Trwa ładowanie...

Ben Affleck zrobił film o Nike i Michaelu Jordanie. "On rzucał nazwiska, ja łapałem za telefon"

"Air" może się wydawać nudną historią sportowo-biznesową. Ale nie dajcie się zwieść. To prawdziwy filmowy odpowiednik rzutu za trzy punkty.

Ben Affleck nabija się z siebie, w swoim własnym filmieBen Affleck nabija się z siebie, w swoim własnym filmieŹródło: Materiały prasowe
d3ix1o3
d3ix1o3

"Air", najnowsze dzieło Bena Afflecka, popularnego aktora, który od czasu do czasu staje po drugiej stronie kamery, miało światową premierę na zakończenie festiwalu South By South West w Austin w Teksasie. Ogłoszony w ostatniej chwili pokaz intensywnie promowanego na festiwalu filmu przyciągnął ogromne tłumy. 

Nudnawy pomysł? Nie w rękach Afflecka

Rzecz dzieje się w latach 80-tych, pokazanych w tym filmie w sposób malowniczy i wiarygodny, z lekką dozą nostalgii i fascynacji ówczesnymi gadżetami, np. pokazywanym z zacięciem kilkakrotnie eleganckim biurkowym telefonem w gustownym pudełku. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

#dziejesiewkulturze: ekipa pracująca przy "Lidze Sprawiedliwości" ostro o Benie Afflecku

To opowieść o tym, jak Nike, firma produkująca odzież sportową, próbowała namówić przyszłą ogromną gwiazdę koszykówki, a wówczas jeszcze - początkującego młodzika, Michaela Jordana, na to, żeby zgodził się firmować swoim nazwiskiem najnowszy w tamtym czasie model butów w katalogu firmy. Model, który już niedługo miał się stać iście kultowy i pozostawać taki do dziś. 

d3ix1o3

Ten pomysł na fabułę brzmi nudnawo? Może. Ale Affleck nie zrobił z niego nudnawego filmu. Stworzył dzieło o tempie i temperaturze finałowego meczu koszykówki. I nie raz wykonał celne wsady prosto do kosza, jak choćby w porywającej, przezabawnej scenie narady przed spotkaniem biznesowym, nakręconej w stylu kina mafijno-gangsterskiego. 

Statystyki i hermetyczny żargon 

Bohaterem tej opowieści jest Sonny, zagrany z wielkim wyczuciem przez Matta Damona, niezbyt wysoko postawiony pracownik firmy Nike, odpowiedzialny za pozyskiwanie koszykarskich talentów na promocyjne potrzeby marki. Wpada na pomysł, że firma powinna podpisać kontrakt z Michaelem Jordanem, choć w branży wiadomo, że on nie ma na to ochoty. Sonny zaczyna więc szukać sposobu, jak przekonać młodego gracza. 

Po kilku pierwszych scenach może się wydawać, że to film rozpięty między kwestiami sportowymi i biznesowymi. Sonny prowadzi rozmowy na temat statystyk poszczególnych zawodników i ich szans na sukces w kolejnych sezonach, negocjuje ze swoimi przełożonymi, żeby uzyskać jak najszersze pole finansowego manewru w rozmowach z agentem sportowca. A od samego agenta nieustannie dostaje upokarzające personalne uwagi. Wygląda na to, że jego pomysły nie mają szans na realizację, a jego kariera mocno zawisła na włosku. 

d3ix1o3

Nie ma jak u mamy 

Ale zanim publiczność zdąży się znudzić hermetycznymi sportowo-biznesowymi rozgrywkami i straci zainteresowanie historią, której zakończenie zna przecież doskonale od samego początku, film skręca w zupełnie inną stronę, podążając za Sonnym, który - całkiem dosłownie - skręca w zupełnie inną stronę i zamiast prowadzić niekończące się rozmowy między wschodnim i zachodnim wybrzeżem Stanów, jedzie na prowincję, żeby zrobić coś zupełnie niespotykanego, a wręcz źle widzianego w branży: spotkać się z samym sportowcem. A dokładniej: z jego rodzicami, a zwłaszcza matką.

Ten zwrot fabularny jest dla tego filmu jak przerzucenie piłki ze swojej połowy boiska prosto pod kosz przeciwnika. Bo nagle zaczyna być to opowieść bardzo osobista, a zarazem mocno uniwersalna. 

Najważniejsze sceny w filmie to dwie kolejne rozmowy Sonny’ego z matką sportowca. Bohater zupełnie odchodzi od biznesowego żargonu i zaczyna rozmawiać jak ktoś, kto chce nawiązać zwykłą ludzką więź. Ona zaś, nieco zaskoczona, ale i urzeczona takim obrotem sprawy, pozostaje jednak matką z krwi i kości, która na pierwszym miejscu zawsze stawia dobro swojego syna. Chemia i energia między tymi postaciami, coś pomiędzy szorstką przyjaźnią, a twardymi negocjacjami, skutecznie "niesie" ten film. 

Aktorski dream team 

Siłę i wiarygodność postać matki zyskuje przede wszystkim za sprawą wybitnego aktorstwa Violi Davis, która choć pojawia się tylko w kilku scenach, tworzy w tym filmie kreację zupełnie wyjątkową: to kobieta silna i świadoma, ale jednocześnie bardzo empatyczna i życzliwa. 

d3ix1o3

- Sam Jordan wybrał ją do tej roli - pół żartem, pół serio mówił Affleck podczas premierowego pokazu. - Zresztą większość obsady została tak dobrana: pytałem go, kto najbardziej pasowałby do grania poszczególnych postaci, on rzucał nazwiska, a ja łapałem za telefon - dodał reżyser "Air".

Żarty żartami, ale Ben Affleck budując obsadę rzeczywiście stworzył niewiarygodnie mocny zespół - "dream team", jak sam to określił.

Jego aktorzy tworzą w tym filmie postacie bardzo wyraziste. Niektóre z nich świadomie zbudowane są ze stereotypów i celowo przerysowane, jak typowy wredny agent gwiazd w wykonaniu Chrisa Messiny czy biurowy brat-łata, mocno zakorzeniony w czarnej kulturze, sposobie mówienia i budowania relacji - w tej roli: Chris Tucker. Ale to czasem postacie dużo bardziej zniuansowane i wielowymiarowe, jak choćby bezpośredni przełożony Sonny’ego, którego gra Jason Bateman - z pozoru surowy i twardo trzymający kasę, ale jednak bardzo poczciwy. Duży dystans do samego siebie pokazał Affleck obsadzając się w roli prezesa firmy, buca i megalomana, ale porządnego i na swój sposób uroczego. 

d3ix1o3

Nie będzie żadnym spoilerem - wystarczy przeczytać obsadę - informacja, że w filmie w zasadzie nie pojawia się postać samego Jordana. 

- Powiedziałem mu: nie wyobrażam sobie, żeby mógł cię zagrać kto inny, niż ty sam. Ale jesteś za stary i nie stać mnie na ciebie - żartobliwie wyjaśniał Affleck tę znaczącą decyzję.

Ale ten brak w niczym nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - pozwala w pełni zaistnieć innym postaciom. Bo może i w koszykówce, i filmie na pierwszym planie są gwiazdy, ale to jednak mimo wszystko dyscypliny drużynowe, w których sukces zależy od współpracy całej grupy. Affleck poprowadził zespół, z którym tworzył ten film, do pewnego i wysokiego zwycięstwa. 

Przemek Gulda - dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3ix1o3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ix1o3

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj