''Nie ma mocnych'': Jak dziś wyglądają domy Kargula i Pawlaka?
Amerykanie mają Charliego Chaplina i Groucho Marxa, Francuzi Louisa de Funèsa i Jacquesa Tati, a my Kargula i Pawlaka. Czas więc wyprawić ucztę, bo dziś mają 48. urodziny. Jeden z najbardziej kultowych polskich filmów miał premierę dokładnie 15 września 1967 roku.
Amerykanie mają Charliego Chaplina i Groucho Marxa, Francuzi Louisa de Funèsa i Jacquesa Tati, a my Kargula i Pawlaka. Jeden z najbardziej kultowych polskich filmów obchodził niedawno 42. rocznicę swojej premiery.
Wacław Kowalski i Władysław Hańcza kreujący role Kargula i Pawlaka w kultowym filmie Sylwestra Chęcińskiego stali się ulubieńcami Polaków – takimi, do których wraca się pamięcią, z jakich śmieje i z którymi najchętniej przebywa się do dziś.
"Samo swoi" doczekali się rzeszy fanów zaś jego kontynuacja, "Nie ma mocnych", przyjmowana była z takim entuzjazmem, z jakim dziś widzowie traktują kolejne części hollywoodzkich blockbusterów.
Czy Kargula i Pawlaka można więc nazwać pionierami na rynku polskiej rozrywki? A może fakt, że filmy z tymi kultowymi bohaterami zrobił tak wielką i ponadczasową karierę, jest ewenementem? Co dziś dzieje się z bohaterami najlepszych polskich dowcipów,* ich domem i płotem, do którego każdy chciałby podejść, tak jak i oni podchodzili?*
Genialna, prosta historia
- Komizm filmu wynika z umiejętnego połączenia trzech elementów: sarmackiej komedii obyczajowej, usytuowania jej w określonych warunkach historycznych i okraszenia tego wszystkiego charakterystyczną kresową gwarą, która – przynajmniej dla uszu współczesnego pokolenia – ma w sobie niejakie akcenty humorystyczne – pisał Jerzy Peltz w magazynie "Film". Czy na ów filmowy i pokoleniowy autentyzm wpływał też fakt, że Pawlak i Kargul nie byli postaciami zupełnie wymyślonymi?
Pierwowzorem pierwszego z nich był Jan Mularczyk ze wsi Tymowa koło Ścinawy. To on miał zakrzyknąć „Wysiadamy, bo tu nasze ludzie są“, gdy z okna pociągu zobaczył na łące krasulę Mikołaja Polakowskiego, dawnego sąsiada z Boryczówski, z którym był skłócony. Jan był też stryjem Andrzeja Mularczyka – autora scenariuszy trylogii Chęcińskiego.
W filmie znalazło się też wiele pomysłów opartych na osobistych przeżyciach wcielającego się w rolę Pawlaka Wacława Kowalskiego,* który również pochodzi z kresów.*
Historia jest w swojej prostocie genialna. Film „Sami swoi“ opowiada o dwóch zwaśnionych rodzinach, które nienawidzą się od lat, bo Kargul, orząc, „zagarnął ziemię Pawlaka, aż o trzy palce“, a jego wspomniana krowa narobiła Pawlakom szkód. Czy taka zniewaga krwi nie wymaga?
Recepta na sukces
- Reżyser posiadł błyskotliwą umiejętność charakteryzowania bohaterów, obdarzając ich nie tylko bogactwem i złożonością cech, ujawniających się w dynamicznym działaniu, ale też dozą sympatii, którą przekazuje widzom.[...] Od początku Chęciński realizuje model kina popularnego, zawsze wspartego problematyką obyczajową i psychologiczną oraz bogactwem umiejętności warsztatowych– jeszcze w 1986 roku pisał Maciej Maniewski.
Chęciński (na zdjęciu) przyznaje, że przystępując do realizacji filmu dysponował sporą wiedzą płynącą z własnego doświadczenia. Nie dość, że do dziesiątego roku życia mieszkał we wsi na Dolnym Śląsku, później czytał mnóstwo publikacji na temat Ziem Odzyskanych. Reżyser wspomina też, że głównym źródłem inspiracji było radiowe słuchowisko, w którym Pawlak, przemawiający głosem Siemiona, wspominał o Kargulu.
- Już wtedy było widać, że jest w tym pomysł – mówił Chęciński. Pomysł, jaki mógł jednak odnieść sukces tylko lokalnie.
- Komedia, która rozrosła się do trylogii, powstała dla ludzi, którzy mieszkają w tym kraju, znają obyczaj i mentalność jego mieszkańców, przez co w lot chwytają subtelności humoru. Bariera języka okazała się niezwykle istotna – w 2004 roku reżyser opowiadał w "Rzeczpospolitej". Nieprzetłumaczalność hermetycznego dialektu sprawiła, że „Sami swoi“ nigdy nie stanęli w szranki konkursowe na żadnym międzynarodowym festiwalu.
To wcale nie jest śmieszne!
W drugiej połowie lat 60. w Polsce komedie osadzone w wiejskich realiach cieszyły się wielką popularnością. To znaczyło, że poprzeczka była postawiona wysoko. Realizacja „Samych swoich” okazała się więc zadaniem trudnym czy wręcz, jak twierdzi reżyser, była „aktem heroicznej odwagi“. Atmosfera na planie była napięta. Chęciński wciąż się obawiał, czy żarty nie zabrzmią zbyt naiwnie na ekranie.
Ilona Kuśmierska, która w filmie o Kargulu i Pawlaku zagrała najważniejszą rolę w swoim artystycznym dorobku, wspomina, że na planie nikt nie bawił się tak beztrosko, jak można się spodziewać.
Krzysztof Świrek w swoim artykule w "Kinie" opublikowanym w 2008 roku twierdził, że * - pokora wobec widzów i precyzyjne przygotowanie to recepta Chęcińskiego na dobre kino popularne. Niesłabnące zainteresowanie filmami reżysera niech wystarczy za potwierdzenie słuszności tej zasady.*
Nie bój się powtarzać sukcesu
- Bardzo chciałem, aby to było śmieszne. Humor w tym filmie polegał na prawdzie. Ludzi, sytuacji, rozmów, zachowań. Na początku jednak film nie był aż tak popularny. Odkryto go po pół roku. Rozpoczęły się dyskusje w telewizji, prasie. Pytano, dlaczego nie robię drugiej części. Wywierano na mnie presję. Nie bardzo chciałem, bo wiedziałem, że kolejna odsłona nie będzie już taka zabawna – przyznawał Chęciński w wywiadzie dla "Angory".
Na szczęście lęk przed porażką nie był silniejszy niż chęć realizacji kolejnych części sąsiedzkich przygód. I tym sposobem w zrealizowanym w 1974 roku filmie „Nie ma mocnych“ Kargul i Pawlak szukali męża dla swojej wnuczki. W nakręconym trzy lata później „Kochaj albo rzuć“ na zaproszenie brata Kazimierza polecieli z nią do Chicago.
Kontynuacjom, nawiązaniom i powrotom nie ma jednak końca. W 1973 roku Chęciński nakręcił też serial telewizyjny „Droga“ opowiadający o przygodach kierowcy bazy transportowej PKS, który w jednym z odcinków odwiedza rodzinę Pawlaka i Kargula.
Dziś nazwą „Sami swoi“ posługuje się też sieć komórkowa promująca taryfy dla przyjaciół, restauracja hołdująca tradycji, firma deweloperska, klub filmowy, biuro nieruchomości, zespół muzyczny, polski sklep spożywczy i gospodarstwo agroturystyczne. W rodzinnym mieście Chęcińskiego do obiegu wprowadzono złoty dukat z wizerunkiem Kargula i Pawlaka przy słynnym płocie.
Ponadczasowy hit
W 2012 roku „Sami swoi“ znaleźli się na szczycie rankingu najliczniej oglądanych filmów telewizyjnych. Komedię wyemitowaną przez TVP1 obejrzało 4,54 mln widzów. Co interesujące na siódmym miejscu w rankingu znalazła się druga część trylogii „Nie ma mocnych“ z wynikiem 3,71 mln widzów; na dziesiątej pozycji uplasował się film domykający serię „Kochaj albo rzuć“, który zgromadził przed telewizorami niewiele mniej, bo 3,55 mln widzów. Mimo upływu lat miłość fanów Kargula i Pawlaka nie gaśnie.
Zainteresowaniem cieszy się też miasteczko, które zostało wypromowane przez film. Do dziś Lubomierz jest przez wielu określany mianem polskiego Hollywood. Co roku od 17 lat w drugiej połowie sierpnia odbywa się tam Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych „Sami Swoi“.
Na festiwalu można oglądać najnowsze polskie komedie, ale nie tylko. Prócz pokazów odbywają się na nim różne wydarzenia towarzyszące – koncerty, występy kabaretów i wystawy fotografii. Czy w czasie festiwalu mają też miejsce wycieczki do domów Kargula i Pawlaka?
Podejdźcie no do płota!
Domów Karguli i Pawlaków nie ma w Lubomierzu, bo zawsze stały w podwrocławskich Dobrzykowicach. Kręcono tam wszystkie części trylogii, a ich obecni mieszkańcy ze wszystkich sił starają się zachować znany z filmów wygląd budynków.
Tadeusz i Józefa Daleccy w domu Karguli* wymienili tylko okna, położyli nowy dach i na podwórku zasiali trawę.*
- Zostały nawet iglaki, które filmowcy sadzili przy nagraniach. Jest też krąg, który imitował studnię na podwórku – zapewniają.
Choć podobno od czasu do czasu pojawiają się kupcy chętni na posesje, w których kręcono film, ich obecni gospodarze „nic im nie sprzedali, bo to w końcu ojcowizna“.Dawniej tonące w błocie podwórza dziś kipią zielenią, a pod płotem (na zdjęciu), gdzie unosi się wspomnienie sąsiedzkich sprzeczek, turyści robią sobie zdjęcia.
We wsi wielki spokój
Między obecnymi mieszkańcami filmowych domów (na górze Kargula, u dołu Pawlaka) nie dochodzi już do sprzeczek. Tylko Lubomierz z Dobrzykowicami przez jakiś czas kłócił się z zazdrości o autopromocję i filmowe rekwizyty przeznaczone do wystawienia w lokalnych muzeach.
- Różni ludzie namawiają nas czasem, żebyśmy tu zrobili jakąś restaurację czy agroturystykę* – mówią mieszkańcy – *i pewnie ruch by był, bo jest nawet bez reklamy. Ale my chcemy spokoju.
Nie odcinają się od siebie i jak na dobrych sąsiadów przystało lubią, ale cenią też intymność. - Z sąsiadem nie mam problemów, bo nie ma zarzewia konfliktu, dlatego że my tutaj nic nie mamy, on jest emeryt, ja tez jestem już od wielu lat emerytem i mieszkam tu tylko z żoną, bo dzieci są we Wrocławiu – mówi pan Tadeusz – chociaż ludzie często o to pytają, bo myślą, że to może tak jak w filmie, jakaś atrakcja.
Czy wystarczającą atrakcją nie jest jednak fakt, że Sylwester Chęciński stworzył bohaterów, którzy żyją i żyć będą w polskiej kulturze, mentalności i społeczeństwie? Czy przez kolejne pół wieku? Życzmy im tego! (ab/gk/mn)