Biorą narkotyki i idą na "Koty". "Najbardziej przerażające doświadczenie w moim życiu"
Amerykańskie media piszą o nowej modzie wśród widzów. Tylko tak mogą oglądać największego knota ostatnich lat.
"Koty", ekranizacja kultowego musicalu Andrew Lloyd Webbera, okazały się największą kinową porażką ostatnich miesięcy. Film w reżyserii Toma Hoopera ("Jak zostać królem") zbiera koszmarne recenzje.
"Lubicie musicale? A może kochacie koty? W takim razie pod żadnym pozorem nie idźcie na film Hoopera. Nawet jeśli byliście na tym w teatrze i bawiliście się tak dobrze, że nie skończyło się na jednym razie" - tak pisała zniesmaczona Karolina Stankiewicz. A dodajmy, że to jedna z bardziej wyważonych ocen.
Jest tak źle, że Universal wprowadził do kin wersję z poprawionymi efektami specjalnymi. Co jak łatwo się domyślić, nic nie dało. W końcu podjęto decyzję o wycofaniu "Kotów" z oscarowego wyścigu.
"Koty" to także finansowa katastrofa. Jeśli sprawdzą się przewidywania branży, to twórcy filmu będą w plecy jakieś 100 mln dol. W najlepszym razie.
I kiedy już wytwórnia myślała, że wszystko stracone, pojawiły się… narkotyki. Jak donosi "The Washington Post", wśród widzów wybierających się na "Koty" zapanowała moda na "podkręcanie" nastroju przed seansem.
Dziennik wylicza, że amatorzy mocnych wrażeń w celu zwiększenia doznań sięgają po LSD, marihuanę czy grzybki. Na łamach "The Washington Post" niektórzy z nich opisali swoje doznania. Jak nietrudno się domyślić antropomorficzne śpiewające koty o wyglądzie gwiazd kina mocno namieszały im mocno w głowach i zrobiły jeszcze większe wrażenie. W większości negatywne. Poniżej niektóre z nich:
- Najbardziej przerażające doświadczenie w całym moim życiu. Przysięgam, że czułem, jak opuszcza mnie dusza.
- Wymiotowałam 4 razy, ale ostatecznie zrozumiałam film na głębszym poziomie.
- Kiedy Judi Dench odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy, aby dać mi do zrozumienia, że koty nie są psami, byłem sparaliżowany ze strachu.
- Byłem zachwycony. Pytałem sam siebie: "Czy to nie genialne? Czy to nie najlepsza rzecz, jaką widziałem kiedykolwiek?".
- Kiedy Taylor Swift zaśpiewała, miałem atak paniki.
Amerykańskie media zauważają też, że twórcy "Kotów" nieświadomie nakręcili film kultowy. Który być może wejdzie do kanonu produkcji "tak złych, że aż dobrych", oglądanych na nocnych pokazach przez ludzi świadomych jego licznych niedostatków. I pysznie się przy tym bawiących.
Świadczyć już mogą o tym seanse, gdzie widzowie przychodzą poprzebierani za koty, znają dialogi na pamięć i śpiewają z bohaterami piosenki. Zupełnie jak 45 lat temu na pokazach "Rocky Horror Picture Show".