Polska komedia romantyczna podbija Netflix. W Anglii już jest w top 10

12 lutego na platformie Netflix miał premierę film "Miłość do kwadratu". Rozmawialiśmy ze scenarzystą filmu Wiktorem Piątkowskim, który wytłumaczył nam, po co światu kolejna polska komedia romantyczna.

"Miłość do kwadratu" - pierwsza polska komedia romantyczna zrobiona dla Netfliksa
"Miłość do kwadratu" - pierwsza polska komedia romantyczna zrobiona dla Netfliksa
Źródło zdjęć: © Netflix
Karolina Stankiewicz

17.02.2021 18:23

Karolina Stankiewicz: Lubi pan komedie romantyczne?

Wiktor Piątkowski: To chyba bardziej jest takie moje "guilty pleasure". Niby nie jest komedia romantyczna na topie moich ulubionych gatunków, ale jeśli znajdę film, który trafia w mój gust, to oglądam z przyjemnością. Moim ulubionym autorem komedii romantycznych jest Richard Curtis, twórca "Notting Hill", "Czterech wesel i pogrzebu", "To właśnie miłość". To chyba są moje ulubione filmy z tego gatunku.

Wiem, że jest pan współtwórcą serialu "Wataha". Teraz mamy komedię romantyczną – to dosyć spory przeskok.

Bardzo lubię wyzwania, dlatego w moim portfolio są bardzo różne projekty. Nigdy nie chciałem być zaszufladkowany w jednej kategorii, zwłaszcza, że "Wataha" dosyć szerokim echem się odbiła. Nie chciałbym być przypisany do jednego gatunku. Stąd chęć spróbowania sił w czymś zupełnie innym – komedii romantycznej.

Przyznam, że nie jestem fanką tego gatunku, a mam wrażenie, że dużo takich komedii romantycznych powstaje. Po co nam one? Zwłaszcza teraz, w czasie pandemii, kiedy nijak mają się do rzeczywistości?

Wydaje mi się, że w czasie pandemii może jeszcze bardziej mamy potrzebę obejrzenia czegoś optymistycznego, kolorowego. Szczególnie teraz, gdy nie ma za bardzo możliwości rozrywki na zewnątrz. Zostaje nam dom. Myślę, że taki wesoły projekt może pomóc ludziom zapomnieć choć na chwilę o pandemii. Widziałem, że "Miłość do kwadratu" jest już na pierwszym miejscu w Polsce na Netfliksie, dlatego wydaje mi się, że ludzie mają ochotę na tego typu filmy.

Czy ten film był produkowany z myślą, by wprowadzić go do kin?

Nie. Firma producencka postanowiła od razu wprowadzić go na platformę Netflix.

Dzięki temu ma możliwość dotarcia do szerokiej, międzynarodowej publiczności.

Przed naszym spotkaniem dostałem informację od znajomej z Wielkiej Brytanii, że podobno jesteśmy już tam w Top 10. Netflix chyba jako jedyny na razie daje taką możliwość, że polska produkcja ma szansę zostać obejrzana na całym świecie. Ten okres walentynkowy jest korzystny dla naszego filmu. Jest większe zapotrzebowanie na romantyczne projekty.

"Miłość do kwadratu"
"Miłość do kwadratu"© Netflix

Czy efekt końcowy mocno różni się od tego, co było w scenariuszu na początku?

Scenariusz zawsze ewoluuje w trakcie powstawania filmu. To, co powstaje, jest wypadkową możliwości realizacyjnych czy czasowych. Czasem nawet pogoda może pewne rzeczy w scenariuszu pozmieniać. Ja mam taką przypadłość, że zawsze pierwsze wersje moich scenariuszy są za długie i trzeba je skracać.

W przypadku "Miłości do kwadratu" zdjęcia odbywały się latem, już w okresie pandemicznym, przy zachowaniu najbardziej rygorystycznych zasad bezpieczeństwa. Wiadomo, że teraz kręcąc filmy w czasie pandemii, staramy się unikać wielkich, zbiorowych scen. To trochę wpłynęło na realizację. Ale w przypadku komedii romantycznych można skoncentrować się na bardziej intymnym pokazaniu historii. Natomiast przy dużych widowiskach historycznych może być ciężko. Bitwy pod Grunwaldem chyba w tym reżimie sanitarnym nie dałoby się zrobić dobrze. My mieliśmy to szczęście, że nasz film dał się bardziej dostosować do wymogów pandemii.

To, czego najbardziej nie lubię w komediach romantycznych, zwłaszcza w ich polskim wydaniu, to ich oderwanie od rzeczywistości. Widzimy w nich przekoloryzowany świat, który tak naprawdę nie istnieje. Czy filmowców nie kusi, by sprowadzić ten gatunek nieco na ziemię, tchnąć w niego trochę realizmu?

Oczywiście, że kusi. Ale mamy też przeciwstawną siłę w postaci wymogów gatunku. W naszym filmie staraliśmy się tchnąć jak najwięcej realizmu w świat szkolny. Współautorka scenariusza Marzanna Polit ma spore doświadczenie pedagogiczne, między innymi współtworzy podręczniki. Dlatego dobrze zna świat szkoły i nauczycieli. Staraliśmy się jak najwięcej czerpać z jej wieloletniego doświadczenia w tym zakresie. Marzanna mówi, że teraz dostaje wiadomości od nauczycielek, że wspaniale im się oglądało "Miłość do kwadratu" właśnie ze względu na oddanie realiów szkoły.

Były takie czasy w polskim kinie, kiedy na ekrany wchodziły niemal wyłącznie komedie romantyczne. Czy jest ryzyko, że znowu do tego wrócimy?

Moim zdaniem czas komedii romantycznych w Polsce się nigdy nie skończył, ale to, co jest teraz świetne dla filmowców, właśnie za sprawą choćby Netfliksa, to otwarcie również na inne gatunki. Pamiętam, jak sam studiowałem w łódzkiej filmówce i jeśli ktoś z nas chciał pisać cokolwiek innego niż "tradycyjny film polski", czyli dramat o umierającej matce, to od razu nasi profesorowie próbowali nas naprostować, mówiąc, że inne filmy po prostu nie są u nas produkowane. Jak ktoś chciał zrobić horror, to było to traktowane jako żart.

"OK, pośmialiśmy się, ale teraz pisz o swojej matce i rozliczaj się z przeszłością" – słyszeliśmy. Teraz jeśli filmowiec chce napisać czy reżyserować horror, to nie jest już traktowane jak żart. Polski horror jest możliwy. Jest możliwa polska komedia o seksie. Ale rzeczywiście zgadzam się, że był taki moment w polskim kinie, kiedy te komedie romantyczne nas zalały. Potem były kryminały, thrillery, dramaty. Teraz otwieramy się na nowe gatunki. Być może nadszedł czas na polskie sci-fi czy fantasy.

Miłość do kwadratu
Miłość do kwadratu© Netflix

Czy zdarzało się panu usłyszeć, że stworzył pan scenariusz, który nie nadaje się na polskie warunki?

Tak. Projekty mojej firmy bardzo często były traktowane jako zbyt ryzykowne. Tak było z "Watahą". Wiele lat zajęło mi zainteresowanie nią producentów. Wszyscy mówili, że to jest za mało polskie. Że góry, Bieszczady, straż graniczna – kto o tym słyszał. Jeśli już, to powinienem zrobić serial o policjancie z Warszawy. Teraz rynek telewizyjny i filmowy wygląda zupełnie inaczej. A różnorodność jest z wielkim pożytkiem dla polskiego widza.

Nad czym pan teraz pracuje?

W mojej firmie mamy dwa projekty komediowe, jeden bardziej gangsterski. Pracujemy nad filmem świątecznym. Mamy też młodzieżowy film o seksie. Jest pewien rozdźwięk w edukacji seksualnej i tym, czego młodzi ludzie szukają. Pomyśleliśmy, że warto by było spojrzeć na to z perspektywy filmowej.

Czy to będzie coś jak "Sex Education"?

Fabularnie coś zupełnie innego, ale gdyby udało nam się uzyskać podobny ton, czyli taką lekkość w poruszaniu poważnych tematów, to byłbym bardzo zadowolony.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (245)