Ludzie mdleli na jej filmie. Horrory robione przez kobiety to kawał dobrego kina
19.05.2024 17:51
Kobiety kręcą horrory od początku istnienia kina. Ale można spokojnie powiedzieć, że nigdy nie mieliśmy aż tylu utalentowanych reżyserek w tym gatunku jak w ostatnich kilkunastu latach. Dowodem na to są chociażby Julia Ducournau czy Rose Glass. Nowy film tej drugiej współnapisała nawet polska reżyserka. Poznajcie listę filmów stworzonych przez kobiety, których śmiałość wizji i przekraczanie granic konwencji robi niezwykłe wrażenie.
Nie wszyscy wiedzą, że kobiety zasłużyły się dla historii horroru już na samym początku istnienia kina. Alice Guy-Blache, pierwsza kobieca reżyserka, w latach 1896-1920 nakręciła szereg horrorów. Zaadaptowała m.in. "Studnię i wahadło" Edgara Allana Poego. Do inspiracji jej twórczością przyznawał się Alfred Hitchcock.
Choć w XX w. nie brakowało świetnych filmów stworzonych przez kobiety, to większy ich wysyp nastąpił znacznie później. Na samym początku XXI w. Claire Denis pokazała "Głód miłości" (2001 r.), zaś Marina de Van "Pod moją skórą" (2002 r.), które dziś jawią się jako świetny przedsmak tego, co się stało w następnej dekadzie. Bo około 2014 r. nagle wzrosła liczba horrorów, w których to reżyserki przedstawiały oryginalne podejście do tego gatunku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co w tym było szczególnie ważnego, to fakt, że kobiety zaczęły przejmować kontrolę nad narracją w kinie grozy, które od dziesięcioleci jest przecież zdominowane przez mężczyzn zafiksowanych w większości na konkretnym tropie. Chodzi rzecz jasna o obraz mocno seksualizowanych i bezradnych bohaterek, które są zabijanie lub torturowane na masę sposobów.
Julia Ducournau, Jennifer Kent, Ana Lily Amirpour czy Rose Glass pokazały, że można znaleźć świeżą perspektywę w opowiadaniu o macierzyństwie, dorastaniu, uzależnieniu, religii czy małżeństwie. I to wszystko w bardzo niepokojącym i nierzadko też brutalnym wydaniu.
Jakie horrory stworzone przez kobiety w ostatniej dekadzie warto znać? Dowiecie się na następnych stronach. Ta lista może wam posłużyć do dalszej eksploracji, bo zawarłem w niej tylko ułamek ciekawych propozycji.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
"Babadook" (2014 r.)
"Babadook" Jennifer Kent opowiada o matce i jej sześcioletnim synku, których nawiedza nocami dziwaczny stwór. Czy jest to zjawisko realne, czy jednak może być wynikiem pogłębiającej się alienacji i psychozy bohaterów?
Ten film może pochwalić się wynikiem 98 proc. na Rotten Tomatoes. Często też wskazuje się go jako moment, w którym krytycy zaczęli zwracać mocniej uwagę na kino grozy reżyserowane przez kobiety.
Zaledwie dwa lata po premierze "Babadooka" pisano już o bezprecedensowej liczbie reżyserek, który wynoszą horrory na zupełnie inny poziom. Dzieło Kent rzeczywiście zasługuje na wszystkie laury - to kapitalnie wykorzystująca techniki kina niemego opowieść o paranoi i depresji, w której dostaliśmy nową ikonę horroru w postaci tytułowego stwora, jak i wybitną rolę Essie Davis. Kto nie widział, musi koniecznie nadrobić.
"O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" (2014 r.)
Ten horror Any Lily Amirpour opowiada o pięknej i samotnej wampirzycy, która spotyka jedynego uczciwego mężczyznę w mieście. Jednak czy w miejscu, gdzie przestępczość, narkotyki i prostytucja są na porządku dziennym, może narodzić się prawdziwa miłość?
Ładnie stylizowany na czarno-białą taśmę film "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" to hybryda różnych gatunków. Z jednej strony mamy film wampiryczny, z drugiej coś w rodzaju spaghetti westernu, a z trzeciej estetykę rodem z "Miasta grzechu". Mało dialogu i dużo klimatu sprawiają, że dzieło może hipnotyzować.
"Zaproszenie" (2015 r.)
Will i Eden byli kochającym się małżeństwem. Gdy ich syn tragicznie zmarł, kobieta zniknęła na dwa lata, po czym nagle powróciła z nowym mężem Davidem. Odmieniona Eden jest pełna chęci odbudowania zerwanych niegdyś relacji z przyjaciółmi i byłym mężem, których zaprasza na kolację. Will zaczyna podejrzewać, że była żona i jej nowy partner nie mają dobrych intencji wobec swoich gości.
"Zaproszenie" Karyn Kusamy to niezła zabawa z oczekiwaniami widza: to tylko kolejna niezręczna kolacja czy coś zupełnie innego? Film sprytnie lawiruje pomiędzy horrorem a thrillerem, dzięki czemu generuje mnóstwo napięcia.
"Czarownica miłości" (2016 r.)
Elaine to piękna i młoda wiedźma, która chce odnaleźć miłość swojego życia. Problem w tym, że przygotowywane przez nią zaklęcia i mikstury wywołują efekty nieco odmienne od oczekiwanych – potraktowani nimi kandydaci przypominają raczej nieszczęśliwe ofiary niż wymarzonych kochanków. Gdy więc wreszcie Elaine spotka mężczyznę swoich marzeń, determinacja doprowadzi ją na skraj szaleństwa.
"Czarownica miłości" Anny Biller to wymuskany wizualnie hołd, pastisz i zarazem feministyczna korekta kina okultystycznego lat 60. i 70. Od samego patrzenia na tę uroczą mieszankę romansu, komedii i horroru można się poczuć jak po wypiciu jednej z mikstur Elaine. Ale tej dobrej.
"Zemsta" (2017 r.)
Przystojny i zamożny Richard zabiera swoją kochankę Jen do położonego na pustynnym odludziu luksusowego domu. Niespodziewanie przyjeżdżają do niego jego koledzy, z którymi mężczyzna zwykł wybierać się na polowania. W pewnym momencie Jen pada ofiarą ich rozbudzonych żądzy, a przerażeni i spanikowani oprawcy postanawiają w akcie desperacji pozbyć się jej raz na zawsze. Ich plan jednak się nie udaje, dziewczyna bowiem nie poddaje się bez walki. Rozpoczyna się krwawa jatka.
Ten niezwykły hołd dla podgatunku kina eksploatacji, zwanego rape and revenge, to soczysta, b-klasowa jazda, w której przemoc jest wyśmienicie przesadzona. Coralie Fargeat tym filmem objawiła się światu jako niezwykle zdolna reżyserka, ale dopiero w 2024 r. pojawi się jej drugie dzielo - "The Substance". Nie ukrywam, że mocno czekam na seans. I oby Fargeat częściej stawała za kamerą.
"Saint Maud" (2019 r.)
Maud jest młodą dziewczyną, która przyjeżdża do luksusowej posiadłości Amandy - byłej tancerki bez skrupułów korzystającej z życia w jego ostatnich miesiącach. Dziewczyna jest przekonana o tym, że opieka nad konającą Amandą nie jest najważniejszą z jej misji i postanawia ocalić grzeszną duszę kobiety.
Debiut Rose Glass to jedno z arcydzieł kina grozy XXI wieku. Zainspirowana najlepszymi thrillerami Romana Polańkiego oraz obrazoburczymi "Diabłami" Kena Russella, Glass w "Saint Maud" pokazała, jak samotność potrafi pchnąć człowieka w niebezpieczną obsesję.
Z Glass mamy też ciekawy wątek. 2 sierpnia do polskich kin trafi jej drugi film "Love Lies Bleeding" z Kristen Stewart. Współscenarzystką tego dusznego thrillera i body horroru jest polska reżyserka Weronika Tofilska, która nakręciła ostatnio kilka odcinków bardzo głośnego serialu "Reniferek". Na "Love Lies Bleeding" warto się przejść, gdy tylko trafi do polskich kin.
"Censor" (2021 r.)
Połowa lat 80., Wielka Brytania. Główna bohaterka Enid jest cenzorką, która spędza całe dnie na analizowaniu i wycinaniu ekstremalnych treści z filmów, w których kobiety są prześladowane, torturowane i mordowane w najbardziej przerażających okolicznościach. Kiedy na jednej z recenzowanych kaset rozpoznaje swoją zaginioną przed laty siostrę, próbuje za wszelką cenę odkryć, kim jest tajemnicza kobieta. Enid powoli zatraca się w wyimaginowanych obrazach, które zaczynają stawać się jej rzeczywistością.
Prano Bailey-Bond w swoim debiucie fabularnym wyczarowała opowieść o traumie i represji, którą intrygująco połączyła fabularnie z tzw. video nasties, czyli zjawiskiem odnoszącym się do zakazu dystrybuowania na wideokasetach filmów krytykowanych przez prasę i organizacje religijne za brutalność oraz epatowanie seksem. Stąd "Censor" w ładnie wykreowanym retro stylu oddaje też panikę, jaka zapanowała wokół horrorów (i nie tylko) w latach 80. w Wielkiej Brytanii.
"Titane" (2021 r.)
"Titane" Julii Ducournau okazał się w 2021 r. zasłużonym zdobywcą Złotej Palmy na festiwalu w Cannes. Sam trzy lata temu w zachwycie pisałem, że "Titane" to solidnie pokręcona produkcja, w której kotłują się samochody, morderstwa, traumy i płynna seksualność. To rodzaj obrazu, w którym streszczenie akcji nie ma sensu - tego dzieła trzeba po prostu doświadczyć.
Równie dobrze zamiast wybitnego "Titane" mógłbym wskazać wcześniejszy film Julii - "Mięso" z 2016 r. W tamtym obrazie wegetarianka zmienia się w kanibalkę. Jednak nie ma mowy o taniej prowokacji, bo film jest głębszym studium przemiany psychicznej i fizycznej bohaterki.
Co ciekawe, o "Mięsie" było szczególnie głośno z racji faktu, że podczas festiwalu w Toronto część widzów zemdlała po obejrzeniu brutalniejszych scen. Ducournau nie kryła szoku z tego powodu, ale powinna być też dumna, bo jej dzieło potrafi wywołać ogromne emocje. A to w kinie jest na wagę złota.