"Pearl": Agata Buzek przykuwa wzrok do ekranu nawet w Wenecji
O francusko-szwajcarskiej "Pearl” było w Polsce głośno na długo przed ogłoszeniem programu 75. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji, gdzie właśnie miał swoją premierę. Mówiło się o nim za sprawą roli Agaty Buzek, która pod batutą reżyserki Elsy Amel stworzyła kreację niezwykle fizyczną, opartą na ciele, inną od tego, co w wykonaniu naszej aktorki oglądaliśmy do tej pory.
Tematem filmu "Pearl” jest ciało, które dziś coraz bardziej odrywa się od płci. Elsa Amiel portretuje świat żeńskich kulturystek, w którym ciała mężczyzny i kobiety są bardzo łatwe do pomylenia. Jest w tym filmie znakomita scena, w której patrzymy na ćwiczące ciało, żylaste, umięśnione, budowane latami. Wygląda w stu procentach męsko, dopóki nie pojawi się na nim menstruacyjna krew. Dopiero wtedy uzmysławiamy sobie, kogo oglądamy.
Amiel przygląda się ciałom bohaterów z ciekawością i wyczuciem. Ma do tego oko i talent, co nie powinno dziwić, bo zanim zdecydowała się nakręcić "Pearl”, jej reżyserski debiut, zajmowała się aktorstwem. Ma więc świadomość ciała jako narzędzia do wyrażania się i podkreślania cech. Wie, że to przecież ciało określa osobowość, charakter czy emocjonalny stan postaci. Ta wiedza przekłada się na sposób kręcenia aktorów i naturszczyków, którzy zaburzają zupełnie kinowe standardy.
Kulturystka, debiutująca na ekranie Julia Föry jako tytułowa Léa Pearl spędza dnie na siłowni, gdzie podnosi niewyobrażalne ciężary, wykonuje maratony ćwiczeń i karmi się wszelkiej maści odżywkami. Jej trenerem jest Al (gwiazda brytyjskiego kina Peter Mullan), który pojawia się tu jako dwuznaczny bohater. Z jednej strony ciągnie Pearl w górę, kto wie, czy nawet nie z miłości, a nie tylko trenerskiej pasji, z drugiej - traktuje ją jako środek do wielkich kontraktów ze sponsorami.
Amel wchodzi w świat kulturystyki, żeby pokazać rządzące nim paradoksy. Al nieustannie przekonuje Pearl, że jej ciało jest na najlepszej drodze do ideału, by mogła dzięki niemu osiągać wielkie sukcesy, ale wiemy, że w jego słowach nie ma słów mężczyzny kierowanych do kobiety. W filmie pojawia się scena seksu między nimi, ale nie ma w sobie nic z pasji i pożądania - odbywają stosunek, żeby Pearl wypociła się.
*Reżyserka kulturystyczne ciało Pearl konfrontuje z ciałem Agaty Buzek, która również wciela się tutaj w kulturystkę. Buzek jako Serena jest świetna. Pręży się i napina, wydobywając idealny kontrast do głównej bohaterki. Jest kobieca, seksowna i pociągająca, ale nie w klasyczny sposób. To nie jest rola, którą mogłaby zagrać pierwsza lepsza urodziwa aktorka. *Ta kreacja wymagała rozumienia sytuacji obu bohaterek, które walczą nie tylko o medale, ale też o coś więcej - choćby o to, która zachowała więcej kobiecości, seksapilu, która nie zatraciła się jeszcze we wpływaniu na własne ciało na tyle, żeby przestało podobać się mężczyznom. Serena na każdym kroku próbuje uwieść Ala. Ale to też nie jest działanie z namiętności. Wierzy, że w ten sposób wróci do gry w kulturystyce i znów zacznie odnosić sukcesy.
Buzek zapisuje się w pamięci nie tylko widzom znad Wisły, czego dowodem recenzja prestiżowego "The Hollywood Reporter”, który wymienia ją w tekście z nazwiska. I to nie powinno nas dziwić. Buzek w niczym nie ustępuje znanym na całym świecie kolegom z Peterem Mullanem, gwiazdą kultowego "Trainspotting" na czele, choć na ekranie pojawia się na krótko. Weszła jednak do aktorskiej pierwszej ligi i ten czas wystarczy, by to właśnie ją zapamiętać. Po seansie rozmawiałem z zagranicznymi dziennikarzami, którzy nieustannie mówili o jej niezwykłej fizjonomii.
Zarówno Buzek, jak i Föry grają bohaterki uwięzione we własnych ciałach, które nie potrafią już popatrzeć na siebie w lustrze i zobaczyć, że wyglądają dobrze albo źle. One są już na zupełnie innym poziomie, w którym ciało podlega jedynie wyciskowi i biciu rekordów. Amiel nie ogranicza jednak pola widzenia do swoich bohaterek. Jej film wypełniony jest ciekawymi przerywnikami, jak ten, w którym mężczyzna wyciska z siebie siódme poty w czasie tańca. Dopiero po czasie orientujemy się, że nie ma nóg - stoi na protezach, z pomocą których rusza się. Trudno o nim zapomnieć, tak samo jak trudno zapomnieć o roli Buzek.
Artur Zaborski, Wenecja