Tomasz Oświeciński dla WP: "Granie łysych bandziorów mam już za sobą"
"Swingersi" to pierwsza komedia w dorobku Tomasza Oświecińskiego. Aktor pojawia się tam m.in. u boku Barbary Kurdej-Szatan. Tylko w rozmowie z WP Oświeciński zdradza, dlaczego ma już dość wizerunku bandziora z filmów Patryka Vegi i dlaczego w nagich scenach kobiety wypadają lepiej niż faceci.
28.02.2020 | aktual.: 28.02.2020 18:19
Magdalena Drozdek: Co jest wyjątkowego w Cezarym?
Tomasz Oświeciński: Nie mogę za wiele zdradzić, bo popsuję zabawę. Ci, co już widzieli "Swingersów", mówią, że moja postać jest taką wisienką na torcie. Nikt się nie spodziewa, jaka będzie moja postać. To jest pierwsza taka rola w moim życiu. I muszę powiedzieć, że to było dla mnie duże wyzwanie. Mam nadzieję, że widzowie to docenią, bo nie było łatwo.
Możemy powiedzieć tylko tyle, że mój bohater jest bardzo wybuchowy. Wie, że czasem zamienia się w furiata, ale próbuje nad tym panować.
Hasło "Swingersi" brzmi jak wyzywający temat. Też tak myślałeś, gdy pojawiła się propozycja zagrania w filmie?
Na pewno miałem sporo wątpliwości. Tytuł brzmiał… ciekawie, ale i niepokojąco na początku. Lubię wyzwania. Przeczytałem scenariusz i naprawdę się ubawiłem. Moim zdaniem dawno nie było w Polsce takiej komedii.
Praca nad filmem też była zabawą?
Częściowo tak. Bardzo zaskoczyła mnie Basia Kurdej-Szatan.
Tak? Czym?
W "Swingersach" mamy wspólny wątek i muszę powiedzieć, że po tym, jak pracowała na planie, to mam do niej ogromny szacunek. Rzuciła mnie na kolana i można powiedzieć, że od naszych wspólnych zdjęć jestem jej ogromnym fanem. Świetnie nam się razem pracowało. Jej postać – Sylwia – to dziewczyna z charakterem. Dla Basi to też jest rola inna od tych, z których już ją znamy.
W obsadzie jest też Misiek Koterski i to jest druga osoba, której jestem fanem. Przesympatyczny człowiek z pozytywnym nastawieniem do życia. Nigdy nie widziałem, żeby był zestresowany i zły. Ma w sobie tyle pokładów pozytywnej energii, że praca z nim to ogromna przyjemność.
Komedia to dla ciebie nowa bajka. Po Vedze i jego brutalnym świecie…
Często słyszałem, że jestem "aktorem Patryka Vegi". Chcę oderwać od siebie tę łatkę. Granie łysych bandziorów mam już za sobą. Teraz czas na nowe wyzwania. Świetnie czuję się w farsie. Dwa lata temu debiutowałem na deskach teatralnych w spektaklu "Prywatna klinika", zjeździliśmy z tym tytułem teatry w całej Polsce. Cieszę się, że mogłem pracować z Marysią Sadowską przy "Swingersach". Marzę o tym, żeby zagrać u Smarzowskiego, Holland…
Wydaje się, że grając w komedii, aktor musi mieć do siebie dystans. Miałeś go wobec siebie czy musiałeś się dopiero tego nauczyć?
Moi przyjaciele dobrze wiedzą, że mam ogromny dystans do siebie. Wiesz, ja nie mam żadnych kompleksów. Jestem szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem najprzystojniejszy i najzdolniejszy. Można mi sporo zarzucić, ale nie można mnie obrazić. Znam swoje miejsce w szeregu.
Mogłem już dawno nabawić się kompleksów. Nie byłem aktorem, a grałem u boku takich gwiazd jak Bogusław Linda czy Andrzej Grabowski. To były moje początki! Pamiętam, że gdy miałem zagrać pierwszą scenę z panem Bogusławem Lindą, nie spałem całą noc. Wykułem na blachę tekst, żeby tylko nie popełnić głupiego błędu.
"Swingersi", w związku z tematem, z jakim się kojarzy, łamią w jakiś sposób tabu związane z seksualnością?
Nie jest to na pewno klimat "365 dni" Blanki Lipińskiej. Natomiast pokazuje, co się stanie, gdy pragnienia naprawdę się ziszczą. Faceci marzą o różnych przygodach seksualnych, a potem nie wiadomo, czy dadzą radę im podołać i to tu jest. Myślę, że nasz film daje dużo do myślenia. Szczególnie parom, które marzą o gorących przygodach, a nie doceniają często tego, co mają. Komedia, ale z morałem.
Jest pikantnie?
To zależy, co dla kogo jest pikantne, bo dzisiaj nie jest to takie łatwe do określenia. Moje zdanie jest takie, że kobiecie łatwiej zagrać scenę nago, bo gdy jej spodoba się mężczyzna, to mogą się jej co najwyżej podnieść policzki. Trzeba myśleć o wykonaniu swojej pracy, nie cielesności. Takich scen w "Swingersach" nie ma. To zupełnie inny świat niż jak u wspomnianej Blanki Lipińskiej. Temat seksualności ruszamy, ale tylko z perspektywy tego, co może się stać, gdy erotyczne marzenia się jednak spełnią.
Czym przyciągną twoim zdaniem "Swingersi" do kin?
Myślę, że to będzie ciekawy sprawdzian dla par. Postaci są tak nieoczywiste, że będziecie zaskoczeni, kogo tak naprawdę gramy. Mamy świetną ekipę, z którą od razu się zgraliśmy. Bawiliśmy się na planie świetnie i mam nadzieję, że to przełoży się na autentyczność naszych bohaterów.