Jerzy Stuhr pokazał się publicznie. "Super Express": Nie wyglądał dobrze
Nie milkną echa po wypadku samochodowym, który Jerzy Stuhr spowodował pod wpływem alkoholu. Aktora zalała fala ostrej krytyki, choć wielu stanęło za nim murem, bo "każdy popełnia błędy". Nie ma wątpliwości, że Stuhr bardzo przeżywa całą sytuację, o czym świadczą najnowsze zdjęcia paparazzi.
Jerzy Stuhr doprowadził do wypadku na ul. Mickiewicza w Krakowie w poniedziałek 17 października. Aktor siedzący za kierownicą lexusa potrącił motocyklistę. Stuhr miał mieć 0,7 promila we krwi, co w świetle polskiego prawa oznacza osobę nietrzeźwą, która siadając za kierownicę popełnia przestępstwo.
Jerzy Stuhr po kilku dniach spędzonych w domu pojawił się w miejscach publicznych w towarzystwie żony Barbary. Razem pojechali do budynku, gdzie znajdują się gabinety lekarskie. Nie jest tajemnicą, że Stuhr jest pod stałą opieką specjalistów. W ostatnich latach walczył z rakiem krtani, w 2016 r. miał drugi zawał, a latem 2020 r. przeszedł udar mózgu. Aktor pojechał też z żoną do pobliskiego sklepu.
"Jednak do środka wolał nie wchodzić. Wyglądał na zafrasowanego, często zawieszał wzrok na chodniku" - pisze "Super Express", który opublikował zdjęcia Stuhra wykonane przez paparazzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Są popularne dzięki "Rolnik szuka żony"
Widać na nich strapionego aktora ze spuszczoną głową, który przechadzał się w pobliżu samochodu, czekając na żonę. "Nie ukrywam, że wydarzenia ostatniej doby były druzgoczące dla mnie i mojej rodziny" - napisał Maciej Stuhr na Facebooku dzień po wypadku. Zdjęcia spod sklepu i gabinetu lekarskiego nie pozostawiają złudzeń, że Jerzy Stuhr nadal bardzo przeżywa skandal, który wywołał.
Przypomnijmy, że Jerzy Stuhr przeprosił i wyraził żal na Facebooku za pośrednictwem profilu swojego syna. "Szanowni Państwo! Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji. Z poważaniem, Jerzy Stuhr" - pisał 75-latek.