Top of the Top Festival 2024. Prowadzący zawiedli, na szczęście była też Chylińska
Kolejny rok, kolejna seria festiwali organizowanych przez największe stacje telewizyjne w Polsce. Początek końca wakacji w Sopocie świętował TVN, który drugiego dnia Top of the Top 2024 zaprezentował słuchaczom dwa równoległe koncerty - jeden nawiązujący do lat 90., drugi poświęcony debiutującym artystom, walczącym o Bursztynowego Słowika. Jak wypadła tegoroczna edycja imprezy?
Całe show zaczęło się od ognistego "Are You Gonna Go My Way?" z repertuaru Lenny'ego Kravitza, które na swój sposób (bliski oryginałowi) zinterpretował Krzysztof Zalewski. Potem nadszedł czas na równie energetyczne "Roboty" z jego własnego repertuaru, co oznacza, że drugi dzień festiwalu Top of the Top został otwarty z pazurem.
Top of the Top Festival 2024 - relacja z drugiego dnia imprezy
Niestety po tym wybuchowym wstępie na scenie pojawili się Agnieszka Woźniak-Starak, Sandra Hajduk-Popińska, Jan Pirowski i Mateusz Hładki, którzy powitali widzów na koncercie, zapowiadając kolejne występy w Operze Leśnej. I tutaj możemy wskazać też najgorszy element festiwalu. Ze względu na tematykę imprezy nawiązującą do lat 90., prowadzący podczas każdego wejścia nawiązywali do stereotypów sprzed 30 lat, idąc momentami po linii najmniejszego oporu. Zwłaszcza odczuwalne to było w momencie, gdy pojawiali się co 3 minuty pomiędzy występami kolejnych debiutantów. Skutecznie przerywało to naturalne flow koncertu i po prostu psuło odbiór kolejnych artystów.
Szkoda, że producenci nie postawili na jakiś "patent" i np. nie przebrali ich na modłę lat 90. albo nie napisali skryptu inspirowanego slangiem tamtejszych lat. Przez to w rezultacie otrzymaliśmy tylko parę suchych żartów i mnóstwo tekstów typu: "A pamiętasz gumę Turbo i discmany?".
Na szczęście tak jak wspomniałem, konferansjerzy byli największym i właściwie jedynym poważnym mankamentem tego festiwalu. Naprawdę ciężko jest mi w to uwierzyć, bo zwykle festiwale telewizyjne przypominają klimat dożynek, festynu i gali discopolo tylko z wyższym budżetem, a tutaj mieliśmy zaserwowane naprawdę zgrabnie przemyślaną imprezę.
Hołd dla lat 90. na Top of the Top Festival 2024
Drugi dzień Top of the Top 2024 składał się bowiem z dwóch równolegle biegnących koncertów. I tak w pierwszym, poświęconym ostatniej dekadzie XX wieku, oprócz wspomnianego Zalewskiego, wystąpili artyści powszechnie uznani i szanowani, którzy grali zwykle po 2 hity z przeszłości i kawałek ze swojego bardziej współczesnego repertuaru.
I tak np. Natalia Szroeder całkiem kompetentnie wzięła na warsztat trudny utwór "Ale jestem" Anny Marii Jopek (chociaż fani w komentarzach pod postami TVN nie szczędzili jej krytyki) i "Torn" Natalie Imbruglii, promując też swój singiel "Sama na planecie". Nieco gorzej wypadł Organek, który zinterpretował "Wolność kocham" z repertuaru Chłopców z Placu Broni, stawiając na bardziej energiczną wersję piosenki, ale kosztem utraty nostalgicznego i melancholijnego klimatu pierwowzoru. Największym zaskoczeniem było jednak "Smells Like Teen Spirit" Nirvany, które w wersji dość bliskiej oryginałowi zaprezentowali nam Nosowska i Król.
O ile była liderka Hey poradziła sobie bardzo dobrze z ikonicznym refrenem, o tyle Błażej Król postawił na bardziej autorską interpretację zwrotek z przeboju Cobaina i spółki, co nie wyszło specjalnie zachwycająco. Lepiej wypadł natomiast Rubens w przeboju Myslovitz "Scenariusz dla moich sąsiadów", który był jednocześnie ostatnim coverem, który usłyszeliśmy we wtorkowy wieczór.
Pozostali artyści, jak Kasia Kowalska, Grubson (na scenie w kawałku "Złota kula" pojawił się Zalewski) i Natalia Kukulska, postawili na swój własny repertuar bez coverów. Obyło się bez żadnych wpadek, publika bawiła się do hitów i mniej żywiołowo reagowała na nowsze kawałki, więc tutaj zarzutów i zaskoczeń raczej nie było.
Mocno nierówni debiutanci na Top of the Top Festival 2024
Po kilku występach znanych artystów, TVN postanowiło pokazać w końcu młode talenty. Zanim na scenie pojawił się jednak Arek Kłusowski z kawałkiem "Pop i disco", producenci zaserwowali nam krótką sylwetkę wokalisty, by móc się pokrótce czegoś o nim dowiedzieć. To definitywnie rozwiązanie na plus, które było stosowane w przypadku wszystkich artystów rywalizujących o Bursztynowego Słowika.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Arek Kłusowski - Pop i Disco
Zostając przy młodszych - po Arku na scenie pojawił się Teo Tomczuk, który zaprezentował swój singiel "Ghost". Ten brzmiał nieco jak ugrzeczniona twórczość Maneskina i niestety był to najgorszy występ wokalny wieczoru. Chłopak miał problemy z wyższymi rejestrami, było go bardzo słabo słychać. Ma jednak spory potencjał, a doświadczenie przyjdzie z czasem.
Po Teo nadszedł czas na Zalię, która wykonała kawałek "Znowu sam". Wykonanie definitywnie na plus, ale warto zaznaczyć tutaj nieco nierówność w programie - niemalże debiutujący Tomczuk, stający w szranki o Bursztynowego Słowika z Zalią, która szykuje się do wydania drugiej płyty? To brzmi nieco niefair.
Podobnie było w drugiej połowie programu, gdzie "debiutantem" był m.in. Oskar Cyms z kawałkiem "Cały czas". Fakt, że on był w tej kategorii, to nieporozumienie. Chłopak wyglądał na scenie jak stary wyjadacz i profesjonalista, więc nietrudno uwierzyć, że to właśnie on zdobył Bursztynowego Słowika. Podobne słowa można też kierować w stronę Marty Bijan i jej singla "Parę chwil" - artystka ma przecież na koncie występy na wielkich scenach i dwa studyjne krążki. Decyzja o włączeniu ich do rywalizacji była trochę niesprawiedliwa dla mniej rozpoznawalnych nazwisk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oskar Cyms - Cały czas [Official Music Video]
Najlepszy występ drugiego dnia Top of the Top Festival 2024?
I chociaż debiutanci w większości zaliczyli dobre występy, a i znani artyści uniknęli wpadek, to jednak gwiazda wieczoru mogła być tylko jedna. Tą była Agnieszka Chylińska, która bez wątpienia została przywitana przez publikę w Sopocie najgoręcej ze wszystkich wykonawców. Ta szybko postanowiła się odwdzięczyć równie głośnym i energicznym kawałkiem "Winna". I chociaż w jej głosie brakuje już młodzieńczego pazura, to mocy i charyzmy nadal może pozazdrościć jej niejeden metalowy wokalista na świecie.
Na tym przeboje się nie skończyły, bo potem ze sceny wybrzmiały dźwięki singla "Jest nas więcej". Chylińska dostała najwięcej czasu antenowego ze wszystkich artystów, a impreza na kilkanaście minut zmieniła się po prostu w jej koncert. Po podziękowaniu publiczności, wraz z zespołem sięgnęła po kawałek "Znalazłam", podczas którego ludzie na widowni tańczyli, śpiewali i żywiołowo reagowali na wszystkie zaczepki ze strony Chylińskiej.
Doczekaliśmy się nawet mini bisu w postaci jeszcze raz zagranego refrenu wspomnianego przeboju O.N.A., co tylko podkreśla, że nawet organizatorzy traktowali artystkę jako "gwiazdę wieczoru" podczas wieczoru pełnego gwiazd.