikarka Wirtualnej Polski

"Wonka" - trailer

"Charlie i fabryka czekolady" - trailer

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o najlepszych (i najgorszych) reklamach świątecznych, wielkich potworach w "Monarchu" na AppleTV+ i szokującym znęcaniu się na ludźmi w "Special Ops: Lioness" na SkyShowtime. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)