Zrobił test po COVID-19. Gdy spojrzał na wynik, zauważył coś dziwnego
Marcin Bortkiewicz jest aktorem, scenarzystą i reżyserem. Jego debiut fabularny "Noc Walpurgi" otrzymał w Gdyni Złotego Klakiera dla najdłużej oklaskiwanego filmu. Niedawno do jego domu zapukał COVID. Ale nie było go wtedy na miejscu...
26.12.2020 | aktual.: 03.03.2022 00:49
Małgorzata Mach, Wirtualna Polska: Od twojego debiutu fabularnego minęło już 5 lat. Kiedy zobaczymy kolejny film w reżyserii Marcina Bortkiewicza i co to będzie?
Marcin Bortkiewicz: "Tonia" będzie komedią społeczną, a komedia potrzebuje tłumu. Niekoniecznie tysiąca ludzi, ale tak ze dwadzieścia, kilkanaście osób na sali kinowej, by się przydało, abyśmy poczuli, że wspólnie się śmiejemy. Zdecydowaliśmy, że skoro już tak długo czekamy, bo najpierw zbieraliśmy pieniądze, a potem zamknęła nas pandemia, wypuścimy ten film na spokojnie w przyszłym roku. A myślę, że w przyszłym roku kina będą się już otwierać.
Polskie gwiazdy z koronawirusem. Lista jest coraz dłuższa
To jest historia o dziewczynce, która nie chce dopuścić do wyjazdu ojca. Ty miałeś ostatnio sytuację, że nie mogłeś wrócić i podawałeś rodzinie jedzenie "przez szybkę".
W czasie pandemii pojechałem do Kazimierza Dolnego pisać adaptację "Następnego do raju" Marka Hłaski. Kilka dni później dzwoni do mnie małżonka i mówi: "Słuchaj Marcin, obudziłam się i nie czuję smaku ani zapachu". Tego samego wieczoru zorganizowaliśmy test, który potwierdził nasze przypuszczenia. Ania została zamknięta z czwórką dzieci w domu, ja musiałem się wynieść.
Trzeba być odpowiedzialnym za wszystkie dzieci i zdecydowaliśmy, że jeden rodzic powinien być zdrowy. Na czas choroby mojej rodziny wynająłem mieszkanie w Warszawie. Organizowałem im jedzenie, przyjeżdżałem raz dziennie, podawałem zakupy przez taras. Dzwoniliśmy do siebie i rozmawialiśmy przez telefon. Bardzo dziwne uczucie, bo ja od lat nie żyłem samotnie, a tu nagle wracam do pustego mieszkania, bez tego całego gwaru.
Udało ci się uniknąć choroby?
Tu zdarzyło się coś dziwnego, wręcz nieoczekiwanego. Kiedy już wszyscy wyzdrowieli, zrobiłem nam testy i wyszło, że w domu zachorowały wtedy tylko osoby z grupą krwi A: moja żona, córka i najmłodszy syn. Natomiast Tomasz, Antek i ja - mamy grupę krwi 0, nie złapaliśmy wirusa. O ile można było przyjąć, że Ania nie zarażała, kiedy ja wyjeżdżałem z domu, o tyle trudno uwierzyć, że leżąc chora z Tomkiem w łóżeczku, też nie przekazywała wirusa.
Czytałam na ten temat.
Właśnie, we wrześniu ukazały się badania, które mówiły, że wirus doczepia się do antygenów we krwi i dopiero wtedy się namnaża. Żeby było jasne, mówię to jako kompletny dyletant. Niemniej jednak, to się stało w naszym domu.
Czy to, że jesteście "po", sprawia, że mniej dokuczają wam restrykcje?
Nie. Tak naprawdę, czekamy na szczepionkę. Nie wiadomo, czy COVID nie może wrócić albo czy jednak nie zachorujemy. Ponieważ Ania jest lekarzem psychiatrą, pracującym także na froncie (oprócz pacjentów prywatnych, ma także DPS-y), zaszczepi się w pierwszej kolejności, czego jej zazdroszczę. W moim odczuciu jest to jedyny rozsądny sposób walki z tą chorobą.
Święta spędzacie w domu?
Tak, ale my mamy dużą rodzinę. Dwa lata temu kupiliśmy dom i teraz każdy ma swój pokój. Wcześniej mieszkaliśmy na 60 m2, więc bardzo to doceniam. Na dole w piwnicy zrobiliśmy sobie kino, które nazwaliśmy kinem "Pandemija". Teraz całą ścianę stanowi ekran, to jest naprawdę coś cudownego.
Jakoś sobie radzimy podczas tej pandemii. Trzymamy się restrykcji. Nie spotykamy się tłumnie. Chodzimy na spacery. Brakuje mi wyjść do kin, do teatrów, spotkań towarzyskich, ale trzeba po prostu być cierpliwym, a ja się nauczyłem w kinie bardzo dużo cierpliwości.
Kino uczy cierpliwości?
Praca w kinie to jest jedna wielka lekcja cierpliwości. Czekasz na wszystko: pieniądze, pomysł, decyzję producenta. Kino już na samym planie jest ustawicznym oczekiwaniem na efekt. Potem czekasz, aż ten efekt zobaczysz w montażowni i po udźwiękowieniu. Na końcu czekasz, aż film wejdzie do kin.
Tylko w tym roku, oprócz cierpliwości, silnie przemawia element niemożności. Np. teatry są pozamykane dla publiczności. Widziałam, że w styczniu teoretycznie ma być realizowany spektakl na podstawie twojego debiutu fabularnego "Noc Walpurgi".
On już jest zrealizowany! Powiedziałem Agacie Biziuk, że szkoda, że zrobiła spektakl teraz, bo chętnie bym jej kilka pomysłów ukradł do filmu, takie to dobre.
Byłem na wewnętrznej próbie generalnej w Teatrze Żydowskim. Tak naprawdę powstały dwa przedstawienia, bo to są dwie obsady. Dla aktorów to też jest lekcja cierpliwości, bo oni właściwie mają przygotowane przedstawienie i czekają tylko, aż teatry się otworzą.
W roku 2020 trudno planować.
Jest coś takiego, co uchwycili Daniel Defoe w "Kronice roku zarazy” czy Albert Camus pisząc "Dżumę", czy nawet Boccaccio w "Dekameronie". To się nazywa majestat zarazy. On także tutaj nam się objawia.
Najbardziej jest wyczuwalny pośród tych, którzy wołają, że tej choroby nie ma, targają jej majestat, a potem za kilka dni trafiają do szpitala i umierają. Nigdy wcześniej na Facebooku nie widziałem tylu pożegnań, w tak krótkim okresie, tylu nagłych odejść.
Jest coś mrocznie pięknego w tym, ze ten mały wirus wymaga od nas zupełnie innych poświęceń.
Pytanie, jak ta lekcja przełoży się na twórczość. Filmy z ubiegłego roku już odklejają się od rzeczywistości..
W szczególności było to widoczne, kiedy obejrzeliśmy "Contagion - Epidemia strachu" Stevena Soderbergha. Nawet on nie przewidział tej dyscypliny, którą powinniśmy zachować podczas rozprzestrzeniania się wirusa. Oglądając np., jak Kate Winslet się z kimś wita, miałem ochotę krzyczeć: "Gdzie podajesz tę rękę, kobieto! Gdzie twój dystans?! Dlaczego nie masz maseczki?!".
Jak okres pandemii wpłynął na twoje własne działania artystyczne?
Wziąłem się za adaptację "Następnego do raju" Marka Hłaski. To aktualna, ciekawa powieść, która opowiada o szóstce facetów zamkniętych w górach z jedną kobietą. Nad każdym z nich ciąży jakieś fatum i poprzez pracę, którą wykonują w górach, każdy z nich może niespodziewanie umrzeć.
Jak pokazałem scenariusz producentowi, uświadomiłem sobie, jakie to jest współczesne. Każdy jest trochę zamknięty w swojej przestrzeni i nikt nie jest pewny, kogo plaga wybierze następnego. Spodziewałbym się jeszcze takich opowieści, które nie wprost będą kanalizowały doświadczenia tego roku.
Rok 2020 dla wielu rodzin, także artystycznych, był bardzo trudnym okresem finansowym. Czy ciebie ratuje praca przy serialach?
Mam bardzo dobrze zarabiającą żonę, która jest lekarzem psychiatrą i utrzymuje płynność finansową naszego domu.
Seriale także pozwoliły mi przeżyć - psychicznie paradoksalnie, bo czułem się potrzebny. Lubię to robić. Mam dużą słabość do "BrzydUli", odpowiada mi panujące w serialu poczucie humoru i podejście do świata. Poza tym, bardzo dużo się tam uczę.
Zbliżamy się do końca tego dziwnego roku, podsumujesz go?
Nigdy tego nie robię. Patrzę jak Nora w "Nocy Walpurgi" – do przodu. Liczy się jutro. Trzeba pamiętać o przeszłości, ale nie można się do niej przywiązywać.