Trwa ładowanie...

Piotr Woźniak-Starak zmarł za młodo. Nie miał nawet 40 lat

Piotr Woźniak-Starak miał wyczucie do kina. Jako jeden z nielicznych w naszym kraju konsekwentnie próbował robić dobrą rozrywkę dla milionów widzów. Jego śmierć w 2019 r. była tragicznym wypadkiem. Producent filmowy pozostawił po sobie zrozpaczoną żonę, istotny dorobek i prężnie działającą firmę.

Piotr Woźniak-Starak robił karierę, był zakochany w swojej żonie Agnieszce. Odszedł za młodo. Nie miał nawet 40 latPiotr Woźniak-Starak robił karierę, był zakochany w swojej żonie Agnieszce. Odszedł za młodo. Nie miał nawet 40 latŹródło: AKPA
dz9qklt
dz9qklt

Gdyby żył, Piotr Woźniak-Starak skończyłby w sobotę 10 lipca 41 lat. Można zaryzykować tezę, że umarł tak, jakby był bohaterem filmu. Ten ceniony i powszechnie lubiany producent filmowy zginął w dramatycznych okolicznościach – wypadł z motorówki na jeziorze Kisajno niedaleko Giżycka. Jego ciało odnaleziono dopiero po pięciu dniach.

Woźniak-Starak znany był ze swojego niespokojnego ducha. Lubił się bawić, uwielbiał szybkie pojazdy. Wciąż szukał sposobów, by podnieść sobie adrenalinę. Niestety w nocy 10 sierpnia 2019 r. to obróciło się przeciwko niemu. Zbyt duża brawura (był pod wpływem alkoholu) i nieszczęśliwy przypadek doprowadziły do tragedii.

Po śmierci Piotra wiele pisano o jego spuściźnie. Maria Sadowska, która wyreżyserowała wyprodukowany przez niego film "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej", mówiła w rozmowie z WP: - Piotr miał wizję kina, które będzie dobre artystycznie, ale również takie, na które pójdzie widz. Chciał połączenia kina artystycznego z komercyjnym.

W wywiadach podkreślała, że miał w sobie wielki entuzjazm do kina, którym potrafił zarażać innych.

dz9qklt

Woźniak-Starak rzeczywiście miał wizję. Interesowało go kino opowiedziane z rozmachem – takie, jakie powstaje w Hollywood. Z jednej strony każdy zrobiony przez niego film jest bardzo przystępny dla widza, ale też nie da się ukryć, że chociażby tacy "Bogowie" to opowieść o czymś ważnym. Nie każdy obraz mu wyszedł, ale zawsze dbał o to, by rozrywka była zrealizowana na dobrym poziomie.

Zobacz: Burza oklasków po pokazie ostatniego filmu Piotra Woźniaka-Staraka

Nie była to zresztą jedyna rzecz z Hollywood, którą Woźniak-Starak zaszczepił na polskim gruncie. Wyznawał on także amerykański model pracy – był nieustannie obecny na planie, wszędzie go było pełno. Próbował odciążać swoich reżyserów tak, by zajmowali się wyłącznie tworzeniem filmu. Miał własną wizję filmu, niejednokrotnie ją narzucał współpracownikom. Niejeden z nich stwierdził, że Piotr pracował tak jak żył: na pełnym gazie.

Jak sam tłumaczył, jego postawa pozwalała na uniknięcie sytuacji, w której reżyser musiał zawracać sobie głowę np. rozwiązywaniem konfliktów. – Kiedy natomiast przychodzi do podjęcia decyzji, bo konieczne są zmiany, dbam o to, by trzymać kierunek, by wizja była wciąż ta sama, byśmy nie zbaczali z ustalonej ścieżki – opowiadał kilka lat temu w rozmowie z INNPoland.pl.

dz9qklt

Nic dziwnego, że Sadowska bardzo chwaliła sobie pracę z nim. – Piotr wprowadził na polski rynek nową jakość, której u nas brakowało. Bardzo o nią dbał. My się dziś trochę śmiejemy, że to taki model kina amerykańskiego i nawet jeśli jest w tym pewien rodzaj uproszczenia, jemu się to udało. On tymi swoimi dwoma, właściwie trzema filmami udowodnił, że potrafi tworzyć kino środka z wysokiej półki – konkludowała rok po jego śmierci.

Zaczynał od reklamy

Nie wszyscy wiedzą, że zanim dołączył do świata filmu, Woźniak-Starak próbował swoich sił w reklamie. W 2005 r., po spędzeniu 11 lat za granicą, wrócił do Polski i podjął pracę w jednej z warszawskich agencji reklamowych. Jednak myślami był gdzie indziej – marzyło mu się, by zostać producentem filmowym. Jak informowała "Viva", miłością do kina zaraził go ceniony polski reżyser, Janusz Morgenstern.

dz9qklt

O tym, że powinien zajmować się kinem, słyszał także od innych osób. Starszy kolega z branży powiedział mu, że ze swoją kreatywnością i zaangażowaniem powinien tworzyć filmy fabularne, a nie spoty reklamowe. Piotr wziął sobie to do serca. Jego przygoda z filmem zaczęła się chwilę potem od pracy przy polsko-niemieckiej koprodukcji "Strajk" w reżyserii Volkera Schlöndorffa. Następnie asystował Andrzejowi Wajdzie w produkcji głośnego "Katynia". 

W 2008 r. doszedł do wniosku, że czas zacząć pracować na własną rękę – założył firmę producencką Watchout Productions. Ktoś słusznie powie, że miał łatwiejszy start, bo stał za nim ojczym, Jerzy Starak, który od ponad 30 lat jest jednym z najbogatszych Polaków. Jednak Piotr musiał sam sobie zapracować na swój sukces. Fortuna ojczyma wręcz mu przeszkadzała, bo gdy szukał dofinansowania dla "Bogów", często słyszał od ludzi: "Niech tata da. Przecież ma".

Wielki sukces

Zanim nadszedł sukces "Bogów", pierwszym wyprodukowanym przez niego filmem był "Big Love" Barbary Białowąs z Agnieszką Hamakło w roli głównej. O tej produkcji z 2012 r. pamięta się dziś głównie z powodu konfrontacji reżyserki z nieprzychylnym jej krytykiem filmowym Michałem Walkiewiczem, która skończyła się tym, że na Facebooku powstała grupa "Kulturoznawcy przepraszają za Barbarę Białowąs".

dz9qklt

Inna sprawa, że Watchout Studio zrobiło przyzwoity wynik – "Big Love" przyciągnęło do kin ponad 200 tys. widzów. Jednak prawdziwy przełom nastąpił dwa lata później, gdy do kin trafił film "Bogowie" Łukasza Palkowskiego z niezwykłym Tomaszem Kotem w roli Zbigniewa Religi. Produkcja przedstawia dokonania kardiochirurga w latach 80., zmierzające do przeprowadzenia pierwszej udanej transplantacji serca w Polsce.

Obraz zebrał pozytywne recenzje – "Wyborcza" określiła go jako "świetny przykład zręcznego kina środka". Co ważniejsze, zgarnął nie tylko kilka istotnych nagród, jak Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni, ale przede wszystkim rozbił bank w polskim box office – frekwencja kinowa wyniosła 2,2 mln widzów. Jest to jeden z 30 najlepiej oglądanych filmów w Polsce (uwzględniając również produkcje zagraniczne) po 1989 r.

Trochę trudno w to uwierzyć, ale finansowanie "Bogów" do końca wisiało na włosku. Piotr Sobociński w rozmowie z "Newsweekiem" zdradził, że producent musiał zastawić własny dom, żeby dokończyć film.

Kolejny hit

W 2017 r. Woźniak-Starak i jego Watchout Studio zaprezentowało na dużym ekranie kolejną biografię. Tym razem padło na historię życia kontrowersyjnej Michaliny Wisłockiej, w którą wcieliła się Magdalena Boczarska. Wspomniana wyżej "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" także okazała się hitem – przyciągnęła 1,8 mln widzów w kinach, co dało jej miejsce w pierwszej piątce najchętniej oglądanych produkcji tamtego roku.

dz9qklt

– To on wyszukał historię Wisłockiej i nigdy nie zapomnę jak z błyskiem w oku mi ją opowiadał. Ten film to był jego pomysł. (…) Aż się sobie dziwiłam, że sama na to nie wpadłam, bo to historia dla mnie stworzona – przyznała Sadowska.

Ostatnim filmem zrealizowanym przez Woźniaka-Staraka jest produkcja "Ukryta gra", która miała premierę 18 września 2019 r., czyli równo miesiąc po śmierci Piotra. Ten thriller szpiegowski z Billem Pullmanem i Robertem Więckiewiczem był pierwszą anglojęzyczną produkcją w jego dorobku. Tu akurat pomysł średnio się opłacił – film miał trochę słabsze przyjęcie u krytyków i poradził sobie o wiele gorzej w kinach – przyciągnął zaledwie 180 tys. widzów.

Jak dziś radzi sobie firma Woźniaka-Staraka?

Po śmierci Woźniaka-Staraka Watchout Studio kontynuuje swoją misję, by dostarczać Polakom rozrywki z wysokiej półki. Krzysztof Terej, obecny szef studia, dwa lata temu zapewniał w rozmowie z "Pulsem Biznesu", że chce wypuszczać jeden film rocznie. Rzecz jasna to ambitne założenie mocno pokrzyżowała pandemia koronawirusa, ale firmie udało się zrealizować już jeden projekt – "Prime Time" Jakuba Piątka z Bartoszem Bielenią i Magdaleną Popławską. Można zakładać, że gdyby nie zamknięte kina, to ta trzymająca w napięciu opowieść o ataku na studio telewizyjne odniosłaby spory sukces.

Warto wspomnieć na koniec, że dwa lata temu studio było producentem wykonawczym IV sezonu wznowionego po dziesięciu latach serialu TVN "39 i pół". W finale produkcji główny bohater, w którego wcielił się Tomasz Karolak, zaśpiewał na scenie balladę. Utwór był hołdem dla tragicznie zmarłego Piotra. Jak wyznał Terej, będzie on już zawsze czuwał nad Watchout Productions.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dz9qklt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Paweł Kapusta - Redaktor naczelny WP
Paweł KapustaRedaktor Naczelny WP
dz9qklt