Już jako chłopiec wymykał się do kina
Zamiłowanie do teatru i kina Franciszek Pieczka pielęgnował w sobie od najmłodszych lat. Pierwszym filmem, który zapadł mu w pamięci i zrobił na nim wrażenie, był "Znachor" z 1937 r.
- Ojciec nie chciał, żebym do kina chodził, mówił, że to świństwo, deprawacja i bezbożność. Gdy w 1938 r. Polacy wkroczyli na Zaolzie, pomaszerowałem z Godowa do czeskich Petrovic, żeby zobaczyć "Znachora". Kazimierz Junosza-Stępowski był w tej roli nieprawdopodobny! Ze starszymi kolegami zasuwaliśmy do kina z kilkanaście kilometrów na piechotę. Wróciłem do domu, a ojciec już czekał na mnie z pasem – wspominał aktor.
Za namową ojca poszedł na Politechnikę Śląską. Jednak już nauczyciel w szkole średniej mówił mu, że powinien zdawać do szkoły teatralnej. Ale ojciec Franciszka nie chciał o tym słyszeć. Młody Pieczka zrobił więc tak, jak chciał tata. Jednak po miesiącu studiowania elektroniki zdał egzamin do Akademii Teatralnej.
- Przyjechałem z walizeczką do domu. Ojciec już w drzwiach mnie strofował: "No co, pieruna, już cię wyciepli?". "Nie wyciepli, jo zdoł do teatralnej". Ojciec zaczął rzucać pieronami i wróżył mi, że będę "Hungerkünstler" - głodującym artystą. A najlepsze w tym wszystkim, że on za młodu sam udzielał się w teatrze amatorskim.