Magazyn WP FilmEwa Gorzelak dla WP: Wszystko da się ogarnąć

Ewa Gorzelak dla WP: Wszystko da się ogarnąć

Ewa Gorzelak, która w grudniu urodzi córeczkę Zosię, z niecierpliwością i radością, czeka na ten ważny moment. Podobnie jak jej mąż i dwaj synowie, Franek i Rysio, którzy już deklarują pomoc przy siostrze.

Ewa Gorzelak dla WP: Wszystko da się ogarnąć
Źródło zdjęć: © AFP

13.12.2011 | aktual.: 25.09.2017 16:16

Z racji powiększenia się rodziny Ewa Gorzelak chce zdążyć na czas z remontem domu. Pomimo licznych domowych obowiązków, aktorka nie zapomina o swoich podopiecznych z Fundacji "Nasze Dzieci" przy Klinice Onkologii w IPCZD. W okresie przedświątecznym odbyła się premiera charytatywnego kalendarza, do którego pozowały pod wodą znane polskie aktorki. Fundusze uzyskane z jego sprzedaży zostaną przeznaczone na kolonie dla dzieci z chorobami nowotworowymi.

- Pani Ewo, niedawno wzięła Pani udział w sesji podwodnej do charytatywnego kalendarza "Kropla Szczęścia". Dochód z jego sprzedaży zostanie przekazany na rzecz Fundacji "Nasze Dzieci" przy Klinice Onkologii w IPCZD, której jest Pani prezesem...

Nie tylko ja. Do udziału w projekcie udało się namówić dwanaście wspaniałych polskich aktorek: Martę Żmudę Trzebiatowską, Agatę Buzek, Małgorzatę Kożuchowską, Magdalenę Lamparską, Małgorzatę Sochę, Magdalenę Kumorek, Edytę Olszówkę, Jolantę Fraszyńską, Izę Kunę, Tamarę Arciuch i Olgę Frycz. Nad kalendarzem parę miesięcy pracował cały sztab ludzi, którym jesteśmy bardzo wdzięczni, a szczególnie Kasi Manowskiej. To ona była główną organizatorką i siłą napędową całego przedsięwzięcia.

- "Kropla Szczęścia". Skąd taka właśnie nazwa kalendarza?

Nazwa kalendarza jest nawiązaniem do corocznych dwutygodniowych kolonii "Wakacyjna Kropla Szczęścia", które organizujemy dla naszych podopiecznych - dzieci w trakcie i po leczeniu chorób nowotworowych. Tak zbieramy te kropelki szczęścia, aby stworzyć z nich całe morze radości.

- Na co konkretnie zostaną przeznaczone fundusze uzyskane ze sprzedaży kalendarza?

Na nasze kolonie. Co roku organizacja ich to dla nas wielkie wyzwanie. Dla większości dzieci po leczeniu - ze względu na przyjmowane leki, opatrunki wymagające regularnej pielęgnacji - to jedyna możliwość samodzielnego wyjazdu. Rodzice mają do nas zaufanie. Jedzie z nami lekarz i pielęgniarka z Kliniki Onkologii. Kadra to nasi przeszkoleni wolontariusze. Nawet gdyby coś złego się miało wydarzyć, jesteśmy w stanie temu sprostać. Lista chętnych z roku na rok się wydłuża, co nas oczywiście bardzo cieszy, ale z drugiej strony wymaga coraz większych środków finansowych. Poza tym nasz program kolonijny staramy się ułożyć tak, aby dzieciaki spędzały czas jak ich zdrowi rówieśnicy. Dbamy o to, aby wyjazd był swoistą terapią, choć chwilowym powrotem do normalnego życia, przywróceniem chociaż części zabranego przez chorobę dzieciństwa. Bardzo liczę na to, że kalendarz wzbudzi duże zainteresowanie i będzie dobrze się sprzedawał. A nabyć go można poprzez stronę Kropli Szczęścia.

- Przypuszczam, że była to Pani pierwsza sesja podwodna. Czym Panią zaskoczyła i jakie wyniosła z niej Pani doświadczenia?

Pod wodą pozuje się zupełnie inaczej. Nie ma kontaktu z fotografem, ponieważ go nie widać. Człowiek zostaje sam ze sobą, stara się mieć w miarę sensowną minę, przyjmuje różne pozy, nie do końca chyba świadom tego, kiedy walczy z ubywającym w płucach powietrzem. Dla mnie największym problemem było utrzymanie się pod wodą. Sama nie wiem, czy to obfita jedwabna sukienka łapała tyle powietrza, czy może, ze względu na zaawansowaną ciążę, miałam dużą wyporność? W każdym razie dokładano mi coraz to nowe ciężarki na nogi, abym była jak najdłużej blisko dna. Było to bardzo ciekawe doświadczenie.

- Makijaż do takiej sesji musiał być chyba szczególny - super wodoodporny?

Mimo że lubię wodę i nurkowanie, to rzadko kiedy bez okularków i maski otwieram pod wodą oczy. A tu nie dość, że trzeba było je otworzyć, to jeszcze pamiętać, aby po wynurzeniu się ich nie przetrzeć, bo rozmaże się makijaż. Na szczęście, na wysokości zadania stanęły Panie z firmy Kryolan. Nie dość że pomalowały nas takimi kosmetykami i w taki sposób, że po wyjściu z wody makijaż był nienaruszony, to jeszcze całkiem nieźle trzymała się fryzura!

- Gdzie odbywała się ta podwodna sesja?

Bardzo nam zależało, aby zrealizować wszystkie zaplanowane podwodne sesje. Dlatego też ekipa wybrała się specjalnie do Wrocławia, żeby zrobić zdjęcia Magdzie Kumorek. Spotkaliśmy się z wielką życzliwością i otwartością naszych partnerów. W Warszawie natomiast do dyspozycji mieliśmy aż trzy baseny.

- Czy te wodne i podwodne doświadczenia zachęciły Panią do porodu w wodzie?

Nie. To nie jest zbyt popularny sposób rodzenia i niewiele szpitali posiada go w swej ofercie. Choć, muszę przyznać, rozważałam taką możliwość przy poprzednim dziecku.

- Córeczka będzie dla Pani pięknym prezentem pod choinkę?

Wolałabym, żeby urodziła się wcześniej niż w Wigilię (śmiech). Cudownie byłoby, gdyby nie ociągała się z przychodzeniem na świat i aby można ją było położyć pod choinką. Tym bardziej, że nie mam już siły wyręczać Mikołaja i chodzić za niego po sklepach w poszukiwaniu prezentów.

- Chłopcy cieszą się, że niebawem będą mieli siostrę?

Bardzo! Już się nie mogą doczekać. I Franek, i Rysiek uwielbiają małe dzieci, choć chyba nie zdają sobie sprawy jak to jest mieć takiego brzdąca w domu na co dzień. Mam jednak nadzieję, że euforia im szybko nie przejdzie i że znajdę w nich na dłużej pomocników do wychodzenia na spacer, czytania bajek. Do zmieniania pieluch to może przesada (śmiech).

- Dom na przyjście dziecka został już wyremontowany?

Niestety, jeszcze nie. Moi panowie-majstrowie każą jak najdłużej trzymać Zosię w brzuchu. Jej pokoik jest już co prawda gotowy, ale gorzej z pokojami chłopaków. Marzę już o ciszy i spokoju i pomieszkaniu trochę samemu, bez kręcących się po domu miłych panów. Ale idzie ku dobremu!

- Nadchodzący Nowy Rok 2012 upłynie Pani na urlopie macierzyńskim i wychowawczym?

Planowałam, że przynajmniej przez trzy miesiące posiedzę z dzieckiem w domu. Okazało się jednak, że już na początku lutego zaczynam próby w teatrze. Wszystko wskazuje na to, że Zosia będzie za pan brat z teatrem. Nie dość, że całą ciążę grałam z nią w brzuchu, to krótko po urodzeniu będzie jeździła ze mną na próby. Na szczęście w przedstawieniu gra również mój mąż, więc będziemy się wymieniać przy Zosi. Byleby była zdrowa, wszystko da się ogarnąć.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz/AKPA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)