"James Bond". Najbardziej prestiżowe miejsce na reklamę

Filmowy James Bond przed wiele lat reklamował wiele produktów. Od tych adresowanych do zwykłych zjadaczy chleba po ekskluzywne towary, na które nie każdy może sobie pozwolić. Dawniej product placement był w filmach bardziej subtelny. Teraz produkcje o agencie 007 wyglądają jak wielki spot reklamowy.

Daniel Craig na premierze "Nie czas umierać"
Daniel Craig na premierze "Nie czas umierać"
Źródło zdjęć: © Getty Images

Oglądając ostatnie produkcje o Jamesie Bondzie, te z Danielem Craigiem, ale także z Pierce'em Brosnanem, można dojść do wniosku, że cały potężny budżet filmu ("Nie czas umierać" mógł kosztować ponad 300 mln dol.) został oparty na reklamodawcach. Jednak w przemyśle filmowym terminu "reklamodawca" raczej się nie używa. Stosowane są zastępcze, bardziej eleganckie określenia. Takie jak product placement, znany w Polsce jako lokowanie produktów czy też marka partnerska.

W przypadku filmów o agencie Jej Królewskiej Mości budżet filmu może faktycznie opierać się wyłącznie na pieniądzach uzyskanych dzięki lokowaniu produktów. Wystarczy przypomnieć najbardziej spektakularną ofertę, jaką kilkanaście lat temu złożył Ford producentom słynnej serii. Za wprowadzenia do filmu "Casino Royale" (2006 r.) Astona Martina DBS z 6-litrowym silnikiem V12, miał zaoferować aż 100 mln dol. Astronomiczna kwota może budzić pewne wątpliwości, niemniej Bond w filmie z 2006 r. zasiadł za kierownicą brytyjskiego samochodu sportowego i tym samym definitywnie pożegnał się z niemiecką marką BMW.

Trudno powiedzieć czy fakt, że rok po premierze "Casino Royale" Ford Motor Company sprzedał większość udziałów w przedsiębiorstwie Aston Martin, miał jakiś poważny związek z podpisaniem umowy z producentami filmów o Jamesie Bondzie. W każdym razie Daniel Craig używał tej marki samochodu w każdej produkcji o agencie 007. Był jej wierny do końca.

Historia rywalizacji producentów aut o wprowadzenie swojego produktu do cieszącej się ogromną popularnością serii jest niezwykle ciekawa. Dla wielu ortodoksyjnych fanów Jamesa Bonda, lukratywny kontrakt, który filmowi producenci podpisali z marką BMW, był trudny do zaakceptowania. Na Wyspach pojawiły się nawet opinie, że to "narodowa zdrada".

Niemiecki koncern za dobrze jednak płacił i agent Jej Królewskiej Mości podróżował pełnym gadżetów BMW w filmach "GoldenEye" (1995 r.) , "Jutro nie umiera nigdy" (1997 r.) oraz w "Świat to za mało" (1999 r.). Na koniec swojej przygody z Bondem Pierce Brosnan też miał przyjemność przejechać się Astonem Martinem w filmie "Śmierć nadejdzie jutro" (2002 r.). Był to Aston Martin V12 Vanquish. Ten jednorazowy interes kosztował Forda 37,5 mln dol.

Warto dodać, że ta prestiżowa rywalizacja o tytuł "samochodu Bonda" miała miejsce także we wcześniejszych latach. Gdy Sean Connery w filmie "Żyje się tylko dwa razy" (1967 r.) udał się do Japonii, Astona Martina DB5 musiał zostawić w garażu. Jego nowym autem stała się Toyota 2000GT.

Rywalizacja koncernów motoryzacyjnych jest najbardziej prestiżowa, ale firm, które pragną ulokować swój produkt w produkcji o Jamesie Bondzie, jest oczywiście znacznie więcej.

Swego czasu "Śmierć nadejdzie jutro" uznano za "najbardziej naszpikowany lokowanymi produktami film w historii kina". Marek partnerskich naliczono 25. Spotkało się to zresztą z bardzo dużą krytyką ze strony fanów kultowego cyklu. Po tym filmie główna producentka "Bonda" Barbara Broccoli zapowiedziała, że taka sytuacja już się nie powtórzy.

Lokowanych produktów miało być mniej, co bez wątpienia widać w filmie "Casino Royale". Oczywiście w tej sytuacji reklamowa wartość marki 007 musiała wzrosnąć. Od oświadczenia Broccoli minęło sporo czasu. Może więc warto policzyć, ile partnerskich marek znalazło się w produkcji "Nie czas umierać".

Daniel Craig na światowej premierze "Nie czas umierać"
Daniel Craig na światowej premierze "Nie czas umierać" 2021 Getty Images

W filmach o 007 można oczywiście znaleźć reklamę nie tylko ekskluzywnych produktów, samochodów czy zegarków, ale także coś dla zwykłych zjadaczy chleba. Na przykład piwo.

Współpraca Jamesa Bonda z Heinekenem trwa już od ponad 20 lat. Jednak dopiero w filmie "Skyfall" (2012 r.) James Bond po raz pierwszy napił się tego trunku. Ten wydawać się by mogło niewiele znaczący epizod, także spotkał się z gwałtowną reakcją widzów. Ale była to dobrze przemyślana akcja reklamowa. Bond nie porzucił ulubionego Martini, nie zastąpił go innym trunkiem.

Piwo, w tym przypadku Heineken, stało się jego godną alternatywą, która zbliża słynną postać do milionów widzów. Każdy mężczyzna może być jak James Bond. Albo przynajmniej się nim poczuć. Po kilku piwach.

Ale to nie wszystko. W "Spectre", 24. filmie z cyklu o Jamesie Bondzie Daniel Craig popijał słynnego drinka na bazie wódki Belvedere produkowanej w Żyrardowie. Informacja o lokowaniu tego produktu spotkała się w Polsce z żywym entuzjazmem, choć trzeba pamiętać, że właścicielem marki jest francuski koncern LVMH.

Przedstawiciele agencji marketingowych zwracają uwagę, że marki lokowanych w filmach produktów mogą odegrać swoją rolę nie tylko na ekranie, ale i poza kinem, w skojarzonych z Bondem informacjach prasowych, telewizyjnych, na stronach internetowych itp. Czyli, co nam zostanie zasiane w głowie podczas seansu, w każdej chwili może wykiełkować. W pewnym sensie jesteśmy więc niewolnikami reklamy, ale jej niewolnikiem jest też Daniel Craig. Tylko w trochę inny sposób.

Zegarek Bonda na londyńskiej premierze
Zegarek Bonda na londyńskiej premierze 2021 Getty Images

Podczas londyńskiej premiery "Nie czas umierać" aktor paradował więc na czerwonym dywanie z zegarkiem OMEGA (zapewne model Seamaster Diver 300M 007 Edition) niemal nałożonym na mankiet koszuli. Musiał przy tym iść dość sztywno, aby rękaw marynarki nie opadł na ekskluzywny czasomierz.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (141)