Splat!FilmFest. Festiwal filmowy dla fanów grozy i science fiction
Młody reżyser pyta w swoim filmie, na ile realne jest masowe "chipowanie" ludzi i co z tego może wyniknąć. "Possessor" to tylko jeden z mocnych tytułów w programie jednego z najbardziej niezwykłych polskich festiwali.
Splat!FilmFest to jedna z młodszych imprez na mapie polskich festiwali filmowych. Mimo krótkiego stażu zdołała się jednak dorobić sporego grona stałych widzów. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na repertuar - filmy, które trafiają do jej programu, trudno znaleźć na innych festiwalach. Dla wielu z nich są zbyt alternatywne, dla tych najbardziej ambitnych intelektualnie i artystycznie - zbyt mało wyrafinowane. Splat!FilmFest poświęcony jest bowiem przede wszystkim tak zwanemu kinu gatunkowemu, czyli horrorom, kinowej fantastyce naukowej, kryminałom.
Za świetny przykład, o co chodzi na tej imprezie i jakie wartości są dla jej organizatorek i organizatorów najważniejsze i decydujące przy budowie repertuaru, posłużyć może tegoroczny "film otwarcia". To "Possessor" w reżyserii Brandona Cronenberga. Prywatnie jest on synem Davida Cronenberga, twórcy takich klasycznych pozycji z dziedziny alternatywnego, ambitnego horroru, jak "Crash: Niebezpieczne pożądanie" czy "Mucha".
"Strach i terror" na Splat!FilmFest
Brandon zdecydowanie poszedł w ślady ojca, co udowadnia swoim najnowszym dziełem. To technohorror, opowiadający o sterowaniu ludzkim umysłem za sprawą wszczepianych do mózgu implantów. Dynamiczna akcja splata się z przetworzonymi teoriami spiskowymi o "chipowaniu" ludzi. A scena, w której lekarze nakładają na twarz leżącej na szpitalnym łóżku bohaterki unieruchamiającą ruchy maskę, a potem wszczepiają jej do organizmu odpowiednio spreparowany mikrochip, jest jak spełnienie najgorszych snów antyszczepionkowców. Wszystko wskazuje na to, że to jest właśnie to, co fanki i fani takiego kina lubią najbardziej.
W programie tegorocznej edycji festiwalu znalazło się kilka sekcji, które znakomicie pokazują, o co chodzi na tej imprezie. Najważniejszą z nich jest "Strach i terror", w której znalazły się horrory i thrillery. Obejrzawszy jedenaście filmów, które znalazły się w tym zestawie, można się przekonać, w jakim kierunku zmierza dziś ten gatunek, jakimi środkami się posługuje, a przede wszystkim - jak daleko potrafi odejść od stereotypów, mocno wzmacnianych przez kolejne seryjne produkcje z Hollywood.
Bo na Splat!FilmFest dominują filmy niezależne, alternatywne, często oparte na niewielkim budżecie, ale ogromnej pomysłowości, wyobraźni i nieoczywistej wrażliwości. To zdecydowanie nie są filmy oscarowe, a raczej takie, które biją rekordy popularności na takich alternatywnych festiwalach kinowych jak Sundance czy SXSW.
Za świetny przykład posłużyć może choćby film "Moje serce bije tylko, gdy mu każesz" w reżyserii Jonathana Cuartasa. Bo oglądając go trudno jasno postawić granicę, gdzie kończy się horror o - nie uprzedzając za bardzo faktów - mordowaniu ludzi, a gdzie zaczyna psychologiczny thriller o dramacie byciu innym, mroczna opowieść o prowincji i jej ukrywanych patologiach czy bolesna wiwisekcja życia w dysfunkcyjnej rodzinie. Sceny, w których bohaterowie zgodnie słuchają tytułowej, lirycznej i spokojnej piosenki, to tylko przedsmak krwawych jatek, do których dochodzi w ich z pozoru spokojnym domu.
Splat!FilmFest. Festiwal gatunków filmowych dla nielicznych
Ale w programie festiwalu znaleźć można także wiele filmów, które o mrok się nawet nie ocierają - wystarczy przyjrzeć się choćby zawartości sekcji "Strasznie śmieszne" - już sama jej nazwa mówi wiele: znaleźć tam można filmy, które - owszem - trochę straszą, ale raczej na wesoło. Przykład? "Kolacja po amerykańsku" Adama Cartera Rehmeiera, wulgarna komedia o niespodziewanej miłości, napędzana odstręczającymi obrazami i dynamicznym rytmem punkowych piosenek w soundracku. Do obejrzenia tego filmu zachęca już choćby zapowiadająca go scena, w której główna bohaterka, ubrana w koszulkę nawiązującą wzorem do amerykańskiej flagi, wariacko poguje po własnym pokoju.
Są momenty, w których SplatFilmFest dotyka obszarów bardzo ekstremalnych, ale cieszących się sporym powodzeniem wśród miłośniczek i miłośników innego kina. W programie znaleźć można pozycje, które są ewidentnymi ukłonami w stronę tych, którzy lubią przed ekranem zniesmaczyć się i uśmiać, oglądając "najgorsze filmy świata".
W tym roku do tej kategorii zaliczyć można przede wszystkim "Morderczą cystę" Tylera Russella - film, który obrzydzenie wywołuje już samym tytułem. To, odwołująca się do tradycji ekranowej ohydy i obrzydliwości, komedia świadomie nakręcona w konwencji "kina klasy B". Opowiada o szalonym lekarzu, którego eksperyment z pryszczami, torbielami i innymi naroślami na ciele, mocno wymyka się spod kontroli.
Sceny, w których po szpitalnych korytarzach grasuje cysta wielkości człowieka, ociekająca ropą i innymi niemiłymi płynami ustrojowymi, może być dobrą odtrutką na prawdziwie dramatyczne obrazy z prawdziwych szpitali, których pełno jest dziś w mediach.
Splat!FilmFest odbywa się w tym roku w dniach 1-14 grudnia, a w związku z sytuacją epidemiologiczną i administracyjnym zamknięciem kin ma charakter stuprocentowo online'owy - wszystkie filmy z obszernego programu można oglądać we własnym domu. Czy groza i terror, znaki firmowe tej imprezy, będą łatwiejsze do przyjęcia, kiedy siedzi się we własnym fotelu czy wręcz przeciwnie? Warto przekonać się samemu.
Splat!FilmFest odbywa się w tym roku w dniach 1-14 grudnia w formule online. Wszystkie filmy można oglądać przez cały czas trwania imprezy, o dowolnej porze, na stronie vod.splatfilmfest.com. Bilet na pojedynczy seans kosztuje 12 zł, a karnet na całą imprezę - 100 zł.
Zobacz także: "Marianne". Zwiastun serialowego horroru