"Na miłość boską, ileż można". Świąteczna komedia puszczana po świętach zbiera ostre komentarze

Seria "Listy do M" przez lata zebrała mnóstwo fanów, filmy cieszyły się ogromną popularnością. Czwarta część nie mogła doczekać się otwarcia kin, więc premierę miała w internecie. I cały klimat odszedł w niepamięć.

"Listy do M4" nie w kinach, a w internecie. Jak to wyszło?
"Listy do M4" nie w kinach, a w internecie. Jak to wyszło?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Otwarte kina to coś, co pozostaje jeszcze w sferze marzeń. Wiele produkcji od miesięcy czeka na swoją premierę i nie zapowiada się na to, by w najbliższym czasie mogły trafić na kinowe ekrany. Pozostają premiery w internecie i właśnie na to zdecydowali się producenci "Listów do M4". Jak pisaliśmy w recenzji: "Twórcy świątecznej serii wrzucili do mikołajowego worka każdy sprawdzony pomysł i znaną twarz, żeby zakleić scenariuszowe dziury i zaprezentować miły dla oka, choć skrajnie nieprawdziwy wizerunek świąt i świętowania w stolicy. O ile w połowie listopada, kiedy film miał mieć premierę, pokazywanie go miałoby jeszcze sens, w lutym to już rozrywka tylko dla fanów gatunku".

Film widziała też już Karolina Korwin Piotrowska. Podzieliła się w mediach społecznościowych swoją opinią. Poleca? Oj nie.

Dziennikarka zwraca uwagę, że świat się zmienił i oglądanie długiego, przesłodzonego filmu z masą sponsorów to trudne do zniesienia dziś doświadczenie.

"Owszem można zrobić film z nachalnymi sponsorami, lejącym się zewsząd banałem, zasypany komputerowym śniegiem, ale nie da się zrobić filmu bez scenariusza. Tu jest oblany niestrawnym i niezdrowym lukrem ciąg historyjek, zakończony obowiązkowym happy endem i okraszony ładnymi piosenkami. Ilość scenek balansujących na granicy tolerancji jest zbyt duża, by znieść całość bezboleśnie" - pisze.

Punktuje, że seria od lat kręci się wokół tych samych schematów.

"I z jednej strony rozumiem, że człowiek słysząc kolędy głupieje i zniesie wszystko, ale na miłość boską, ileż można. To już sadyzm (...) Niestety mamy tu niestrawną, nadpsutą i tknietą zębem czasu kapustę wigilijną, która jakimś cudem przetrwała do lutego w zapomnianym garze na balkonie i teraz wszyscy zastanawiają się, jak to zjeść, żeby przeżyć, nie stracić zbyt dużo. Sponsorów oczywiście, bo sponsor rządzi. Szkoda, że nie widz. I tylko świetnych aktorów żal" - puentuje.

Film od 1 lutego jest dostępny na Playerze, więc można się przekonać na własnej skórze.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)