Scena w "Ferrari" wywołuje emocje wśród widzów. "Ma być wstrząsająca"
Gdy w Toruniu jedna z osób zapytała Adama Drivera, dlaczego sceny wypadków wyglądają "tandetnie", odpowiedział krótko: "pie...l się". A co na to operator filmu? – To było skomplikowane przedsięwzięcie – mówi w rozmowie z WP Erik Messerschmidt.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: W tym roku masz dwie duże premiery. "Zabójcę" z Michaelem Fassbenderem i "Ferrari" z Adamem Driverem. Śniło ci się kiedyś coś takiego?
Erik Messerschmidt: Nigdy w życiu. Ostatnie lata są dla mnie naprawdę niesamowite. Mnóstwo nauki.
Zaczynałeś jako spec od oświetlenia na planie, a potem David Fincher dostrzegł coś w tobie i zatrudnił cię jako operatora, prawda?
Wiesz, ja tak naprawdę wychowywałem się na planie filmowym. Całe dzieciństwo spędzałem na podglądaniu produkcji filmowych. Wiesz, nie mam tak, że mam w życiu jakiś ambitny cel, do którego za wszelką cenę dążę. Myślę o tym, co tu i teraz. I mogę śmiało mówić, że jestem niesamowitym szczęściarzem, że w moim życiu pojawili się wyjątkowi mentorzy. Było ich kilku jeszcze przed Davidem, choć on z pewnością zmienił moje życie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A Michael Mann?
Jest legendą, niesamowitym filmowcem. Zaczynał w czasach, gdy znacznie trudniej było zrobić film, więc ma w sobie ogrom doświadczenia i determinacji, by zrobić swoje. Tego często nie widać u młodych filmowców. Dziś pracują w wygodniejszych warunkach. Jest potężna widownia, mnóstwo możliwości finansowania, a miejsca, w których doświadcza się filmu, są bardziej zróżnicowane.
Jak zaczęła się twoja przygoda z "Ferrari"? Pewnego dnia dzwoni Michael Mann...
Tak, by umówić się na spotkanie i rozmowę, ale na początku do innego projektu. Zaproponował, żebyśmy wspólnie zrobili serial telewizyjny "Tokio Vice". Niestety przez pandemię wszystko się pozmieniało, produkcja miała problemy z otrzymaniem wiz do Japonii i w ogóle z przekroczeniem japońskiej granicy. Zmieniły się terminy produkcji serialu i przez to nie mogłem wziąć udziału w projekcie (finalnie operatorami serialu byli Daniel Satinoff, Katsumi Yanagijima i John Grillo – przyp. red.). Ale Michael o mnie nie zapomniał. Kończyliśmy zdjęcia do "Zabójcy" Finchera i wtedy dostałem od niego e-mail.
Co w nim napisał?
"Hej, mam tu scenariusz filmu o Enzo Ferrari. Przeczytasz?". Zaparło mi dech w piersiach. Szybko zabrałem się do czytania. To była przepięknie skonstruowana historia. Od razu oddzwoniłem do reżysera, że chciałbym robić do tego filmu zdjęcia.
A co cię w tym projekcie najbardziej pociągało? Historia Enzo? Wyścigi samochodowe?
To, co kocham najbardziej, to proces przygotowywania się do filmu i projektowania go kawałek po kawałku. To moment, w którym jako twórca masz w sobie najwięcej nadziei. Kocham samochody i rajdy, więc to oczywiście też był świetny element tej historii, ale przede wszystkim najważniejszy był dla mnie etap przygotowań.
Szczególnie, jeśli chodzi o umieszczenie kamer w i na samochodach?
Tak, musieliśmy przeprowadzić wiele testów, by zrobić jak najlepsze zdjęcia. Auta, które widzowie zobaczą w filmie, to repliki ferrari i maserati z tamtych czasów, które powstały specjalnie na potrzeby filmu. Dlaczego repliki? Bo – po pierwsze – te auta już praktycznie nie istnieją. A po drugie – trzeba je było zbudować tak, żeby były bezpieczne dla aktorów i kaskaderów.
Adam Driver wyznał, że nie mógł prowadzić ferrari na planie, ale za kółkiem siedział zaś Patrick Dempsey.
Patrick jest niesamowity. W filmie wciela się w postać Pietro Taruffi i trzeba zaznaczyć, że faktycznie, sam prowadził samochody na planie. Jest prawdziwym kierowcą rajdowym. Bawił się tak, jakby przeżywał w tych autach najlepsze chwile swojego życia.
Kręcenie wyścigów samochodowych było wyzwaniem?
Ogromnym, bo naprawdę je odgrywaliśmy. Przeważnie w filmach robi się tak, że stawia się auto gdzieś na parkingu studia filmowego, rozwija się green screen w tle, uruchamia nawiew powietrza i trochę trzęsie się autem, żeby udawać, że bohaterowie je prowadzą. Michael nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Chciał zobaczyć samochody w ruchu. Chciał, żeby wszystko było prawdziwe, co oczywiście miało wpływ na całą produkcję, ale zgadzam się z nim, że prawdziwe wyścigi rzutowały na autentyczność tego filmu.
Ile kręciliście scenę pierwszego wypadku samochodowego?
To było skomplikowane przedsięwzięcie, bo trzeba było sfilmować to z kilku stron, mieć różne kadry. Trzeba było odpowiednio wprowadzić ten wypadek do filmowej historii, więc poza samą kraksą są przecież ujęcia na dziewczynę bohatera, na Enzo. Dochodzi do tego cała logistyka kręcenia auta poruszającego się po torze wyścigowym i ostatecznie nakręcenie rozbicia się. To były 2-3 dni pracy.
Ile aut rozwaliliście na potrzeby tej sceny?
Tylko jedno. Stworzenie tej jednej repliki było bardzo kosztowne, dlatego umieściliśmy na niej wiele kamer, by wykorzystać nasze możliwości.
Jest też druga mocna scena – podczas wyścigu Mille Miglia. Niektórzy widzowie mają z tą sceną problem i wytykają jej sztuczność. Adam Driver podczas spotkania z polskimi widzami, gdy dostał o to pytanie, w żartach powiedział do jednej z osób: "pie...l się". Jak ty na to odpowiesz? Tylko nie mów mi, że mam się pie...ić.
Przede wszystkim to, co pokazujemy na ekranie, naprawdę się wydarzyło. W trakcie prac nad filmem, oglądaliśmy zapisy z kamer, które nagrały ten tragiczny wypadek z 1957 r. Materiały są naprawdę brutalne. Michael chciał, by scena w filmie była pokazana z perspektywy kamer operatorów, którzy filmowali wyścig. Ta scena ma być dla widzów bardzo niepokojąca. Ba, ma być wstrząsająca i kompletnie niespodziewana. Być może ludzie negatywnie reagują na nią, bo ona jest prawdziwa. Poza momentem, gdy auto wpada prosto w ludzi, wszystko jest nakręcone bez użycia efektów specjalnych.
Mówiłeś mi wcześniej, że nie masz ambicji, by osiągnąć jakiś konkretny cel. To co będzie dalej, po "Ferrari"?
Chcę robić filmy z reżyserami, którzy mnie inspirują. Nie mam planu, by zrobić wielką kasową produkcję czy mały niezależny film. Że ma być amerykańskim czy europejskim przedsięwzięciem. Chodzi o ludzi i doświadczenia, jakie się z nimi przeżywa.
Adam Driver przyznał w Toruniu, że mógłby zagrać Mikołaja Kopernika. Powstały nawet wygenerowane przez AI zdjęcia Adama jako Kopernika. Nakręciłbyś taki film?
Zróbmy to tu, w Polsce. Piszę się na to. Zobaczymy, kto będzie chciał być reżyserem.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wskazujemy Najlepsze filmy i seriale, Największe rozczarowania, afery i skandale oraz Największą bekę 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.