Neonaziści w polskim mieście. Film, o którym nie da się zapomnieć
Oglądanie takich filmów to prawdziwa przygoda. Krzysztof Skonieczny, który zasłynął ekranizacją "Ślepnąc od świateł", serwuje kolejną fantastyczną produkcją, która wciąga jak nic innego. Seansu "Wrooklyn Zoo" nie można przegapić.
Film "Wrooklyn Zoo" zapowiada się jako współczesną wersję "Romeo i Julii" przeniesioną na ulice Wrocławia. Ale to chyba zbyt wielu widzów jeszcze nie przekona, no chyba że szkolne wycieczki. Tymczasem nowy film od Krzysztofa Skoniecznego przypomina nam wszystkim, jak fantastyczni są polscy twórcy i jak świetne potrafi być polskie kino - pozbawione typowej szarości, zła, przerysowanej patologii i wciąż tych samych aktorów, którzy stają przed kamerami kolejnych reżyserów. W "Wrooklyn Zoo" nic nie jest oklepane.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To historia Kosy (debiutujący Mateusz Okuła) - pewnego siebie skejta, który niedługo kończy liceum. Nasz pewniaczek po zajęciach uprawia seks ze swoją nauczycielką od polskiego, spotyka się ze swoją popularną dziewczyną DJ-ką, jeździ na deskorolce, przygotowując się do zawodów, dzięki którym może będzie mógł wyrwać się do Los Angeles i poznać swojego idola - Tony'ego "TNT" Trujillo. Kosa jest sierotą. Wychowuje go chory dziadek Stanisław (Jan Frycz), jego jedyna rodzina. Świat Kosy nagle zderza się ze światem Zory (Natalia Szmidt), romskiej dziewczyny o pięknym, wywołującym ciarki głosie. Są, jak szekspirowscy Romeo i Julia, z dwóch światów, które w teorii nie mogą się nigdy połączyć. Gdy się spotykają, wszystko płonie i pulsuje. I zaczyna się niesamowita podróż po Wrocławiu, jakiego nikt chyba jeszcze nie pokazał.
Wrocław w tym filmie jest miejscem, gdzie zderzają się różne subkultury. Skonieczny nie tylko wchodzi w świat 17-, 18-latków, którzy szukają swojego miejsca, ale i w barwny, dla wielu kompletnie obcy i niezrozumiały świat Romów. I w jeszcze jeden świat - wrocławskich neonazistów. Gdy między Zorą i Kosą zaczynają rodzić się uczucia, w tle pojawiają się wściekli, łysi, wytatuowani kolesie z pieśnią "Polska dla Polaków" na ustach. Mocne są z nimi sceny w "Wrooklyn Zoo". Mocne do tego stopnia, że chyba każdemu podczas seansu tego filmu robi się niewygodnie, a może i niedobrze. Skonieczny nie ma litości. Pokazuje palcem na ogromny polski problem, który stoi nam wszystkim przed oczami. Doprowadzając, jak można się spodziewać, do różnych tragedii.
Ale "Wrooklyn Zoo" to nie tylko historia o neonazistach polujących na nastolatków. To historia, która jest idealnym połączeniem tego, co było w naszej narodowej historii ze współczesnością. Mamy reprezentującego starsze pokolenie dziadka Stanisława, który wie, do czego doprowadza nienawiści do "innych", i młodych, którzy po prostu chcą żyć. Są głośni, charyzmatyczni, wyraźni, zagubieni i pewni siebie jednocześnie.
Nie ma drugiego takiego reżysera w Polsce, który tak świetnie wchodzi w świat subkultur i młodych ludzi, pokazując ich bez boomerskiego nadęcia. Skonieczny świetnie prowadzi swoich debiutujących na dużym ekranie aktorów - Mateusza Okułę i Natalię Szmydt można oglądać godzinami. To niesamowite, aktorskie perełki. Partneruje im na ekranie legenda polskiego kina, Jan Frycz. Kolejny raz pokazuje, że u Skoniecznego czuje się doskonale. Jego filmowy Stanisław to fascynująca postać, która naprawdę porusza. Nie wiem, czy da się jeszcze powiedzieć, że to "jedna z najlepszych ról" Frycza, bo ma ich już naprawdę dużo na koncie. Na pewno to kolejna, za którą należą mu się nagrody.
"Wrooklyn Zoo" zaskoczy was formą. Nie da się tego filmu przypisać do jednego gatunku. Są tu elementy z romskiego folkloru, trochę fantastyki, reporterskich (genialnych!) czarno-białych zdjęć, solidnego thrillera (wątek z neonazistami) czy estetyki teledysków (scena z narkotykowym odlotem). Zaskakują filmowe motywy, ale i obsada. W filmie jest kilku gości specjalnych, m. in. amerykański mistrz deskorolki Tony "TNT" Trujillo, Zdechły Osa, sam Krzysztof Skonieczny, Jakub Żulczyk, Don Vasyl, Mateusz Zielonka, Krzysztof "Fazi" Milerski i inni.
Jak dobrze, że chociaż ktoś ucieka od typowej dla polskiego kina martyrologii i szarych blokowisk. U Skoniecznego, nawet jeśli oglądamy wstrząsające wątki, to jest to jedna wielka filmowa przygoda. Jak mówił reżyser, który po "Ślepnąc od świateł" dostał mnóstwo komercyjnych propozycji, zrobił woltę, by wyrwać się ze schematów i nie dać się wciągnąć w show-biznesowe projekty. Oby więcej takich wolt.
"Wrooklyn Zoo" walczy o Złote Lwy w Konkursie Głównym na 49. festiwalu filmowym w Gdyni. W kinach film będzie można oglądać od 18 października.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o porażającym Colinie Farrellu w "Pingwinie", opowiadamy o prawdziwej żyle złota w kinie, ale uwaga; tylko dla widzów o mocnych nerwach! Przyznajemy się także do naszych "guilty pleasures", wiecie co to? Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: