Miał być luksus i zabawa. Kolejny polski niewypał w kinach
Pamiętacie "Gierka"? Jeśli nie, to nic nie straciliście. A jeśli dane wam było obejrzeć ten produkt filmopodobny, to w "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle" dostaniecie tę samą obsadę, tak samo fatalny scenariusz i reżyserię. Jedynym pozytywnym zaskoczeniem jest tym razem kreacja Małgorzaty Kożuchowskiej.
Na kartach polskiej historii nie brakuje postaci, które swoim cynizmem, sprytem i układami zbudowały wysoką pozycję oraz dorobili się pokaźnego majątku. Czasy rodzącego kapitalizmu obfitowały w takie scenariusze, nic więc dziwnego, że filmowcy w końcu zainteresowali się tym tematem. Po sukcesie polskiego, kryminalnego Robin Hooda "Najmro" przyszła pora na "prawdziwe historie polskich fortun", jak zapowiadał swoją najnowszą komedię, która nie śmieszy, Heathcliff Janusz Iwanowski.
Producent "Gierka" tym razem sam stanął za kamerą jako reżyser i ponownie z Rafałem Wosiem stworzył scenariusz, którego jakość pozostawia wiele do życzenia. Oto trzech mężczyzn (Sebastian Stankiewicz, Rafał Zawierucha i Maciej Zakościelny) zamierza zostać w drugiej połowie lat 80. przedsiębiorcami. Oczywiście zgodnie z maksymą "pierwszy milion trzeba ukraść".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeden zaczyna od handlu kradzionymi autami, drugi jeansami, kolejny wymianą walut i innymi szemranymi biznesami, ale ich ambicje są coraz większe. W końcu łączą siły i z pomocą wysoko postawionych osobistości (w tym znanego polskiego tenisisty światowej klasy) zaczynają wywozić polską wódkę, aby przelać ją do butelek i przeetykietować w NRD, aby potem ponownie sprowadzić ją do kraju, nie płacąc cła i podatków, dzięki kruczkowi prawnemu.
Z pewnością osoby nieznające PRL-owskiej rzeczywistości będą miały problem w zrozumieniu pokrętnych działań i intencji bohaterów. Scenarzyści starali się objaśnić je krok po kroku, przez co cały film wydaje się być przegadany i pozbawiony jakiegokolwiek napięcia. Mielizny scenariusza miała ukryć postać narratorki, która głosem Agnieszki Więdłochy dopowiadała tło wydarzeń i robiła wprowadzenia do kolejnych sekwencji zmontowanych ze sobą bez większego ładu. A i tak pokaz dłużył się niemiłosiernie.
Niemal dwugodzinny seans "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle" trudno byłoby znieść bez postaci kobiecych. Choć to one, wznosząc po materiałach prasowych, miały być głównymi bohaterkami filmu, tak naprawdę zostały potraktowane po macoszemu. Joanna Opozda gra infantylną dziewczynę zafascynowaną wszystkim, co pochodzi z zagranicy. Dominika Gwit przemyka przez ekran jako porzucona żona i matka, która desperacko próbuje ratować rodzinę. Jakiś przejaw dramaturgii widać u postaci granych przez Agnieszkę Więdłochę i Paulinę Gałązkę, ale zdaje się, że dostały zbyt mało czasu antenowego, aby zainteresować widzów.
Jedynie kreacja Małgorzaty Kożuchowskiej, wcześniej mocno krytykowanej za rolę żony Gierka, w minimalnym stopniu ratuje film Iwanowskiego. Widać, że aktorka bawi się swoją kreacją, a możliwość wcielenia się w drapieżną, zdecydowaną bizneswoman sprawia jej przyjemność. Tym bardziej, że jej charakterna Dorota jest szarą eminencją wielkiego biznesu, przysłowiową szyją, która kręci głową.
W ostatnich dwudziestu minutach filmu akcja się zagęszcza, lecz biada temu, kto myślał, że zobaczy sensowne zakończenie. Twórcy "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle" postanowili wzorem wenezuelskich telenoweli przerwać akcję w kluczowym momencie i pokazać... zwiastun drugiej części filmu. "Nowe przekręty, stare układy" - głosi hasło promocyjne zlepku poszatkowanych scen.
Trudno spodziewać się, aby kontynuacja tego dzieła była bardziej przystępna od pierwszej części. Gdyby tak zatrudnić dobrego scenarzystę, dobrego reżysera i sensownego montażystę, mając taką obsadę, byłaby szansa to uratować. Ale jest już po ptokach.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski