Trwa ładowanie...

Film o seksbombie wszech czasów. Spróbujcie dotrwać do końca

W Wenecji Ana de Armas za rolę Marilyn Monroe w filmie "Blondynka" dostała 14-minutową owację. Choć aktorka rzeczywiście zasługuje na uznanie, nie można tego powiedzieć o samej produkcji, która właśnie trafiła na Netfliksa. To pięknie nakręcona rzecz, ale niemiłosiernie długa i zadziwiająco jednowymiarowa. Wielu widzów może nie dotrwać do końca.

"Blondynka" to adaptacja powieści Joyce Carol Oates "Blondynka" to adaptacja powieści Joyce Carol Oates Źródło: fot. mat. pras.
d1lmcdi
d1lmcdi

"Blondynka" zaczyna się od scen z dzieciństwa Normy Jeane (tak naprawdę nazywała się Marilyn Monroe). Dziewczyna żyje ze swoją matką Gladys, niestabilną psychicznie alkoholiczką. Kobieta snuje dziecku wspaniałe historie o ojcu, który ma mieszkać w Hollywood Hills i pracować w show-biznesie. Gladys znęca się nad swoim dzieckiem - próbuje je nawet utopić w wannie. Kiedy Norma zostaje w końcu zabrana od matki, pojawiają się u niej demony, które będą prześladować ją przez całe życie. Emocjonalne blizny po agresywnym rodzicu, zespół stresu pourazowego i obsesja na punkcie odnalezienia ojca.

Po tym otwarciu fabuła skupia się na dorosłej już Marilyn (Ana de Armas), fotomodelce marzącej o byciu gwiazdą kina. Oglądamy, jak wyglądało jej życie m.in. w trakcie małżeństwa z legendą baseballu Joem DiMaggio, który ją bił, czy w związku z kolejnym mężem, dramaturgiem Arthurem Millerem.

Zobacz: zwiastun filmu "Blondynka"

"Blondynka" nie jest czystą biografią. Reżyser i scenarzysta Andrew Dominik oparł swój film na powieści Joyce Carol Oates o tym samym tytule. Mimo iż pisarka korzystała z prawdziwych wydarzeń z życia Monroe, to jednak stworzyła literacką fikcję.

d1lmcdi

Można też postawić tezę, że to nie jest nawet film o Marilyn, a raczej próba dojścia do tego, kim była Norma Jeane, czyli osoba ukryta za swoim aktorskim pseudonimem. Tym samym mamy w "Blondynce" do czynienia z pewną wariacją na temat wielkiej gwiazdy kina lat 50. i 60., niestety potraktowaną przez twórcę w sposób jednowymiarowy. Andrew Dominik zredukował ją bowiem głównie do ofiary wykorzystywanej seksualnie i traktowanej protekcjonalnie przez niemal wszystkich mężczyzn, jakich napotykała w Hollywood.

I choć niestety często tak się działo, to Monroe nie była, jak chce nam pokazać Dominik, wyłącznie rozchwianą emocjonalnie osobą niepotrafiącą uciec od wizerunku seksbomby. Właściwie nie pokazał nam, że Marilyn była też ambitną, dowcipną i inteligentną kobietą, która jako aktorka wykazywała się niemałym talentem komediowym. W zamian jesteśmy zalewani masą łez, jakie musiała wydobyć z siebie Armas w trakcie kolejnych sekwencji załamań nerwowych bohaterki. To sprawia, że "Blondynka" jest filmem o niemal nieustannym cierpieniu, którym przy okazji próbuje zamęczyć widza na amen.

Ana de Armas robi wrażenie jako Marilyn Monroe fot. mat. pras.
Ana de Armas robi wrażenie jako Marilyn MonroeŹródło: fot. mat. pras.

Co więcej, bazując na książce, Dominik urządził tutaj iście freudowską psychodramę. Wszystkie zachowania Monroe mają wynikać z jej trudnego dzieciństwa i relacji z matką, po której zresztą miała odziedziczyć gwałtowne wahania nastrojów. Monroe przybiera maskę czarującej gwiazdy filmowej, by ukryć swoje prawdziwe "ja". Partnera nazywa "tatusiem", jakby była dzieckiem zwracającym się do rodzica. Trudno o bardziej dosłowne nawiązania do psychoanalizy. Już same zdjęcia filmu, nieustannie przeskakujące z koloru na czerń i biel, działają jako odzwierciedlenie burzliwego stanu umysłu Marilyn.

d1lmcdi

Akurat strona formalna "Blondynki" jest chyba jej największym atutem. Nie dość, że zdjęcia są naprawdę wysokiej klasy, to zastosowane w filmie zmiany formatu obrazu, rozciąganie lub rozmywanie jego ostrości, robią duże wrażenie. Często wygląda to jak piękny kolaż z awangardowym zacięciem.

Zakładam jednak, że nie każdemu będzie się chciało patrzeć na sekwencje ładnych obrazków przez blisko trzy godziny, gdy akcja wlecze się jak żółw, a dialog jest często nieznośnie pretensjonalny. Tu nawet wątki o bardzo dużej sile dramaturgicznej (aborcja, poronienia) są często osłabiane przez nietrafione, a czasem i niesmaczne pomysły.

Najdobitniejszym tego przykładem jest sekwencja przerwania ciąży, którą Dominik obmyślił sobie jako spektakl. W innym momencie widzimy nawet rozmowę z płodem. A jeśli przemyca już jakiś humor, to w bezcelowych scenach, gdy prezydent Kennedy widzi w telewizji wystrzeliwanie rakiety w momencie, gdy sam ma ejakulację.

Oczywiście w filmie o Monroe nie mogło także zabraknąć nagości. Armas w wielu scenach musiała obnażyć piersi. To zresztą wzbudziło spore kontrowersje przed premierą, a "Blondynka" stała się pierwszą oryginalną produkcją Netfliksa, która otrzymała kategorię wiekową NC-17 (tylko dla widzów powyżej 17. roku życia).

d1lmcdi

A co można powiedzieć o samej grze aktorskiej 34-letniej Kubanki? Myślę, że udało się jej oddać dualizm swojej roli - gwiazdy Monroe i pękniętej Normy Jeane. Nie dość, że często jest bardzo podobna do swojego pierwowzoru, to w nielicznych momentach, gdy akurat ma coś do zagrania, udowadnia, jak sprawna warsztatowo potrafi być.

Ani na chwilę nie tracimy też przekonania, że oglądamy na ekranie Marilyn. To jedynie wina reżysera, że nie dał swojej aktorce zbyt wiele do roboty, bo zanurzył ją w emocjonalnej histerii. Ten 14-minutowy aplauz na festiwalu w Wenecji był raczej nagrodą za to, że Armas była w stanie wytrzymać do końca z tego typu kreacją.

Ze smutkiem stwierdzam, że te wszystkie mieszane lub słabe recenzje, jakie do tej pory otrzymała "Blondynka", niestety okazały się prawdą. Domyślam się, że Dominik, na wzór swojego świetnego westernu "Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" z 2007 r., chciał nam po raz kolejny sprezentować artystyczne studium gwiazdorstwa. Jednak tym razem zabrakło mu subtelności i przenikliwości, by udźwignąć skądinąd fascynujące życie jednej z ikon światowego kina.

d1lmcdi

Nie wiem jak wy, ale wolę głośne, kolorowe i pędzące niczym formuła 1 biografie jak "Elvis" Baza Luhrmanna niż wspaniałe wizualnie, ale nudne jak flaki z olejem adaptacje literackie w stylu "Blondynki".

"Blondynkę" można oglądać na platformie Netflix od środy 28 września.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad "Pierścieniami Władzy""Rodem Smoka", wspominamy seriale z lat 90. oraz śpiewamy hymn ku czci królowej. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1lmcdi
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lmcdi

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj