Bogumił Kobiela: Czuł, że może go spotkać coś złego. Pisał o tym w liście do żony
09.07.2015 | aktual.: 22.03.2017 17:57
Kim był mężczyzna, który stał się ikoną polskiego filmu i teatru zanim przekroczył czterdziestkę?
Bogumił Kobiela grywał w filmach najwybitniejszych polskich reżyserów. Ucieleśniał opowieści wymyślane m.in. przez Andrzeja Munka,Andrzeja Wajdę i Wojciecha Jerzego Hasa.
Jego życie stało się kanwą pięknej biograficznej powieści Macieja Szczawińskiego "Zezowate szczęście", wizerunek został utrwalony przez rzeźbiarza, który twardy kamień przekuł w popiersie człowieka o miękkim i dobrym sercu.
Od 2010 roku zdobi ono przestrzeń Galerii Artystycznej na placu Grunwaldzkim w Katowicach. Nieco ponad dekadę wcześniej odsłonięto gwiazdę Bogumiła Kobieli w Alei Gwiazd na słynnej ulicy Piotrkowskiej w Łodzi.
Andrzej Markowski już w 1969 roku na łamach miesięcznika "Film" pisał o Kobieli: "mógł być największym aktorem tragikomicznym naszych czasów. Był aktorem największych nadziei. Nadziei nie spełnionych do końca."
W tym roku Bogumił Kobiela skończyłby 84 lata. Drugiego lipca 1969 roku doszło do tragicznego wypadku samochodowego, w którego efekcie zmarł.
Zdolny chłopak ze Śląska
Bogumił Kobiela urodził się w 1931 roku w Katowicach. Choć przymierzał się do rozpoczęcia studiów ekonomicznych, ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie.
* Poznał tam Zbyszka Cybulskiego*, wraz z którym występował w studenckim, dziś legendarnym teatrzyku Bim-Bom. Jacek Fedorowicz cieszył się, że Kobiela wnosi do teatrzyku "lekkość i wdzięk, subtelność i poetycki żart, wspaniały zmysł obserwacyjny i ogromne wyczucie sceny".
Już wtedy uznawano go za autora najbardziej błyskotliwych tekstów, który łamał myślowe schematy i tryskał oryginalnymi pomysłami.
Podczas studiów w Krakowie Kobiela nie prowadził szalonego życia jak na artystę należącego do bohemy przystało. Ciotki, u których wówczas mieszkał, przypominały panie z XIX wieku – uczyły młodego Bogumiła dobrych manier. Nie było mowy o późnych powrotach, a w progach domu uprzejmie witane były tylko panny z dobrych rodzin.
Wszystko się zmieniło, kiedy młody aktor wyjechał z Krakowa nad morze. Karierę zaczynał na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże i w nadmorskich spektaklach grywał z przerwami przez siedem lat (1953 – 1960).* W Sopocie zamieszkał z Cybulskim w pokoju, którego panowie podobno nigdy nie sprzątali.* Z radością gościli w nim jednak wielu ciekawych ludzi.
Kobiela regularnie spotykał się z Agnieszką Osiecką, Romanem Polańskim,Kaliną Jędrusik, Sławomirem Mrożkiem i Jerzym Skolimowskim.
Szybka droga do sławy
Od momentu ukończenia studiów równie często, co w teatrze i na przyjęciach, Kobiela pojawiał się też na dużym ekranie. Wiedziony pragnieniem sławy, zdradził Gdańsk dla Warszawy.
Zadebiutował w roli Grzesia w nowelowym filmie "Trzy opowieści" wyreżyserowanym wspólnie przez Konrada Nałęckiego oraz Czesława i Ewę Petelskich.
W 1953 roku od sławy dzieliły go jeszcze trzy produkcje i cztery lata. Wyreżyserowana przez Andrzeja Munka "Eroica" (1957), w której Kobiela wykreował postać porucznika Dębskiego, była początkiem jego medialnej kariery.
Młodym aktorem zachwycał się sam Andrzej Wajda pisząc, że „obdarzony świetną techniką aktorską [Kobiela] mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. (...)* Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od Niego mniej, niż on może z siebie dać.*"
Doskonale poprowadzony przez największych wówczas polskich reżyserów – Munka i Andrzeja Wajdę właśnie – Kobiela zyskał uznanie jako wybitny aktor tragikomiczny, z namaszczeniem kreujący złożone sytuacje i wykazujący się głębokim zrozumieniem dla jednostki uwarunkowanej skomplikowaną sytuacją historyczną.
* Jego opus magnum została więc fantastyczna rola Jana Piszczyka w "Zezowatym szczęściu" Andrzeja Munka z 1960 roku.*
Człowiek uwikłany w nieprawdę
Podobno Bobek, jak koledzy nazywali Kobielę, "był zaprzeczeniem akademijnej drętwoty, ciemnych garniturków i przemówień; budził sprzeciw recenzentów, bo wykraczał poza ich wyobrażenie o tym, z czego i jak można się śmiać".
Tadeusz Sobolewski z pełnym zrozumieniem dla talentów aktora dowodził jednak, że "rola Piszczyka [w *"Zezowatym szczęściu"] napisana była specjalnie dla Kobieli*. Bez niego ten film byłby może tylko dydaktyczną satyrą na ludzi bez własnego oblicza.
(...) Aktor pokazywał człowieka uwikłanego w nieprawdę i tę nieprawdę demaskował. Jego bohater chce przybrać formę, w której inni by go akceptowali."
Mimo wielkiego sukcesu ekranowego i nominacji do nagrody Złota Kaczka za rolę sekretarza Drewnowskiego w "Popiele i diamencie" (1958) Andrzeja Wajdy, Kobiela nigdy nie zrezygnował z przyjemności, jaką niesie bezpośrednie obcowanie z widzami.
Trzy lata spędził w teatrze Ateneum w Warszawie, był członkiem kabaretów Dudek i Wagabunda i nie stronił od udziału w telewizyjnych programach satyrycznych i estradowych.
Dużą popularność przyniosły mu występy w cyklicznym programie Jerzego Gruzy i Jacka Fedorowicza "Poznajmy się" emitowanym na antenie TVP.
Kobiela znaleziony w Saragossie
"Nie przerażała go myśl, że staje sam na sam z publicznością bez autora" – twierdził Jerzy Gruza – "Był sam autorem, nie w znaczeniu dosłownym, ale dlatego, że budował i wywoływał sytuacje, wiedział kiedy i jak spointować to, co rodziło się między sceną a publicznością (...) Uczył nas jak się bawić, widzieć w rzeczach ludzkich, błahostkach, ten błysk odwrotnej, śmiesznej strony życia. (...) Przełamywał konwenans, uczył publiczność swobody i naturalnej reakcji. Uczył śmiać się."
Na top liście najlepszych filmów z Bogumiłem Kobielą w roli głównej znajduje się jednak nie komedia, a kostiumowy dramat fantasy "Rękopis znaleziony w Saragossie" (1964) Wojciecha Jerzego Hasa, w którym aktor zagrał Senora Toledo.
Obraz zachwycał pomysłowością inscenizacyjną i imponował produkcyjną niekonwencjonalnością. Kobiela odnalazł się doskonale w tak bombastycznym świecie przedstawionym, choć zawsze zależało mu, by wcielać się w postaci ludzi zwyczajnych, naturalnych, posiadających ludzkie słabości.
Ofiara handlarzy mięsem?
Wspólnie ze Zbyszkiem Cybulskim i Wilhelmem Machem, Kobiela współtworzył też scenariusz do filmu "Do widzenia, do jutra" (1960) Janusza Morgensterna.
Temu pierwszemu za czasów studenckich uwielbiał robić też mordercze dowcipy.
Załatwił Cybulskiemu sfingowany wywiad dla radia, a potem nastraszył go wizytą Służb Bezpieczeństwa. Przyjaciel nie był mu dłużny, zabawił się plotką na temat krążącej po okolicy bandy, która porywa i zabija ludzi, by przerobić ich na mięso...
"Któregoś dnia Bobek poznał efektowną brunetkę, która czyniła mu wyraźne awanse, i po krótkiej znajomości zaprosił ją do siebie do domu. (...) Kobiela był już częściowo roznegliżowany, kiedy dziewczyna przeprosiła na chwilę, wyszła z pokoju, pozostawiając go w oczekiwaniu i jak najlepszej nadziei. Po chwili do pokoju zamiast dziewczyny weszło kilku barczystych drabów w fartuchach rzeźnickich i z odpowiednimi narzędziami w ręku. (...) *Kobiela padł na kolana, błagał szlochając o litość.* Wtedy znowu otworzyły się drzwi i do pokoju weszli przyjaciele Bobka ze Zbyszkiem Cybulskim na czele" – opowiada Mieczysław Kochanowski w książce o Cybulskim.
Życie to nie bajka? Niewątpliwie, ale czasem przedmiot dobrych żartów!
Dowcip biurokratów
Dyplomu Kobiela rzekomo nie mógł odebrać przez trzynaście lat od momentu ukończenia studiów, bo… zalegał z oddaniem książek do biblioteki.
Nie przeszkodziło mu to jednak, by w ciągu 17 lat zagrać w 25 filmach, m.in "Małżeństwie z rozsądku" Stanisława Barei (1966), filmie "Ręce do góry" Jerzego Skolimowskiego (1967), "Człowieku z M3" Leona Jeannota (1968) i "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy (1968) – gdzie zagrał samego siebie.
Kim był na co dzień? Jak wyglądało jego życie prywatne? Podobno skromny i nieśmiały, Kobiela miał w sobie coś drapieżnego. Ożenił się jednak tylko jeden raz. Małgorzata – która dopiero po śmierci męża, już w latach siedemdziesiątych, miała krótki romans z przemysłem filmowym – pracowała na planie serialu "Czterdziestolatek" jako kostiumograf.
W późniejszych latach wróciła jednak do wyuczonego zawodu – psychiatrii.
Pies na kobiety mordercą Cybulskiego!
Zaskakuje fakt, że Kobiela miał tylko jedną żonę, bo tuż po studiach bywał psem na kobiety.
* Mieczysław Kochanowski* porównuje młodego, łasego na kobiece wdzięki Bogumiła (zwykle ubranego w kolorowe kamizelki ukradzione z rekwizytorni) do nieśmiałego i romantycznego z natury Zbyszka Cybulskiego.
Aktorzy przyjaźnili się, mimo że różniło ich prawie wszystko i w środowisku krążyły plotki, że Kobiela jest zazdrosny o powodzenie, jakie u płci pięknej ma jego bliski kolega.
Pewnego dnia Bogumił uśmiercił więc Cybulskiego. "Zbyszek już do nas chyba nie przyjdzie" – powiedział kolegom.Wprowadził ich w jeszcze większą konsternację mówiąc lakonicznie, że widział go na drodze, widział Zbyszka, i motor, ten motor... Makabryczny dowcip sugerował wypadek, ale to omal Kobiela nie został ofiarą linczu, gdy ku zdziwieniu kolegów Cybulski stanął w drzwiach cały i zdrowy.
Mimo wielkiej wzajemnej czułości, Cybulski pozostawał największą konkurencją Kobieli. Aktorzy od zawsze ze sobą rywalizowali.
Jednocześnie uważając, że ich relacja to przyjaźń bez precedensu, a tak duża odmienność charakterów pozwala na genialne, wzajemne uzupełnianie się.
„Różne struktury psychiczne (...) dają w sumie coś, co jest w jakimś sensie bogatsze od tych dwóch ludzi", których łączą lub dzielą.
* Z ekranów kin też zniknęli niemal razem – jakby ich linie życia były splecione silniej, niż losy zwykłych przyjaciół.*
Za dobre życie – śmiertelna kara?
Kolejnej wielkiej roli, która mogła radykalnie wpłynąć na jego karierę aktor już nie doczekał.
To podobno nie Stanisław Tym, a sam Bogusław Kobiela miał zagrać główną rolę w "Rejsie" Marka Piwowskiego – filmie, który miał premierę rok po dramatycznej śmierci aktora.
Kobiela przeczuwał nadchodzą śmierć czy wywołał wilka z lasu? W liście do żony z 1965 roku przyznawał się do głębokiego lęku. "(...) naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety".
Jakie rachunki z życiem mógł mieć do wyrównania najbardziej utalentowany polski aktor swojego czasu?
* 2 lipca 1969 roku wpadł w poślizg na zmoczonej deszczem szosie nieopodal Komorowa.* Prowadził wówczas biały samochód marki BMW 1600.* Jadąca z nim żona złamała sobie rękę i rozcięła czoło, Kobiela zmarł w gdańskim szpitalu osiem dni po wypadku.* Doznał pęknięcia śledziony i krwotoku wewnętrznego. Przeszedł dwie operacje i blisko godzinną reanimację.
We wcześniejszych listach i wywiadach przyznawał, że bez względu na to, gdzie jest, rodzinny Tenczynek śni mu się po nocach. Zdjęcie miasteczka miał też nosić w swoim portfelu.
Tam też został pochowany, pod Krakowem, tuż przy grobie swojej matki.
(ab/kk)