Adam Driver: jasny punkt w galaktyce
Gdy Adam Driver po raz kolejny staje się na ekranie największym antagonistą w galaktyce, prywatnie w oczach wielu fanów pozostaje prawdziwym bohaterem. Krętą życiową ścieżką poszybował (dosłownie i w przenośni) do gwiazd.
17.12.2019 | aktual.: 18.12.2019 11:29
Jeszcze kilka lat temu nawet sam Driver nie spodziewał się, że stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych, a co za tym idzie, najbardziej rozchwytywanych aktorów Hollywood. Wszystko zmieniło się, gdy wcielił się w następcę Dartha Vadera. Błędem będzie jednak stwierdzenie, że nowym czarnym charakterem stał się ktoś zupełnie nieznany. Driver, kiedy dostał angaż w trylogii, był już bardzo rozpoznawalny i miał mocno ugruntowaną pozycję w branży. Największą popularność przyniósł mu, owszem, serial "Dziewczyny", ale ma na koncie sporo bardziej intrygujących ról. Zacznijmy od początku.
O aktorstwie myślał już od lat dzieciństwa, ale droga do niego była długa i żmudna. O swojej przeszłości Driver mówi niechętnie. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 7 lat. Wychowywał się pod opieką mamy w niewielkim miasteczku w Indianie. Nie dogadywał się z ojczymem, kaznodzieją, który próbował mu narzucić swój światopogląd i twarde zasady. W efekcie czas zamiast w domu wolał spędzać z rówieśnikami na ulicy. I sprawiać kłopoty.
Już jako młody chłopak próbował się dostać do szkoły aktorskiej. Podanie jednak wówczas odrzucono. Rozczarowany Driver wrócił do domu, ale nie był to łatwy powrót. Rodzice zażądali, by zaczął płacić czynsz za pokój, który zajmował, więc Driver zaczął imać się najróżniejszych prac - sprzedawał odkurzacze i dorabiał jako telemarketer. – Żyłem kątem u rodziców. Płaciłem czynsz i nie robiłem nic ze swoim życiem. Chciałbym powiedzieć, że dołączenie do Marines wynikało z patriotyzmu, ale wynikało też z poczucia, że nie robiłem nic honorowego w życiu - mówił.
Decyzja o dołączeniu do armii, poniekąd zainicjowana przez ojczyma, przewartościowała jego światopogląd. - W wojsku poznajesz esencję człowieczeństwa. Widzisz mnóstwo przykładów poświęcenia, moralności i odwagi – mówił magazynowi "Interview".
Driver odnalazł się w roli żołnierza. Tym większym ciosem okazała się kontuzja, której nabawił się podczas jazdy na rowerze po górach. Skończyło się na długiej rehabilitacji i przymusowej rezygnacji ze służby. - Wpadłem w prawdziwą depresję - wspominał tamten okres. - Świadomość, że odesłano mnie do domu i nie mogłem służyć ze swoimi kumplami, zabijała mnie – mówił w jednym z wywiadów.
Zdeterminowany Driver, nie wiedząc, co ma zrobić ze swoim życiem, postanowił po raz drugi złożyć podanie do szkoły teatralnej Julliarda - i tym razem został przyjęty. Ukończył ją w 2009 r. a niedługo później Lena Dunham zaproponowała mu rolę w "Dziewczynach". Aktorstwo okazało się remedium na dręczące go bolączki. Trudno mówić, by grę traktował jak terapię, niemniej to właśnie na filmowym planie może wyrzucać nadmiar emocji, które później tak hipnotyzują widzów na ekranie.
Nigdy jednak nie zapomniał o wojsku i ludziach, którzy ryzykują swoje życie, służąc w armii. - To, czego nauczyłem się w armii i przeniosłem do aktorstwa, to świadomość, że każdy cel osiągasz dzięki pracy zespołowej, bez zespołu nie zrealizujesz żadnej misji - mówił na łamach "Intervwiev".
Do dziś nie stroni od udziału w akcjach charytatywnych, szczególnie działających na rzecz weteranów i rodzin wojskowych. Wciąż współpracuje z kilkoma organizacjami, w tym AITAF (Arts in the Armed Forces). I to właśnie w oczach wielu żołnierzy i weteranów jest bohaterem nie na ekranie, ale w codziennym życiu.
Dzięki hitowi Dunham jego kariera nabrała rozpędu. Po obsypanym nagrodami serialu przyszły kolejne propozycje, nie mniej interesujące. Driver szybko pokazał, że świetnie się odnajduje w kinie artystycznym, niszowym, w produkcjach, które skupiają się na psychice postaci. Wystarczy wspomnieć jego znakomitą kreację Jude’a w dramacie "Złaknieni" czy niespełnionego artysty w "Ta nasza młodość".
Cały czas przejawiał jednak zdroworozsądkowe podejście do kariery. - Kiedy się zmieniasz, zmienia się również twój stosunek do pracy. W Juilliard nauczyłem się wartości czasu. Cóż, nauczyłem się tego również w wojsku, ale przeniosłem to na robienie filmów. Pracy na planie czy w przedstawieniu nie traktuję jako gwarantu i pewnika - mówił.
Szczególnie owocny okazał się dla niego rok 2015. To właśnie wtedy zagrał outsidera-poetę w "Patersonie", jednym z najciekawszych i ciepło przyjętych przez krytykę ostatnich filmów Jima Jarmusha, "Milczeniu” Martina Scorsese i oczywiście… "Gwiezdnych wojnach: Przebudzeniu Mocy". Choć obsadzenie Drivera w roli następcy Dartha Vadera dla wielu fanów sagi było zaskoczeniem, decyzja twórców okazała się trafna.
Driver okazał się jednym z najjaśniejszych punktów najnowszej trylogii. Ben Solo, syn Hana i Lei (oraz wnuk Vadera), który wybierając życie po ciemnej stronie mocy, staje się Kylo Renem. W jego wykonaniu okazał się rozchwianym, ale tym bardziej niebezpiecznym i nieprzewidywalnym graczem w galaktyce. Sam Driver pokazał jednak, że ma duży dystans do roli w kultowej sadze.
Już po pierwszej odsłonie "Gwiezdnych wojen" z jego udziałem wystąpił w kultowym, rozrywkowym programie "Saturday Night Live", w którym w kilku skeczach komicznie rozprawił się z krążącą wokół jego postaci krytyką. Z drugiej strony to właśnie dla "Gwiezdnych wojen" przełamał się i obejrzał produkcję ze swoim udziałem. Wcześniej obserwowanie siebie na ekranie określał "koszmarnym doświadczeniem".
W kolejnej części, "Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi" miał już więcej pola do aktorskiego popisu. Mógł pełniej pokazać rozterkę Bena Solo pomiędzy przeszłością i przyszłością, pomiędzy jasną i ciemną stroną mocy. Potrafił zaciekawić nie tyle samym dążeniem do władzy absolutnej, co właśnie wewnętrzną walką. Tym większą gratką więc będzie obserwowanie, co Driver zaprezentuje tym razem, w finale sagi.
Równie ciekawym będzie obserwowanie jego dalszych poczynań. Bo wspomniany już Kylo Ren nie przesłonił mu kariery. Wręcz przeciwnie, pozwolił mu sięgać po kolejne, nietuzinkowe role. Tych miał w ostatnich latach naprawdę sporo. Bo czy był to film "Człowiek, który zabił Don Quichote’a" czy BlacKkKlansman", w którym brawurowo zagrał u boku Johna Davida Washingtona, bohater Drivera zostawał z widzem jeszcze na długo po seansie.
Na długo z widzem zostanie z pewnością także jego kreacja w "Historii małżeńskiej" Netlfiksa. Film z Driverem i Scarlett Johansson ledwie zdążył pojawić się na platformie a już zdobył entuzjastyczne recenzje. Co więcej, mówi się o tym, że jest jednym z faworytów w walce o Oscara. Driver za rolę Charliego również. I gdyby go otrzymał, byłoby to w pełni zasadne. Mało kto potrafi zaserwować widzowi taką paletę emocji, jak on.