"Odludzie". Nowy przerażający horror. Fani "Blair Witch Project" będą w niebie?

W "Odludziu", nowym amerykańskim horrorze, niewinna wycieczka czworga bohaterów na pustynię zamienia się w prawdziwy koszmar. Ten niskobudżetowy projekt może zaskoczyć niejednego widza, ale bez wątpienia nie jest zarezerwowany dla szerszej publiczności.

"Odludzie" w polskich kinach od 23 czerwca
"Odludzie" w polskich kinach od 23 czerwca
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

23.06.2023 | aktual.: 23.06.2023 16:53

Polscy fani nietypowych horrorów nie mogą narzekać w tym roku na repertuar. Za sprawą Velvet Spoon od 23 czerwca można oglądać kolejną po "Skinamarnk" propozycję, która narobiła niemałego zamieszania w Stanach Zjednoczonych. "Odludzie" Robbiego Banfitcha na papierze wygląda jak kolejny found footage w stylu "Blair Witch Project", filmu, który ponad 20 lat temu rozpętał modę na tego typu straszaki. Jednak po czasie okazuje się, że nie ma mowy o żadnej imitacji. Banfitch, który przy okazji gra jedną z postaci, tak skonstruował swoje dzieło, że po seansie niejeden widz może być nieźle skonfundowany.

Na początku niewiele się jednak dzieje. Film zanudza nas różnymi migawkami z życia bohaterów, którzy powoli przygotowują się do wyjazdu na pustynię Mojave. Wygląda to wszystko jak pierwsza lepsza niezależna ballada rodem z festiwalu w Sundance. Dopiero gdy akcja przenosi się w docelowe miejsce, intensywność narracji stopniowo wzrasta. Dostajemy wskazówki, że na terenie pustyni dzieją się niewyjaśnione rzeczy. Nagle pojawia się siekiera wbita w ziemię. Nie brakuje osobliwych zjawisk optycznych. Może wygenerowany tu klimat nie powoduje wielkiego podskórnego niepokoju, ale sugeruje, że film Banfitcha zmierza w interesującym kierunku.

Zobacz: zwiastun "Odludzie"

Okazuje się to niemałą zmyłką, bo "Odludzie" przeistacza się ostatecznie w eksperymentalny kolaż artystycznych kadrów. Nie akcja, ani nawet nie nastrój, a zagrywki formalne stają się dominantą. W tym sensie ten niskobudżetowy film (kosztował zaledwie 15 tys. dolarów) przypomina wspomniany na początku "Skinamarink", który raczył nas 100-minutowym montażem statycznych ujęć podłogi czy ściany.

U Banfitcha nie jest może tak źle, ale również nie brakuje ujęć skąpanych w takich ciemnościach, że ledwo da się cokolwiek dostrzec. A gdy cokolwiek widzimy, to wychodzi na jaw, że twórca mocno inspirował się kinem Stanleya Kubricka (stylistyczne echa "Lśnienia" i "2001: Odysei kosmicznej") oraz Ariego Astera (jest sekwencja żywcem wyjęta z "Midsommar").

Z oczywistych względów nie chcę zdradzać za wiele z fabuły, choć na dobrą sprawę nie ma to znaczenia, bowiem "Odludzie" jest rodzajem kina, które można interpretować na wiele sposobów. Czuć to zwłaszcza w ostatnim akcie, który jest mocno abstrakcyjny, choć mimo wszystko wciąż niepozbawiony elementów czysto horrorowych (pewne sceny obrzydzą co wrażliwszych widzów).

Bez wątpienia ten niecodzienny melanż awangardy z kinem gatunkowym, jaki proponuje w swoim filmie Banfitch, wywraca konwencję found footage do góry nogami. Sęk w tym, że fanów filmów jak "Blair Witch Project", "Willow Creek", "The Tunnel" czy "Rec" taka wolta może zwyczajnie zanudzić.

"Odludzie" jest raczej kierowane do tych widzów, którzy uwielbiają filmowe eksperymenty, zabawy z perspektywą i zacieranie granic między rzeczywistością a halucynacją. Z racji, że w produkcji nie brakuje odniesień do hipisów i lat 60., trudno nie rozpatrywać tego, co dzieje się na ekranie, jako być może próby oddania bad tripu po LSD lub innym psychodeliku. Zresztą na kalifornijskiej pustyni rezydowali przez jakiś czas Charles Manson i jego banda, więc obłęd nie jest na tym terenie czymś nieznanym.

Nie da się ukryć, że twórca "Odludzia" miał ambicje zrobienia czegoś, co wychodzi mocno poza wyeksploatowany nurt. Nie wszystko w jego wizji jest szczególnie ekscytujące, ale trzeba go pochwalić za odmienność w stosunku do innych autorów z rejonu kina grozy.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy szokującego i rozseksualizowanego "Idola" od HBO, znęcamy się nad Arnoldem Schwarzeneggerem i jego Netfliksowym "FUBAR-em" i, dla równowagi, polecamy najlepsze seriale wszech czasów. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)