"Batman". Najbardziej oczekiwana premiera roku. Spider-Man może się schować [RECENZJA]
Już 4 marca do polskich kin wejdzie pierwsza wielka hollywoodzka premiera tego roku. "Batman" z Robertem Pattinsonem to kolejna już próba zrestartowania serii ze słynnym bohaterem. I z radością mogę napisać, że udana.
Filmowe losy Batmana były dość kręte. Bardzo dobre filmy mieszały się z okropnymi. W końcu mało kto z nas chce pamiętać o czasach, gdy Batman miał sutki na kostiumie. Hollywood rzecz jasna nigdy nie potrafiło skończyć z tym bohaterem. Po epickiej trylogii Christophera Nolana z lat 2005-2012 producenci szybko wyciągnęli go z emerytury, bo wymyślili sobie, że chcemy oglądać Batmana w wykonaniu Bena Afflecka.
Nie tylko podarowali nam boleśnie słabe filmy ("Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" i "Liga sprawiedliwości" w dwóch wersjach), to jeszcze straszyli, że Affleck nakręci własny film o Nietoperzu. Na nasze szczęście ten projekt przeszedł w ręce Matta Reevesa.
ZOBACZ TEŻ: Zwiastun filmu "Batman"
Teraz, po długim oczekiwaniu w końcu możemy dowiedzieć się, jak wypada ten nowy Batman. Bohatera poznajemy dwa lata po tym, jak zaczął czyścić ulice Gotham z przestępczości. Zamaskowany mściciel nie posiada jeszcze reputacji, która sprawiałaby, że wszyscy kuliliby się przed nim ze strachu. Wielu uznaje go za świra w przebraniu. Sam Batman nie jest zresztą przekonany, czy praca, którą wykonuje, przynosi jakiś wymierny efekt.
Tego typu wprowadzenie postaci jest wyjątkowo odświeżającym pomysłem, bo już na wstępie wyróżnia Batmana Pattinsona na tle poprzednich wersji. Jest on też o wiele bardziej narwany i brutalny niż Mroczny Rycerz w wykonaniu Michaela Keatona czy Christiana Bale’a. Jednak najważniejszym odstępstwem od reguły jest to, że po raz pierwszy pokazano na taką skalę w filmie z Batmanem, dlaczego uchodzi on za najwybitniejszego detektywa w uniwersum komiksowym DC.
Pozwala mu na to przede wszystkim ciekawie rozpisana, wielowątkowa fabuła. Batman musi powstrzymać Człowieka-Zagadkę, który w brutalny sposób pozbywa się znanych osobistości miasta. Antagonista zostawia po sobie różnego rodzaju zagadki, które wymagają zupełnie innych umiejętności niż efektowne okładanie zbirów. To sprawia też, że nie ma w tym filmie scen, gdy ponury bohater w ramach relaksu spogląda sobie na Gotham z najwyższego punktu obserwacyjnego. Jest zbyt zajęty rozwiązywaniem sprawy, która w szybkim tempie urasta do czegoś większego, niż myślał.
Dramat kryminalny
Wątek detektywistyczny jest kluczowy, bo dzięki niemu film wyraźnie wychodzi poza konwencję typowego kina superbohaterskiego. Ma więcej wspólnego z dramatem kryminalnym w stylu "Siedem" Davida Finchera, aniżeli typową, fajerwerkową naparzanką. "Siedem" było zresztą ewidentną inspiracją w sferze wizualnej – w Gotham praktycznie non stop pada, miasto jest brudne i niebezpieczne.
Fabularnie też odnajdziemy podobieństwa, bo trudno w końcu nie pomyśleć podczas seansu, że poczynania Człowieka-Zagadki nie różnią się od tego, co wyrabiał psychopata grany przez Kevina Spaceya.
Pomijając "Siedem", widać też, że Reeves i Warner Bros. wyciągnęli wnioski z sukcesu artystycznego i komercyjnego "Jokera" sprzed trzech lat. Tamten pokręcony dramat psychologiczny także przedstawił Gotham jako ostatnie miejsce na świecie, w którym chcielibyście mieszkać. "Batman" nie jest aż taką rewolucją, ale jeśli chodzi o poziom realizmu świata przedstawionego, klimat, a także konstrukcję fabuły, często wypada lepiej niż Nolanowskie adaptacje.
Robert Pattinson jako Batman
Wielu zapewne ucieszy fakt, że Pattinson ma bardzo dużo scen w kostiumie. Po tym, jak ogłoszono, że zostanie on siódmym aktorem, który wcieli się w Batmana, w mediach społecznościowych pojawiło się sporo głosów krytyki. Ludzie kojarzący Pattinsona głównie z roli wampira Edwarda Cullena z serii "Zmierzch" narzekali, że jak takie "drewno" może grać Bruce'a Wayne'a i Batmana.
Oczywiście mylili się, bo Pattinson to od lat sprawdzona firma i w tym filmie prezentuje się naprawdę dobrze. W jego ujęciu Wayne nie jest żadnym miliarderem-playboyem, tylko osobą zupełnie wycofaną, skupiającą się wyłącznie na pracy mściciela. Kontrast między złamanym, nieszczęśliwym, wręcz niepewnym siebie Wayne'em a wściekle zdeterminowanym Batmanem jest dość fascynujący, bo wygląda, jakbyśmy mieli do czynienia z dwoma różnymi osobowościami.
Dla zbitego jak psa Wayne'a pewną przeciwwagą jest przezabawnie przeszarżowany Pingwin, w którego wcielił się Colin Farrell (aktor jest nie do poznania), a także Zoe Kravitz jako zadziorna i pełna wdzięku Kobieta-Kot. Przyjemnie się patrzy na chemię między jej postacią a Batmanem.
Co nie wyszło
Choć jest za co chwalić film Reevesa, to nie wszystko mu się udało. Przede wszystkim produkcja jest za długa (blisko trzy godziny) – pod koniec ma się wrażenie, że twórcy nie chcieli się rozstać ze swoimi bohaterami. W niejednym miejscu dokonano też zbyt dużego uproszczenia fabularnego. Drażnić mogą też pewne przestoje w akcji – jest moment, gdy reżyser za mocno wyhamował tempo. Dobrze, że po chwilowym kluczeniu odnalazł odpowiednią drogę.
Podejrzewam, że osoby szukające lekkiej rozrywki w ramach ucieczki od tego, co dzieje się teraz na świecie, mogą "Batmanem" się rozczarować. To nie Marvel, gdzie w radosny sposób fabuła przechodzi od jednego zwrotu akcji do drugiego. W filmie z Pattinsonem nie brakuje rzecz jasna zabawy, ale nie uświadczycie tu zbyt wiele humoru – to mroczna, pełna grobowej powagi opowieść. Właśnie w takim duchu są utrzymane najlepsze komiksy z Batmanem. I nie ukrywam, że zdecydowanie wolę taką estetykę niż to, co widzieliśmy np. w "Spider-Man: Bez drogi do domu".
Tym samym, przynajmniej dla mnie, ten film po prostu działa. Jest stylowy, wciągający i ma pewne ambicje. W tym gatunku to już naprawdę duże zalety, więc zdecydowanie warto się wybrać na nowe przygody Batmana. To jedno z najlepszych dzieł komiksowych ostatnich lat.