Murowany hit kasowy trafia prosto do internetu. Jak branża kinowa ma się podnieść po tym ciosie?
1 lutego swoją premierę miały "Listy do M. 4". Polska komedia romantyczna zadebiutowała w serwisie VOD i można ją oglądać na Player.pl. Internetowa premiera to ogromny cios dla branży kinowej, dla której produkcje z tej świątecznej serii były zawsze niezwykle dochodowe.
Przypomnijmy, że pierwotnie "Listy do M. 4" miały wyznaczoną datę premiery na 4 listopada 2020 roku. Początek listopada był sprawdzonym terminem. Wszystkie poprzednie części cyklu zadebiutowały na dużym ekranie w tym okresie. Druga fala pandemii pokrzyżowała jednak te plany. 10 października zaczęły obowiązywać nowe obostrzenia, które pozwalały wykorzystać jedynie 25 proc. dostępnych miejsc na sali i nim zapadła rządowa decyzja o ponownym zamknięciu instytucji kulturalnych, pojawiła się informacja, że premiera "Listów do M. 4" zostaje przesunięta na czas nieokreślony. Jak się okazało, została nie tylko przesunięta, ale także przeniesiona do serwisu internetowego Player.pl wchodzącego w skład Grupy TVN.
Tym samym producent filmu poszedł w ślady niektórych hollywoodzkich wytwórni, które postanowiły nie czekać dłużej na otwarcie kin, a właściwie na moment, kiedy będą one w miarę normalnie funkcjonować i udostępniły swoje produkcje na platformach streamingowych. Disney wykorzystał do tego swój serwis Disney+ (premierowo umieścił tam takie tytuły, jak "Mulan" oraz "Co w duszy gra"), zaś nowości Warner Bros. ("Wonder Woman 1984", a wkrótce "Godzilla vs. Kong") znalazły się w ofercie HBO Max – z racji faktu, że zarówno wytwórnia filmowa, jak i platforma streamingowa należą do korporacji mediowej WarnerMedia.
"Listy do M. 4" na Playerze zasiliły ofertę pakietu "Start VOD". Oznacza to, że dotychczasowi subskrybenci serwisu automatycznie otrzymali dostęp do premierowego tytułu. Natomiast nowi użytkownicy w lutym mogą skorzystać z promocyjnej oferty i wykupić pakiet "Start VOD" w cenie 15 zł za miesiąc.
Grupa TVN informuje ponadto, że internetowa premiera "Listów do M. 4" jest odpowiedzią i naturalną konsekwencją zmian, które zachodzą na rynku mediów. A te zmiany z całą mocą uderzają przede wszystkim w kina. Zwłaszcza, że w tym przypadku sprawa dotyczy filmu, który wyświetlany na dużym ekranie stałby się zapewne ogromnym przebojem.
Dla przemysłu kinowego w Polsce premiera każdej poprzedniej części świątecznej komedii była bowiem najważniejszym momentem w roku. Przypomnijmy, pierwszą część "Listów do M." obejrzało 2,56 mln widzów. Była to najwyższa frekwencja pośród filmów wprowadzonych do kin w 2011 roku. Warto zwrócić uwagę, jak ogromną przewagę produkcja TVN miała nad drugim w kolejności tytułem ("Och, Karol" - ponad 1,7 mln widzów).
Romantyczna komedia przyniosła wpływy w wysokości około 50 mln zł. Jeszcze lepszy wynik osiągnęła druga część cyklu, która zgromadziła 2,96 mln osób i jak równy z równym rywalizowała o tytuł największego przeboju 2015 roku z hollywoodzkim gigantem, superprodukcją "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy" (przegrywając o zaledwie 35 tys. osób).
Mimo niezbyt pochlebnych recenzji sequel nie zraził widzów i dwa lata później frekwencja na "Listach do M. 3" przekroczyła trzymilionowy pułap (w ostatnich dziesięciu latach pułap ten przekroczył jeszcze tylko jeden tytuł), a dominacja nad innymi filmami była jeszcze większa, niż sześć lat wcześniej. Drugi tytuł na liście przebojów w 2017 roku zgromadził o blisko 700 tys. mniej widzów. Przychód z dystrybucji w kinach trzeciej części "Listów do M." sięgnął 65 mln zł.
Najnowsza część świątecznej komedii zarobiłaby zapewne podobne pieniądze. Mniej więcej połowa z tej kwoty trafiłaby na konto właścicieli kin (czyli ponad 30 mln zł). Tym razem jednak branża kinowa nic nie zarobi. Nie trzeba dodawać, że jest to dla niej kolejny cios, po którym trudniej będzie się podnieść, odrodzić. Przypomnijmy, że mimo otwarcia 1 lutego galerii sztuki i muzeów, kina wciąż pozostaną zamknięte. "Gdy nie możesz iść do kina, to kino przyjdzie do Ciebie" – tak brzmi reklamowe hasło Playera. W miłośnikach oglądania filmów na dużym ekranie budzi one zapewne ambiwalentne odczucia.
Jakby rok 2020 nie był dla kin wystarczająco trudny, 1 lutego ogłoszono, że rząd PiS chce wprowadzić "opłatę solidarnościową", która ma zapewnić dodatkowe dochody Narodowemu Funduszowi Zdrowia oraz zapewnić finansowanie Funduszowi Wsparcia Kultury i Twórczości. Projektem ustawy w tym zakresie wkrótce zajmie się Sejm. Opłata ma objąć tradycyjne media elektroniczne - a więc wszystkie telewizje i rozgłośnie, również media publiczne. Składkę będą płaciły także kina, operatorzy reklamy zewnętrznej oraz media papierowe.