Trwa ładowanie...

Twórcy nowej "Akademii pana Kleksa": "Tekst Brzechwy nie nadaje się do ekranizacji"

31 maja w Warszawie odbyła się konferencja prasowa filmu "Akademia pana Kleksa". Tytuł wzbudza tyle samo zainteresowania, co zdziwienia. Czy opowieść o ekscentrycznym profesorze prowadzącym akademię dla chłopców wciąż jest na tyle aktualna, by spodobać się współczesnym widzom? Na to pytanie odpowiadają twórcy filmu.

Tomasz Kot i Piotr Fronczewski na konferencji nowej "Akademii pana Kleksa"Tomasz Kot i Piotr Fronczewski na konferencji nowej "Akademii pana Kleksa"Źródło: AKPA
d4esrvt
d4esrvt

Na konferencji prasowej prowadzonej przez Dorotę Wellman pojawił się m.in. producent filmu i właściciel parku rozrywki Bajka Pana Kleksa, Grzegorz Pietraszewski, który odpowiedział, na pytanie, skąd wziął się pomysł na ponowne nakręcenie "Akademii pana Kleksa": - Zaczęło się od moich dzieci. Jak zobaczyłem, że postać pana Kleksa potrafi dalej oddziaływać, to sobie pomyślałem "on ma ogromną moc, jest wielką, uniwersalną postacią i trzeba go przywrócić do życia".

Okazało się jednak, że ponowne przełożenie dzieła Jana Brzechwy na ekran nie jest sprawą prostą. Reżyser filmu Maciej Kawulski w rozmowie z Wirtualną Polską przyznał: - "Akademia pana Kleksa" nigdy nie była literaturą, która nadawałaby się do ekranizacji. Nadal nie jest. Dlatego już Gradowski bardzo swobodnie potraktował strony zapisane przez Brzechwę, a my potraktowaliśmy je jeszcze swobodniej.

Z kolei scenarzysta Krzysztof Góreczny opowiedział, na jakie przeszkody natknął się w trakcie pracy: - Czytając oryginał literacki, bo odbijaliśmy się od tekstu Brzechwy głównie, napotkaliśmy wiele problemów. Nie wiem, kiedy ostatnio czytaliście tę książkę, ale w oryginale pan Kleks na przykład zjada szkło albo zjada motyle. Pytanie, czy to jest pomysł na dzisiejsze kino. Mnóstwo tego typu rzeczy wymagało wyciągnięcia, przemyślenia, czy to, co zadziałało w 1947 r., zadziała i dziś.

"Akademia Pana Kleksa": Reżyser zaprasza na casting

Film Gradowskiego, który miał premierę w 1984 r., oglądany po latach wprawia momentami w konsternację. Jest w nim m.in. scena, w której dzieci grają nago. Jest też scena marszu wilków, która przerażała chyba wszystkich młodych widzów. Na co tym razem pozwolą sobie twórcy?

d4esrvt

- W trakcie pracy analizowaliśmy, na co sobie pozwolili twórcy poprzedniego filmu. Dużo czasu poświęciliśmy na to, by dać dzieciom to, na co są gotowe i nic więcej. By nie przesadzić, by chciały oglądać nasz film dlatego, że jest fajny, a nie dlatego, że przekracza jakieś granice – powiedział Góreczny.

Kawulski w rozmowie z WP zaznaczył jednak, że nie zabraknie scen, które będą miały za zadanie wywołać w dzieciach uczucie strachu: - Każdy film o świecie przygód i świecie wyobraźni musi mieć mroczną stronę. Wszyscy pamiętamy tę scenę z wilkami, bo dla młodego pokolenia to była chyba jedyna produkcja zawierająca taką mroczną stronę i chyba w ogóle jedyna scena naszego dzieciństwa, która była mroczna. I tym razem będzie mroczna strona, ale mam wrażenie, że dzisiaj ta granica, próg mroczności w głowach dzieci, jest zupełnie gdzie indziej niż 40 lat temu. Pracując nad tym, co jest śmieszne czy straszne, braliśmy pod uwagę to, co dziś straszy i śmieszy dzieci, ale także to, co przez te 40 lat się wydarzyło w popkulturze. Nie można o tym zapominać. Na pewno dzisiaj trzeba dużo więcej zrobić, by dziecko rozśmieszyć, wzruszyć, przestraszyć, albo dać moment zapomnienia.

Reżyser zaznaczył, że dorośli fani pana Kleksa znajdą w jego filmie coś dla siebie, ale ma to być przede wszystkim film dla młodego widza: - Myślę, że "Kleks" musi być ponadpokoleniowy, ale bardzo twardo postawiłem sobie zadanie, że nie robię filmu dla dorosłych. To nie będzie puszczenie oka do moich kumpli z przedszkola. To jest film dla dzieci, dla nich to robimy. […] "Kleks" był dla nas piękną, kolorową rozrywką i chciałbym, by tym samym był dla młodego pokolenia.

Tomasz Kot (Pan Kleks), Antonina Litwiniak (Ada Niezgódka) i Maciej Kawulski (reżyser) AKPA
Tomasz Kot (Pan Kleks), Antonina Litwiniak (Ada Niezgódka) i Maciej Kawulski (reżyser)Źródło: AKPA

Nie zabraknie też muzyki, która była mocną stroną filmu Gradowskiego. Kawulski podkreśla jednak, że w jego filmie będzie ona miała nieco inne zastosowanie: - Dzisiaj dzieci nie są gotowe na musical w starym stylu. To się chyba już wypaliło. Kino musi dzisiaj znaleźć na muzykę pretekst. To, co przez ostatnie dwa lata robiliśmy, to szukanie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób muzyka może towarzyszyć temu filmowi, ale żeby nikt nie musiał z kaczką w ręku chodzić po stole i śpiewać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d4esrvt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4esrvt

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj