Dla lajków poszedł do nawiedzonego domu. Horror "Deadstream" przerazi i rozbawi
Życie youtubera to niełatwy kawałek chleba. Za każdym sukcesem kroczy też upadek, a jeden błąd grozi utratą fanów i sponsorów. Dobrze wie o tym bohater filmu "Deadstream", którego desperacja prowadzi do zamknięcia się nocą w nawiedzonym domu. Pod płaszczem horroru found footage twórcom udało się celnie podsumować plusy i minusy naszego przywiązania do social mediów.
Kamera, dobre i nielimitowane łącze internetowe oraz odwaga do realizacji najbardziej szalonych pomysłów. Pozornie tylko tyle wystarczy, aby w dzisiejszych czasach zostać internetowym celebrytą. Sieć jest pełna różnorodnych, interesujących treści, ale też nie brakuje rosnącego udziału patostreamerów.
W zeszłym roku na Octopus Film Festival widzowie filmu "Spree" poznali historię nieudacznika, który bardzo chciał zostać sławny i osiągnął to, nie uznając żadnych granic. Podczas tegorocznej edycji dostaliśmy opowieść o rasowym patostreamerze, który po wpadce z pobiciem bezdomnego (analogia z polskim Rafoniksem skazanym za pobicie niepełnosprawnego chłopaka nasuwa się sama) próbuje wrócić do łask.
Shawn (Joseph Winter) znany z pokonywania swoich lęków przed kamerami postanawia odwiedzić nawiedzony dom, w którym wcześniej zginęło 11 osób. Obwarowuje każdy kąt kamerkami i celowo utrudnia sobie możliwość ucieczki, aby przyciągnąć jak największą widownię. Gdy dane mu będzie zmierzenie się z duchami "oko w oko", pomoc internautów okaże się nieoceniona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Twórcy "Deadstream" śladem sukcesów serii "Paranormal Activity" czy "The Blair Witch Project" odhaczają obowiązkowe punkty seansu z gatunku found footage. Dlatego choć wycieczka z bohaterem filmu po nawiedzonym domu może wydawać się przewidywalna i tak przygwożdża widzów do foteli. Jump scare'ów nie brakuje, ale horrorowe napięcie zwykle szybko zostaje rozładowane przez żartobliwe sceny.
W końcu poczynania zdesperowanego, a zarazem narcystycznego youtubera to doskonała pożywka do śmiechu. Gdy panika udziela się Shawnowi, jego widzowie na przemian wspierają go i krytykują, dając mu nieustannego kopa do działania. Można więc powiedzieć, że "Deadstream" jest trafną analizą naszego uzależnienia od mediów społecznościowych i ich przerażającego wpływu. Nikt bowiem pomimo lęku nie powstrzymuje bohatera horroru, ani nie porzuca oglądania jego live'a. A on upaja się rosnącymi wynikami oglądalności, choć nie góruje nad swoim rządem dusz, traktując je z zaufaniem godnym członków rodziny.
To właśnie ten aspekt łączy go z demonem nawiedzonego domu. Spór o władzę, skupienie na sobie uwagi i wieczne oddanie fanów sprowadza "Deadstream" do poziomu kina społecznego, mimo że twórcy nie roszczą sobie prawa do umoralniania swojej widowni. Niemniej dzieło Josepha i Vanessy Winter należy uznać za udane, co poświadczają zarówno opinie krytyków, jak i zwykłych widzów.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski