TOP: Ulubione polskie filmy Martina Scorsese
24.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 09:04
- Kino polskie pokazało mi sposób opowiadania, którego nigdy nie podejrzewałem. To było jak szok. W pewnym momencie zorientowałem się, że kiedy chcę przekazać coś aktorom albo operatorom, pokazuję im polskie filmy z lat 50. Pokazywałem często obrazy Wajdy różnym producentom z Hollywood, a oni nie mogli w to uwierzyć, ponieważ nigdy czegoś takiego nie widzieli – mówił podczas wizyty na zaproszenie Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Martin Scorsese nigdy nie krył swojej fascynacji polską kinematografią i, jak sam zapewnia, od wielu lat poleca nasze filmy amerykańskim kolegom po fachu.
- Kino polskie pokazało mi sposób opowiadania, którego nigdy nie podejrzewałem. To było jak szok. W pewnym momencie zorientowałem się, że kiedy chcę przekazać coś aktorom albo operatorom, pokazuję im polskie filmy z lat 50. Pokazywałem często obrazy *Wajdy różnym producentom z Hollywood, a oni nie mogli w to uwierzyć, ponieważ nigdy czegoś takiego nie widzieli* – mówił podczas wizyty na zaproszenie Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
W najnowszym wywiadzie dla brytyjskiego The Guardian twórca opowiedział, że swoją przygodę z polskim kinem zaczął od filmów Andrzeja Wajdy – „Popiołu i diamentu”, „Kanału” i „Pokolenia”. Zwłaszcza ten pierwszy przypadł mu do gustu. Scorsese zachwycał się nie tylko reżyserskim talentem polskiego artysty, ale i Zbigniewem Cybulskim, którego nazwał „wielkim aktorem i ikoną nowej generacji”. Wśród ulubionych twórców Scorsese wymienia również m.in. Jerzego Kawalerowicza, Wojciecha Hasa czy Andrzeja Munka.
- Lata 50. i 60. to wspaniały okres w historii polskiego kina – podkreślał, nie kryjąc podziwu dla reżyserów, którzy musieli tworzyć w tak trudnych czasach, pod obstrzałem cenzorów.
Zobaczcie, jakie polskie produkcje znalazły się na liście ulubionych filmów Scorsese, które co rusz reżyser wyświetla na sygnowanych swoim nazwiskiem przeglądach.
''Popiół i diament'', reż. Andrzej Wajda, 1958
Ilekroć zostaje wszczęty spór o najwybitniejszy film w historii rodzimego kina, ten tytuł pojawia się zawsze.
* "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy jest sztandarowym dziełem szkoły polskiej, przypadającym na jej apogeum, czyli rok 1958.* To – według prof. Tadeusza Lubelskiego – jedyny przypadek, kiedy polskiemu kinu udało się stworzyć postać mityczną.
- Cybulski jako Maciek spełnił zbiorowe marzenie*– pisze Lubelski. *- Przedstawiciele wszystkich pokoleń i warstw społecznych poczuli, że chcieliby wyglądać i zachowywać się tak jak on.
"Popiół i diament" po premierze rzeczywiście stał się jednym z kultowych polskich filmów. Ale jest to kult lokalny. Na co więc mógł zwrócić uwagę Scorsese? Uniwersalne zalety „Popiołu…” wylicza prof. Marek Hendrykowski:
Zawsze czuły na kwestie estetyczne Scorsese zwrócił z pewnością też uwagę na "finezyjny sposób, w jaki – za pomocą zmagań światła i cienia – została w filmie Wajdy wygrana antynomia dnia i nocy."
''Barwy ochronne'', reż. Krzysztof Zanussi, 1977
Poruszające problem konformizmu polskiej inteligencji "Barwy ochronne" Krzysztofa Zanussiego są wręcz synonimem kina moralnego niepokoju.
- Czy "Barwy ochronne" to najlepszy polski film wszech czasów…?– pytał swego czasu *Michał Oleszczyk. I szybko odpowiadał: *"Wiele na to wskazuje".
Krytyk zwracał uwagę na filozoficzną przenikliwość filmu, akcentując kontrast między makiawelicznym docentem Szelestowskim a narcystycznym asystentem Kryszyńskim. Pisał też o szalenie ciekawej, problematycznej seksualności bohaterów.
- Wątki homoerotyczne co rusz wypływają […], ale nigdy nie stają się tematem, co o tyle działa na korzyść filmu, że nie pozwala na zawężającą kwalifikację pokazanego w nim układu sił.
Wreszcie nie sposób nie wspomnieć o warstwie formalnej filmu:
- *"Barwy..." są filmem wspaniale skonstruowanym. Niezwykła umiejętność inscenizacyjna Zanussiego polega na nieustannym przeplataniu scen opartych na dynamice 1+1 ze scenami zbiorowymi, w których precyzyjnie ustawione postaci są pozornie wyławiane przez kamerę, aby za chwilę ustąpić miejsca postaci kolejnej i kolejnej* – kwituje Oleszczyk.
''Krótki film o zabijaniu'', reż. Krzysztof Kieślowski, 1987
O Krzysztofie Kieślowskim było głośno już po premierze "Amatora", który zdobył wyróżnienia na całym świecie, ale prawdziwy międzynarodowy rozgłos zapewnił mu cykl pt. "Dekalog".
Z dwóch odcinków telewizyjnego serialu (części piątej i szóstej) powstały filmy pełnometrażowe, ale to właśnie "Krótki film o zabijaniu" spotkał się z najgłośniejszym odzewem. Po Felixie dla Najlepszego Filmu Europejskiego i Nagrodzie Jury w Cannes Kieślowskiego zaczęto stawiać w równym rzędzie z twórcami pokroju Bergmana.
Surowa, skąpana w zgniłozielonych barwach (dzięki przesłonom stosowanym przez Sławomira Idziaka)
opowieść o bezsensownej zbrodni i równie bezsensownej karze była oskarżeniem wymierzonym w pozbawienie życia, wykonane w majestacie prawa.
- Tytuł filmu stawia na równi morderstwo z premedytacją oraz zabójstwo w imieniu prawa. […] Bunt wobec zła połączony jest tu paradoksalnie ze współczuciem dla obu stron: ofiary i kata. Brak osądu nie oznacza wcale relatywizmu etycznego. Przeciwnie: cała zobrazowana w filmie rzeczywistość pełna jest zła – pisał w recenzji Tadeusz Sobolewski.
''Matka Joanna od Aniołów'', Jerzy Kawalerowicz, 1960
Dziejącą się na polskich kresach w XVIII wieku historię opętanych przez demony mniszek można czytać jako studium psychologii człowieka badającego odporność na dobrowolnie przyjęte ograniczenia własnej natury oraz narzucone zakazy.
Mimo że "Matka…" jest wierną adaptacją opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, prof. Alicja Helman zwracała uwagę na to, że była nadzwyczaj aktualna i interpretowana bez odniesień do literackiego pierwowzoru.
Liczne odczytania filmu jako "historii wielkiej miłości, okaleczonej i spętanej okowami kościelny dogmatów, świadczą o tym, że dzieło Kawalerowicza funkcjonowało autonomicznie. Nic dziwnego zresztą. Wyprzedzało warszawską premierę *"Demonów" Johna Whitinga w reżyserii Andrzeja Wajdy, powstanie „Diabłów” Kena Russella i opery Krzysztofa Pendereckiego, a także całości wydarzeń przedstawionych przez Leszka Kołakowskiego w eseju "Demon i płeć" pomieszczonym w "Rozmowach z diabłem", które ukazały się w 1961 roku* – pisała nestorka polskiego filmoznawstwa.
Poza nowatorskim podejściem do tematu warto zwrócić uwagę również na niezwykłą warstwę wizualną filmu, na którą złożyły się praca reżysera, operatora Jerzego Wójcika i scenografa Romana Manna.
''Eroica'', Andrzej Munk, 1957
Wybitne osiągnięcie polskiej szkoły filmowej autorstwa Andrzeja Munka, którego twórczość stawiana jest często na antypodach kina Wajdy.
W rzeczywistości oba te dorobki znakomicie się uzupełniały. Jeżeli Wajda koncentrował się na tragicznym wymiarze polskiego losu, to Munk dokonywał ironicznego rozrachunku z mitem bohaterszczyzny funkcjonującym w naszej kulturze od pokoleń. To właśnie miało miejsce w "Eroice", najgłośniejszym obok "Zezowatego szczęścia" filmie reżysera.
Zrealizowana na podstawie opowiadań czołowego scenarzysty szkoły, Jerzego Stefana Stawińskiego, znalazła się w wirze dokonanych przez ten najważniejszy nurt naszej kinematografii obrachunków z okresem wojny i okupacji hitlerowskiej, z postawami rodaków i losem narodu w godzinie próby.
Tonem polemicznym wobec postawy heroicznej, uwiecznionej we wcześniejszym, co ciekawe również opartym na tekstach Stawińskiego "Kanale" Wajdy (ale – wbrew temu, co próbowano imputować Munkowi – nie szydząca z niej), wywołała falę prasowych polemik, a także ataków na reżysera.
Racjonalne spojrzenie – w pierwszej części – na powstanie warszawskie oczyma szarego człowieczka, niejakiego Dzidziusia Górkiewicza, nierwącego się do walki z uzbrojoną po zęby armią niemiecką, kłóciło się z legendą o bohaterskim czynie powstańczym jeszcze bardziej niż metafora klęski zrywu mieszkańców stolicy w "Kanale".
Do legend w rodzaju "ułani, chłopcy malowani" nie przystawał z kolei gorzki obraz środowiska polskich jeńców wojennych w części drugiej. "Eroica" prawie w całości zrealizowana w plenerach, jest także pierwszym polskim filmem szerokoekranowym.
''Krzyżacy'', Aleksander Ford, 1960
Pierwsza polska superprodukcja zrealizowana kosztem ówczesnych 33 milionów złotych miała premierę zaledwie 11 miesięcy po rozpoczęciu zdjęć (!), 15 lipca 1960 roku, dokładnie 550 lat od czasu bitwy pod Grunwaldem.
Historyczny gigant okazał się wielkim sukcesem frekwencyjnym w Polsce (ponad 30 milionów widzów) i poza granicami (został sprzedany do ponad 40 krajów). Nowatorstwo Aleksandra Forda widać w inscenizacji i montażu scen batalistycznych, na co zwracał uwagę Konrad J. Zarębski:
Cieszy, że Scorsese docenia choć jeden film z wciąż traktowanego po macoszemu w ojczyźnie i niesłusznie zamykanego w ciasnych ramach socrealizmu bogatego dorobku Forda.
''Rękopis znaleziony w Saragossie'', reż. Wojciech Jerzy Has, 1964
Według słów samego Scorsese to jego ulubiony polski film. To właśnie twórca "Wściekłego byka" przyczynił się do tego, że "Rękopis..." Wojciecha Jerzego Hasa został w zremasterowanej wersji wydany na DVD w Stanach Zjednoczonych.
Has zrobił najprawdziwszy misz-masz gatunkowy "before it was cool". Mamy tam więc komedię kostiumową, awanturniczy film "płaszcza i szpady", fantastyczną baśń z duchami, wisielcami i opętanymi księżniczkami. Szkatułkowa konstrukcja fabuły (podobnie jak w powieści Jana Potockiego, na podstawie której powstał film), gdzie każda kolejna opowieść wywodzi się z poprzedniej, była na owe czasy rzeczą nowatorską.
Mimo historycznego kostiumu film śmiało dyskutował z nowofalowym językiem kina. Maria Malatyńska pisała:
Świeże po dziś dzień podejście do literatury jest cenione przede wszystkim za granicą – film ma wielu oddanych fanów m.in. we Francji i Hiszpanii.
''Trzeba zabić tę miłość'', reż. Janusz Morgenstern, 1972
Film Janusza Morgensterna, na podstawie scenariusza Janusza Głowackiego, poświęcony jest problemom młodzieży. To ironiczny portret konsumpcyjnie nastawionych do życia ludzi, nieporadnie przymierzających się do dorosłego życia.
Film Morgensterna nie odniósł dużego międzynarodowego sukcesu, więc tym lepiej, że Scorsese często o nim mówi i poleca.
''Ostatni dzień lata'', reż. Tadeusz Konwicki, 1958
Za granicą Tadeusz Konwicki jest bardziej znany jako literat niż filmowiec. Dobrze więc, że dwa lata temu w ramach przeglądu polskich filmów w USA i Kanadzie został pokazany przez Scorsese jego debiut: "Ostatni dzień lata".
Partie dialogowe zostały rozpisane tu dla dwójki aktorów: Jana Machulskiego i wracającej po 10-letniej przerwie na ekrany Ireny Jankowskiej.
- [To] poetycki dramat o niespełnionej miłości dwojga znużonych, zmęczonych życiem ludzi, studium samotności i bezradności kobiety i mężczyzny, niezdolnych do podjęcia próby wspólnego życia. Pierwszy film autorski w Polsce, pierwsza poważna próba odnalezienia nowego języka filmowego – jak pisała o nim Donata Zielińska.
Z kolei Andrzej Bukowiecki dodawał: *"Ostatni dzień lata" był także jednym z pierwszych polskich filmów poetyckich. Lapidarną, oszczędną w słowach fabułę (co nie prowadziło bynajmniej do zubożenia warstwy znaczeniowej dzieła!) podbudowywały zabiegi – przede wszystkim nastrojowe obrazy natury – służące do wykreowania na ekranie intymnej atmosfery. Tej formuły kina poetyckiego bliskie będą potem takie filmy jak "Żywot Mateusza" Witolda Leszczyńskiego (1967), "Ruchome piaski" Władysława Ślesickiego (1968) czy "Gwiezdny pył" Andrzeja Kondratiuka (1982).* (sm/jd/gk)