''Drogówka'': Recenzja i wywiady z twórcami! - ''Bartek Topa królem polskiego ekranu'' [wideo]
Najnowsze dzieło Wojciecha Smarzowskiego to filmowy nokaut.
"Drogówkę" już można okrzyknąć filmem dekady. Szkoda tylko, że to określenie w przypadku twórczości polskiego reżysera stało się aż nadto wyświechtane. Krytycy wielokrotnie używali tych słów przy ocenie jego wywrotowego "Wesela" czy też w przypadku "Domu złego" lub zeszłorocznej "Róży". Niemniej dziś to stwierdzenie jest bardziej trafne i prawdziwe niż kiedykolwiek. Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego to kamień milowy w rozwoju polskiego kina gatunków, szczególnie produkcji sensacyjnych. Mając to na uwadze, z pełną świadomością mogę przyznać, że "Drogówka" jest jednym z najznakomitszych filmów od czasu premiery "Psów" Władysława Pasikowskiego, choć znaczenie obu filmów dla polskiego kina jest nieporównywalne.
Smarzowski powtarza w wywiadach, że planował zrealizować film o korupcji, która zaczyna się na tylnym siedzeniu radiowozu. Tak właśnie znalazł swoich bohaterów. "Drogówka", podobnie jak jego wcześniejsze filmy, rozpoczyna się komediową satyrą. Tym razem reżyser bierze sobie na cel stołecznych funkcjonariuszy policji, których prezentuje nie tylko w mundurach, ale i w opuszczonych spodniach. W ich szeregach odnajdziemy znajome twarze z poprzednich produkcji Smarzowskiego - Mariana Dziędziela, Marcina Dorocińskiego, Jacka Braciaka, Bartłomieja Topę
czy Arkadiusza Jakubika. Ich praworządność, podobnie jak moralność, jest względna. Władza demoralizuje głównych bohaterów. Jednak w "Drogówce" nie ma złych policjantów. Po raz kolejny Smarzowski sfabularyzował własną obserwację na temat nie tyleż polskiego społeczeństwa, co ludzi i ich interpretacji polskiego prawa.
[Wywiad z Wojciechem Smarzowskim]
W filmie w centrum wydarzeń osadzono Ryszarda Króla (granego przez Bartłomieja Topę), który zostaje oskarżony o morderstwo kolegi z komendy. Przy wsparciu nielicznych przyjaciół próbuje na własną rękę oczyść się z zarzutów. Jak widać, fabułę filmu można streścić w dwóch zdaniach. Jednak "Drogówka" prezentuje o wiele więcej. Reżyser zrealizował kryminalną produkcję z wyróżniającymi się elementami komedii, podobnie zresztą jak to było w przypadku "Wesela". Dlatego też oprócz kontrowersyjnego obrazu policji poznamy całą masę raz mniej, raz bardziej zabawnych delikwentów zatrzymanych przez tytułowych bohaterów.
Pierwsze, co zachwyci widzów najnowszego dzieła Smarzowskiego, to przepiękny i (co najważniejsze) prawdziwy obraz Warszawy. Żaden polski film ani produkcja telewizyjna nie odważyły się zaprezentować naszej stolicy w tak szczery i unikatowy sposób, jak tego dokonał reżyser wraz z operatorem, Piotrem Sobocińskim Jr. Nie jest to kolejny przekłamany polski Nowy Jork, który zdecydowanie zbyt często był kreowany na naszych ekranach. Warszawa w "Drogówce" jest przede wszystkim istotnym bohaterem nadającym tempo i energię policyjnej historii. Jej obraz przywodzi na myśl "Złego" Leopolda Tyrmanda, a za sprawą zdjęć zarejestrowanych za pomocą kamer przemysłowych oraz telefonów komórkowych możemy doszukać się cech charakterystycznych dla
mocumentu. To pierwszy tak poruszający portret polskiej stolicy we współczesnym kinie.
Wojciech Smarzowski po raz kolejny z dużą zręcznością przeplata konwencje, groteskowy humor mieszając z tragizmem, konsekwentnie natężając tonację - im bliżej końca, tym film staje się mroczniejszy, tym bardziej zagęszcza się atmosfera osaczenia i uwikłania. Tak było w "Domu złym", podobnie jest i teraz w "Drogówce" - historia jednostki otoczonej wrogami i wplątanej w niebezpieczną intrygę, z której trudno ujść z życiem. Najnowszy film potwierdza, jak imponującym warsztatem dysponuje Smarzowski, doskonale świadomy obranego stylu i wykorzystywanych środków.
Jednak największe brawa należy kierować w stronę czołowych gwiazd produkcji. "Drogówka" to aktorski popis wspomnianych już Mariana Dziędziela, Arkadiusza Jakubika, Marcina Dorocińskiego, fenomenalnego Bartłomieja Topy oraz Agaty Kuleszy, Eryka Lubosa, Macieja Stuhra czy Izabeli Kuny. Nie od dziś wiadomo, że najmocniejszą stroną twórczości Smarzowskiego są jego wybitni aktorzy oraz nietuzinkowe dialogi.
Podobnie jest w przypadku filmów Quentina Tarantino. Posługując się dalej tą metaforą, można powiedzieć, że skoro autor "Bękartów wojny" przedstawił światu dojrzałego, ale i niedocenianego geniusza drugiego planu - Christopha Waltza, tak Smarzowski wyciągnął z tła i ustawił na pierwszym planie rewelacyjnego Bartłomieja Topę. Aktor czekał na główną rolę ponad 20 lat i teraz, dzięki "Drogówce", króluje na polskich ekranach, stając się sensacją rodzimego kina. Charyzmatycznej kreacji Topy dorównuje świetny Arkadiusz Jakubik wcielający się w
postać Petryckiego, najlepszego przyjaciela Króla. Petrycki to jeden z najbardziej groteskowych i niepohamowanych cudzołożników, jakich zobaczyć możemy w światowym kinie. Jego bohater wyda się widzom zarówno odpychający, jak i komiczny, czego zasługą jest właśnie wszechstronny talent aktora.
"Drogówkę" Wojciecha Smarzowskiego już dziś odważę się nazwać arcydziełem, ze względu na jej bohaterów, niezapomniane dialogi i porażające zdjęcia, a wszystko to po mistrzowsku ujęte w ramach gatunku. Jeżeli polscy widzowie czekali na dobry film sensacyjny, który swoim stylem, tempem i środkowoeuropejską mentalnością miażdży amerykańskie produkcje, to nareszcie mamy "Drogówkę". Hasło na plakacie brzmi: "Ostra jazda dopiero przed Tobą". Smarzowski wynosi się ponad poziom tego sloganu. Na tak znakomite kino nie można się przygotować. Wszystko, co najlepsze w polskim kinie, dopiero przed wami!