Trwa ładowanie...
d1ksj6w
09-12-2011 12:46

Zmierzch bogów

d1ksj6w
d1ksj6w

Podczas ostatniego festiwalu Camerimage w Łodzi reżyser Joel Schumacher zachwalał swój film, argumentując, że to murowany hit - zagrali w nim przecież Nicolas Cage i Nicole Kidman, a za zdjęcia, po raz pierwszy od 11 lat, odpowiada polski reżyser i były operator Andrzej Bartkowiak. Schumacher zapomniał jednak wspomnieć, że „Anatomia…” to film wielkich przegranych.

On sam, niegdyś pierwszoligowy hollywoodzki rzemieślnik, jest dziś przede wszystkim twórcą niskobudżetowego i w gruncie rzeczy nierentownego kina gatunków (ktoś w ogóle słyszał o „Nienasyconym” czy „Twelve”?). Nicolas Cage od lat grywa w coraz gorszych i tańszych filmach sensacyjnych, by spłacić swoje długi, a starzejąca się Nicole Kidman, choć jeszcze rok temu nominowana do Oscara, dziś dobiera sobie coraz gorsze fabuły i filmowych partnerów (ostatnim był Adam Sandler). Także powrót Bartkowiaka do sztuki operatorskiej nie jest przypadkowy – po dotkliwej porażce finansowej ostatniego wyreżyserowanego przez niego filmu („Street Fighter: Legenda Chun-Li”), liże rany za bezpieczne pieniądze.

Efekt nie trudno było przewidzieć. Film Schumachera okazał się tak zły, że nikt go nie chciał dystrybuować, wyświetlać ani nawet oglądać. Po zaledwie dziesięciu dniach w amerykańskich kinach, gdzie „Anatomia…” zarobiła śmieszne 25 tysięcy dolarów, film trafił bezpośrednio na półki wypożyczalni. Schumacher pobił tym samym rekord należący do jednego z najgorszych filmów ubiegłego dziesięciolecia, „Justina i Kelly”, który na dvd wydano „aż” po 24 dniach od premiery kinowej.

Co zawiodło? Właściwie wszystko. „Anatomia strachu” to spektakularna kompromitacja, do której każdy dołożył swoją cegiełkę. Schumacher skleja opowieść o napadniętej we własnym domu parze niedbale, bez dawnego wigoru, Cage wpada momentami w autoparodię, Kidman stać tylko na szereg histerycznych ekspresji, a zdjęcia Bartkowiaka są, mówiąc wprost, zwyczajnie brzydkie. Zmęczenie materiału bije z każdego kąta ekranu – można śmiało założyć, że scenariusz filmu powstał w latach dziewięćdziesiątych, a dziś wygrzebano go po prostu z zakurzonej szuflady.

d1ksj6w

Wtedy chcieliśmy jeszcze takie filmy – konfrontujące przypadkowych bohaterów ze śmiertelnym zagrożeniem – oglądać. Narastająca w nich determinacja, która w ostatecznym rozrachunku pozwalała przezwyciężyć niebezpieczeństwo. Ale role ciemiężonych mężów i prześladowane żony zaczęły odgrywać coraz większe, silniejsze i bardziej charyzmatyczne gwiazdy, formuła szybko się wyczerpała, popadła w śmieszność. Ostatnie dobre wspomnienie tego rodzaju kina to bodajże „Azyl” Davida Finchera, ale pamiętać trzeba, że film ów powstał prawie 10 lat temu.

d1ksj6w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ksj6w

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj