"Wojny jednorożców". Ostra krytyka katolicyzmu. Festiwal okrucieństwa tylko dla dorosłych
Flaki, zmiażdżone pyski i mnóstwo krwi. "Wojny jednorożców" to brutalny film animowany, który można oglądać w polskich kinach od 28 września. Reklamowany jako połączenie "Bambi" z "Czasem apokalipsy" zaskakuje przy okazji bezpardonową krytyką katolicyzmu.
"Wojny jednorożców" Alberta Vazqueza przedstawia świat rządzony drastycznymi zasadami. Oto mamy antropomorficzne misie, które prowadzą bardzo krwawy i zupełnie bezsensowny konflikt z jednorożcami. Bracia Błękitek i Grubcio wraz z grupą niedoświadczonych rekrutów zostają wysłani na samobójczą misję ratowania innego oddziału w magicznym lesie. Jednak nie mogą się spodziewać, co czeka ich, gdy wkroczą na niebezpieczne terytorium.
Trzeba przyznać, że wymyślając taką fabułę, hiszpański twórca wykazał się nieźle pokręconym poczuciem humoru. Bo nie można inaczej nazwać pomysłu zderzenia ze sobą mitycznych stworzeń z tymi zupełnie realnymi, które dotychczas w popkulturze były prezentowane w bardzo sympatycznej manierze (miś Yogi, Paddington).
Zobacz: zwiastun "Wojny jednorożców"
Ich święta wojna jest zobrazowana w wyjątkowo dosadny sposób - jeśli pamiętacie, jak wygląda jatka w "Przyjaciołach z wesołego lasu", to generalnie macie dobry obraz tego, co was tu czeka. Flaki wypływają z ciał zwierzaków, kończyny są łamane i przebijane, a pyski miażdżone na wszelkie sposoby. Dochodzi nawet do aktów kanibalizmu.
Sam Vasquez przyznał w jednym z wywiadów, że przyczynkiem dla stworzenia "Wojny jednorożców" były dla niego "Bambi", "Czas apokalipsy" i biblia. To wszystko generalnie się zgadza, zwłaszcza w przypadku "Czasu apokalipsy", bo przedzieranie się bohaterów przez magiczny las fabularnie jest lustrzanym odbiciem zejścia do piekła, jakie zafundował widzom Francis Ford Coppola. Można jednak dorzucić do tej listy wiele innych tytułów.
Początkowe sceny obozowe bardzo mocno przypominają "Full Metal Jacket" Stanleya Kubricka. Nie brakuje też szalonych erupcji wyobraźni. W zupełnie niesamowitej sekwencji w lesie, gdy misie wysysają wnętrzności gąsienic, obserwujemy obłąkany, psychodeliczny i dobijający bad trip na wzór odlotów na LSD. Rysunkowo i kolorystycznie wygląda to, jakby ktoś dał twórcom Disneya alterujące świadomość substancje i kazał im obejrzeć "Przedstawiamy Feeblesów" Petera Jacksona w ramach dodatkowej inspiracji. Każdy, kto widział ten film, wie, że jest to niezła jazda bez trzymanki.
Z kolei we fragmentach, które związane są z jednorożcami, widać jak na dłoni, że Vasquez naoglądał się animacji japońskiego Studia Ghibli, a zwłaszcza klasycznych dzieł Hayao Miyazakiego. Mamy tu przecież motyw żywcem wyjęty z "Księżniczki Mononoke", bowiem misją fantastycznych stworzeń jest uchronienie magicznego lasu przed zagładą ze strony słodkich misiów. Symbolika końca świata jest tu nadto oczywista.
Piekło wojny to niejedyne przesłanie "Wojny jednorożców". W filmie mocno wybrzmiewa także krytyka katolicyzmu. W końcu misie pragną rozlewu krwi z racji naczytania się pewnej księgi. Ponura postać księdza jest jednoznaczna w swoim religijnym fanatyzmie. Właściwie to ona pcha Błękitka, czyli jednego z głównych bohaterów, w mroczną obsesję.
Co więcej, reżyser wyraźnie wskazuje, że wojna napędzana ideologią jest wyjątkowa, podła i niebezpieczna. Najbardziej widocznym przejawem tego jest fakt, jak wiara katolicka potrafi być wykorzystana do celów politycznych, jako jedno z narzędzi kontroli. Vasquez wyraźnie nawiązał tutaj do czasów hiszpańskiej wojny domowej (widoczne jest to także w wyglądzie pewnych misiów, przypominających faszystów), gdy Kościół katolicki poparł generała Franco. W efekcie po śmierci dyktatora Hiszpanie w ostatnich kilku dekadach zaczęli odchodzić od Kościoła.
Nie są rzecz jasna nowe wnioski, bo chociażby kino przemieliło je już na wiele sposobów. Nieczęsto jednak spotyka się tę tematykę w tak intensywnym wydaniu w filmach animowanych. "Wojny jednorożców" to dla mnie najlepsza kinowa propozycja, jaką do tej pory zaoferował nam dystrybutor Velvet Spoon. Zdecydowanie warto przejść się do kina.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski
Gośćmi najnowszego odcinka "Clickbaitu" są Kamila Urzędowska (pięknie malowana Jagna z "Chłopów") oraz Jan Kidawa-Błoński (reżyser sequela kultowej "Różyczki"). Na tapet wzięliśmy też: "Kosa", "Horror Story", "Imago", "Freestyle", "Święto ognia" i "Tyle co nic", czyli najciekawsze filmy 48. festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.